Niezależnie od pogody i pory roku codziennie przed świtem Andrzej Kajda wsiada na rower i rusza w trzykilometrową trasę. Na cmentarz. Codziennie odwiedza tu zmarłego siedem lat temu syna. - Rodzina uważa, że jestem wariatem, ale coś mnie tu ciągnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć - mówi mężczyzna.
Paweł Kajda trzynaście lat temu przeszedł rodzinny przeszczep wątroby. Dawcą była matka. Dwulatek był jednym z pierwszych dzieci w Polsce poddanych takiemu zabiegowi. Operacja pomogła tylko na jakiś czas.
Po kilku latach od przeszczepu ponownie pojawiły się problemy z wątrobą. Chłopiec coraz częściej wracał do Centrum Zdrowia Dziecka. Musiał przechodzić kolejne zabiegi. Ojciec nie odstępował syna na krok. Spał z nim na oddziale, był na każde zawołanie.
Siedem lat temu okazało się, że lekarzom nie uda się wygrać tej walki. Bezrobotny ojciec nie miał nawet pieniędzy na nagrobek dla syna. Aby zgromadzić potrzebna kwotę zbierał złom. Ostatecznie pomógł mu dyrektor cmentarza.
Teraz codziennie przed świtem ojciec przyjeżdża do swojego syna. - Rozmawiam z nim na głos. Zazwyczaj jestem pierwszy na cmentarzu i jeszcze nikogo nie ma - mówi mężczyzna.
Autor: mk / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN