Zwycięstwo mieszkańców lubelskiego osiedla w bitwie o budowę masztu telefonii komórkowej. Po wczorajszej bitwie z policją, dzisiaj wojewoda i prezydenta miasta kazali wstrzymać budowę na miesiąc.
Mieszkańcy zwyciężyli po groźbie zablokowania drogi dojazdowej na plac budowy masztu. Drogi, na której wczoraj doszło do ostrej przepychanki z policją.
Wrzaski, szarpanina, krzyki - tak wczoraj wyglądało osiedle. Do akcji wkroczyło stu funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku. Protestujący byli oburzeni brutalnością policji. - Gdzie jest wolność - krzyczeli.
Po starciu nastąpił bilans ofiar - jedna kobieta stłukła palec, a policjant ma złamany nos.
Policja: tylko dbaliśmy o porządek - Interwencja była nieunikniona, ponieważ mieszkańcy nie pozwalali wjechać ekipie na plac budowy, a firma miała zgodę na budowę - tłumaczyła komendant Magdalena Jędrejek. - Użyliśmy siły jedynie, aby odblokować drogę. W wyniku akcji jedna kobieta ma stłuczony palec, została jej udzielona pomoc - dodała komisarz. - My tylko dbaliśmy na porządek. Nie jesteśmy w stanie rozwiązać tego sporu, to kwestia władz. To była konieczność - stwierdziła.
W oficjalnym komunikacie policja stwierdziła, że interwencja zapobiegła konfrontacji stron konfliktu i zniszczeniu mienia.
"Nikt się z nami nie liczy" Za to mieszkańcy czują się pokrzywdzeni. - Nas się nie spytano, czy chcemy tego masztu. Prezydent nas okłamał, że budowa zostanie wstrzymana, potem wydał nakaz, aby siłą nas usunąć. Nikt się z nami nie liczy - mówił w TVN24 mieszkaniec osiedla Artur Hanryszczak. - Od działki, gdzie powstanie maszt, dzieli nas polna dróżka. Tu żyje mnóstwo dzieci, obok jest szkoła, a policja ochrania betoniarki - tłumaczył Hanryszczak. Powiedział także, że mieszkańcy poprosili firmę ERA o ekspertyzę, czy promieniowanie z masztu będzie szkodliwe. Nigdy nie dostali odpowiedzi.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24