Nie zamierzałem i nie zamierzam się podawać do dymisji. Wiem, co robiłem. Mam czyste sumienie i to udowodnię - mówi w wywiadzie dla "Newsweeka" minister sportu Mirosław Drzewiecki.
Drzewiecki jest jednym z bohaterów "afery hazardowej", która wybuchła po publikacji stenogramów rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z dolnośląskimi biznesmenami z branży hazardowej. Wynika z nich, że politycy PO (m.in. właśnie "Miro" Drzewiecki) lobbowali za korzystnymi dla tych biznesmenów zapisami w ustawie o grach losowych.
Drzewiecki, który w związku z aferą przerwał urlop w USA i wrócił do kraju, po raz pierwszy przerywa milczenie w tej sprawie. Pytany o to, czy zna się Ryszardem Sobiesiakiem przyznaje: - Znamy się od wielu lat, ale to powierzchowna znajomość. Czasami spotykaliśmy przy okazji rozmaitych imprez golfowych. (...) Sobiesiak był u mnie w domu dwukrotnie, ostatni raz 4-6 miesięcy temu. Przywiózł mi kije golfowe i wypytywał, czy w jakimś konkretnym miejscu będziemy mogli wybudować orlika. O nowych opłatach w grach losowych nie rozmawialiśmy - mówi.
Sobiesiak nie naciskał
Zaprzecza też, że to naciski Sobiesiaka doprowadziły do zmiany stanowiska Ministerstwa Sportu ws. tzw. dopłat zapisanych w przygotowywanej ustawy hazardowej. - To kompletne nieporozumienie! Postaram się to wyjaśnić. W 2006 r. za czasów PiS wymyślono, że Stadion Narodowy i jego otoczenie — hala sportowa, baseny — będą budowane z dopłat od automatów do gier. Czas płynął, a rząd Kaczyńskiego nie przygotował żadnego projektu w tej sprawie. Kiedy ja zostałem ministrem jesienią 2007 r., nie mogłem już dłużej czekać na pieniądze z dopłat. Przeforsowałem decyzję rządu, aby stadion budować bezpośrednio ze środków budżetowych, bo tylko to dawało gwarancje, ze ukończymy obiekt na Euro 2012 - tłumaczy "Newsweekowi".
Drzewiecki, mówi też dlaczego później, gdy sprawą zajęło się już CBA, jego resort znów zmienił decyzję i zaczął dopłaty popierać. - W pierwszym dokumencie poinformowałem, że nie powinny zostać przyjęte dopłaty z przeznaczeniem na inwestycje, a w drugim, że dopłaty mogą zostać przeznaczone na sport. I to cała sprawa. Więc gdzie tu afera? - pyta.
Premierowi chodziło "ślimaczenie się prac"
Minister sportu opowiada też o swoim sierpniowym spotkaniu z premierem Tuskiem, który wezwał go do siebie po tym jak CBA poinformowało go o aferze. - Premier poprosił mnie, abym przygotował kalendariusz z prac nad ustawę. Zrozumiałem, że chce wyjaśnić z Kapicą okoliczności prac nad ustawą. Przedstawił to tak, jakby chodziło o zbytnie ślimaczenie się prac - zapewnia.
PiS zarzuca premierowi, że podczas tego spotkania zdradził Drzewieckiemu informacje, które przekazał mu wcześniej szef CBA.
Źródło: "Newsweek"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24