Napastnik twierdził w rozmowie z policjantami, że kontaktował się ze światem przestępczym, żeby zdobyć karabin maszynowy typu Kałasznikow. Chciał z niego zabić jednego z czołowych polskich polityków - poinformował w Sejmie szef MSWiA Jerzy Miller. Minister potwierdził też oficjalnie dotychczasowe informacje o przeszłości Ryszarda C. Sprawca ataku na siedzibę PiS jest już w piotrkowskim areszcie.
Jerzy Miller informując posłów o dotychczasowych ustaleniach dotyczących Ryszarda C. stwierdził, że wszedł on do łódzkiego biura PiS na pewno "z zamiarem użycia broni palnej i noża". 62-latek oddał osiem strzałów w kierunku Marka Rosiaka. Po wyczerpaniu magazynku nie potrafił ponownie naładować swojej broni, dlatego nożem zaatakował Kowalskiego. Rosiak, asystent europosła Wojciechowskiego, zginął na miejscu, Kowalski w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Minister potwierdził, że Ryszard C. strzelał z wyprodukowanego przed II Wojną Światową pistoletu marki Walther. Pistolet ten nie figurował w spisie broni utraconej. Napastnik nie miał pozwolenia na posiadanie broni palnej.
Ostatnie dni
Śledczy odtworzyli też przebieg jego pobytu w Łodzi przed zabójstwem, do którego doszło 19 października. Ryszard C. zameldował się w hotelu „Savoy” w centrum Łodzi już 13 października. Tam nocował do 15 października, po czym przeniósł się do hotelu „Centrum”.
Śledczy zabezpieczyli zapis z monitoringu z obydwu hoteli, a także okolic biura poselskiego PiS.
Napastnik poruszał się po Łodzi wynajętym samochodem Renault Twingo. Po zatrzymaniu Ryszarda C. w tym samochodzie znaleziono jego rzeczy osobiste – m.in. laptop, telefon prepaid ("Aby było trudniej ustalić jego właściciela" – zaznaczył Miller), dokumenty.
Podwójne obywatelstwo
Jak poinformował Miller, Ryszard C. miał dwa paszporty – polski i kanadyjski. Z Kanady wrócił do Polski w 1999 roku. Po powrocie pracował jako taksówkarz w Częstochowie.
17 lipca tego roku Ryszard C. wymeldował się i sprzedał swoje mieszkanie. Mniej więcej w tym samym czasie sprzedał samochód.
Od tamtego czasu sąsiedzi nie widzieli go w okolicy. Według relacji Millera Ryszard C. ma też rodzinę, ale nie utrzymuje z nią zażyłego kontaktu. - Jest to typ osobowości człowieka samotnika – mówił.
Żałował, że strzelał tak mało
Jak poinformował Miller, w swobodnej rozmowie z policjantami Ryszard C. wyraził żal, że miał przy sobie 49 naboi, a zdołał wystrzelić tylko osiem.
Oznajmił też, że zabójstwo planował od ponad roku. Chciał zastrzelić jednego z czołowych polskich polityków. - W tym celu postanowił zdobyć karabin maszynowy typu Kałasznikow. Kontaktował się ze światem przestępczym - karabinu nie zdobył - relacjonował Miller.
Ryszard C. powiedział też, że w jedną z wcześniejszych sobót wybrał się do Warszawy, pod siedzibę Sojuszu Lewicy Demokratycznej, by zabić jednego z czołowych polityków lewicy. – Według jego wypowiedzi do zamachu nie doszło, ponieważ tego polityka nie rozpoznał - opowiadał minister. Gdy Ryszard C. dowiedział się, że polityk ten już przeszedł obok nierozpoznany, postanowił pojechać, aby przygotować się do kolejnej próby. Wtedy spowodował kolizję drogową, został ukarany mandatem.
Według informacji Millera było to jedyne wykroczenie, za które Ryszard C. został ukarany. Mężczyzna nie popełnił żadnego przestępstwa.
Był pod Pałacem
Następnie poszedł przed Pałac Prezydencki, gdzie miał zamiar pozbawić życia innego polityka – Do zamachu nie doszło ze względu na liczną ochronę tego polityka. Jego zdaniem, nie mógł podejść do tego polityka na odległość umożliwiającą oddanie pewnego strzału - relacjonował słowa Ryszarda C. Miller.
Po kolejnej nieudanej próbie napastnik postanowił zmienić swój plan zabójstwa czołowego polityka na zabójstwo innych osób z życia publicznego.
Zabił, bo był rozczarowany polityką
Minister zastrzegł, że "dziś motywy działania zabójcy nie są znane, do chwili obecnej są przypuszczeniem", a na pytanie, czy mógł działać na zlecenie, będzie mogła odpowiedzieć prokuratura.
Posłowie PiS pytali Millera, w jakim trybie odbyła się rozmowa, podczas której podejrzany wygłosił swoją wypowiedź. - To nie była rozmowa, lecz monolog wygłoszony w trakcie czynności w instytucie medycyny pracy w Łodzi - odpowiedział Miller. - Swoją motywację określił jako prywatne rozczarowanie polityką - dodał. Przy podejrzanym zabezpieczono m.in. kartkę z zapisem gróźb karalnych, dotyczącymi nie tylko znanych osób, ale także takich, o których media nie informują.
Policjanci wyszkolą parlamentarzystów
W rozmowie z policjantami Ryszard C. mówił też, że ma raka. – Stwierdził, że pozostało mu sześć miesięcy życia i chętnie by zajmował wieloosobową celę, żeby mógł tam kogoś zamordować. Jest mu obojętne, kim będzie przyszła ofiara – relacjonował Miller.
Po tych informacjach minister – jak mówił – postanowił zaprosić parlamentarzystów i pracowników biur poselskich, na spotkanie z policjantami obeznanymi z zachowaniami charakterystycznymi dla potencjalnych agresorów.
Miller powiedział też, że poprosił szefa BOR-u, żeby spotkał się z kilkunastoma osobami, które - jego zdaniem - należą do grupy jeszcze bardziej zagrożonej niż pozostali politycy z pierwszych stron gazet, i porozmawiał na temat jeszcze bardziej skutecznej ochrony osób.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP