O migrantach koczujących przy polsko-białoruskiej granicy mówiła w "Faktach po Faktach" siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona wspólnoty "Chleb Życia". - Rozwiązaniem na pewno nie jest przeciąganie tego kryzysu, który przede wszystkim powoduje cierpienie ludzi. Nie wolno patrzeć spokojnie na cierpienie ludzi, kiedy możemy pomóc - przekonywała. Dodała, że "nie ma takiej sytuacji, w której nie można by było podać ręki drugiemu człowiekowi".
Na granicy polsko-białoruskiej, przy polskiej wsi Usnarz Górny, od kilkunastu dni koczuje grupa cudzoziemców. Chcą dostać się na terytorium Polski i starać się o ochronę międzynarodową. Z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradzają im drogę tamtejsze służby. Przejścia na polską stronę pilnują żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej.
Władze w Mińsku oskarżane są o celowe przerzucanie przez granice z Litwą, Łotwą i Polską, które jednocześnie są granicami strefy Schengen, migrantów z Iraku czy Afganistanu w celu wywarcia presji na Unię Europejską z powodu nałożonych przez nią sankcji na białoruski reżim.
Kryzys na granicy z Białorusią. Siostra Chmielewska: nie wolno patrzeć na cierpienie, kiedy możemy pomóc
Siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona wspólnoty "Chleb Życia", mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24, że na kryzys na granicy z Białorusią "odpowiedź jest jedna: powinniśmy przede wszystkim pomóc tym ludziom".
- Rozwiązaniem na pewno nie jest przeciąganie tego kryzysu, który przede wszystkim powoduje cierpienie ludzi. Nie wolno patrzeć spokojnie na cierpienie ludzi, kiedy możemy pomóc - przekonywała. - Nie rozumiem, dlaczego akurat na grzbietach tej nieszczęsnej grupy uchodźców odbija się cała megapolityka, bardzo przewrotna - dodała.
Według niej "nie może być tak, że wygrywa zły". - W tym momencie wygrywa zły, wygrywa tak naprawdę pan (prezydent Białorusi Alaksandr - przyp. red.) Łukaszenka kosztem tych nieszczęsnych ludzi. To jest dla mnie po prostu nie do przyjęcia i myślę, że nie tylko dla mnie - mówiła siostra.
Według niej "są rozwiązania, które by pozwoliły tym ludziom na godne wyjście z (tej) sytuacji, a przede wszystkim uratowanie ich życia i zdrowia".
Siostra Chmielewska: nie ma takiej sytuacji, w której nie można by było podać ręki drugiemu człowiekowi
Przełożona wspólnoty "Chleb Życia" oceniła też, że jeśli nie przyjęlibyśmy migrantów, oznaczałoby to, że "jesteśmy złymi ludźmi". - Nie ma takiej sytuacji, znamy to również z historii, w której nie można by było podać ręki drugiemu człowiekowi, nawet ryzykując własne życie - oceniła.
Przypomniała, że byli ludzie, którzy "w czasie wojny ratowali Żydów z narażeniem życia". - Obecnie też są ludzie, którzy z narażenia życia ratują innych ludzi i to wcale niekoniecznie wyznawców tej samej religii, będących tej samej rasy. Takich ludzi jest mnóstwo na całym świecie - kontynuowała siostra Chmielewska.
- Nie ma sytuacji, w której polityka zabroniłaby mi podać rękę drugiemu człowiekowi. Po prostu nie ma. To mnie może kosztować, ale nie ma takiej sytuacji. To jest nakaz ewangeliczny, tu nie ma dyskusji - przekonywała.
Zaznaczyła, że "oczywiście czasami wymaga to bohaterstwa". - Do bohaterstwa nie każdy jest stworzony. Ale w tym wypadku, w wypadku tych (około - przyp. red.) 30 ludzi stojących na granicy, to nie wymaga żadnego bohaterstwa - oceniła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24