W Usnarzu Górnym na granicy Polski z Białorusią od kilkunastu dni przebywa grupa cudzoziemców. O ich sytuacji mówiła w programie "Tak jest" w TVN24 Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, która od piątku do wtorku wieczorem przebywała w okolicy koczowiska migrantów. Jak przekazała, kontakt z nimi jest utrudniony. - Wiemy też, że niektórzy są w coraz gorszym stanie zdrowia - dodała.
W Usnarzu Górnym k. Krynek (województwo podlaskie) na granicy Polski z Białorusią od kilkunastu dni koczuje grupa cudzoziemców. Osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze, jest tam też policja.
Na miejscu są też przedstawiciele Fundacji Ocalenie, w tym tłumaczka, którzy kontaktują się z imigrantami za pomocą megafonu i przez lornetki obserwują odpowiedzi. Czasami grupa imigrantów komunikuje się poprzez napisy na kartonach podnoszonych do góry, by były widoczne z odległości kilkuset metrów.
Według danych fundacji, grupa koczujących liczy 32 osoby. Obcokrajowcy przekazali w środę informację, że 25 osób spośród nich jest przeziębionych, a część zgłasza poważniejsze dolegliwości zdrowotne. Jak wynika z ustaleń wolontariuszy, najpoważniejszy jest stan około 50-letniej kobiety.
Działaczka o stanie zdrowia i kontakcie z grupą uchodźców
O sytuacji migrantów na polsko-białoruskiej granicy mówiła w programie "Tak jest" w TVN24 Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, która od piątku do wtorku wieczorem przebywała na miejscu koczowiska migrantów.
Jak przyznała, "była tylko świadkiem kontaktu" tłumaczki z migrantami. - To jest dosyć szerokie pole. Ci ludzie są odgrodzeni samochodami Straży Granicznej. Straż Graniczna ogranicza też możliwość komunikowania się tłumaczki. W momencie, kiedy ona krzyczy przez megafon, oni włączają silniki samochodów, żeby ci ludzie nie słyszeli, a także żebyśmy my nie słyszeli, co oni odkrzykują - mówiła Chrzanowska.
Jak przekazała, "tłumaczka próbuje ustalić, w jakim stanie zdrowia są migranci, jak się czują, czy czegoś potrzebują". - Wiemy też, że niektórzy są w coraz gorszym stanie zdrowia, od dwóch dni słychać o tej 52-letniej kobiecie - zwracała uwagę.
- Byłam świadkiem sytuacji, kiedy w sobotę pani doktor chciała się przedostać tylko po to, żeby przekazać leki. Bardzo długo trwały negocjacje z funkcjonariuszami, nie udało się ich przekonać ani do tego, żeby przepuścili panią doktor, ani do tego, żeby przejęli od niej leki, które bardzo skrupulatnie opisała, co i dla kogo - dodała.
Chrzanowska oceniła, że "migranci są na skraju życia i śmierci". - Nie wiem, czy my czekamy, aż ktoś tam umrze i może dopiero wtedy zostaną podjęte realne działania - skomentowała.
Źródło: TVN24, PAP