"Pełna bomba". Tak w notatkach opisali ten zakręt. Kiedy tył ich rajdowego opla odklejał się od nawierzchni, na liczniku mieli jakieś 150-160 km/h. - Nawet nie było po co kręcić kierownicą - wspominają. To, że dwa lata temu znaleźli się 10 cm od śmierci, albo ciężkiego kalectwa, dotarło do nich dopiero po kilku godzinach od wypadku. Gdy obejrzeli film z przejazdu, na którym widać jak gruba, drewniana belka przeszywa ich auto na wylot. Na wysokości głów.
Maj 2009, 37. Rajd Elmot, Świdnica. Załoga Paweł Osuch (kierowca), Łukasz Szczepański (pilot) w swoim oplu astrze GSI rusza na trasę siódmego odcinka specjalnego. Chcą się pokazać, bo na pierwszym OS-ie sporo stracili przez deszcz i złe opony. - Ten odcinek był suchy, czyli dla nas idealny. Chcieliśmy powalczyć o każdą sekundę. Pełna determinacja - wspomina w rozmowie z tvn24.pl Osuch.
"Pomysł był dobry. Sprzęt za słaby"
Tuż przed OS-em wprowadzili ostatnie zmiany do notatek. Przy jednym z zakrętów zapisali, że "będą go jechać na pełnym gazie". - Znaliśmy dobrze to miejsce, więc zaznaczyliśmy je jako trochę łatwiejsze - tłumaczy Szczepański. - Nadal uważam, że dało się tam przejechać na pełnej bombie - powtarza jego kolega. Ale tamtego dnia załodze Osuch-Szczepański się nie udało.
Przy prędkości 150-160 km/h Osuch stracił panowanie nad autem. - Mieliśmy słabe opony, nie wytrzymały. Tył się odkleił i samochód poszedł poślizgiem. Próbowałem kręcić jeszcze kierownicą, ale nie dało się już nic zrobić - opowiada kierowca.
Sunęli tyłem, nie widzieli w co uderzą za chwilę. Wpadli na betonowy słup i zatrzymali się na drewnianym ogrodzeniu. Jedna z belek przebiła tylną szybę i utknęła w kokpicie. 10 centymetrów na prawo od głowy Osucha i 10 cm na lewo od głowy Szczepańskiego. Wyrzucili ją, odpięli pasy i wyszli z auta obejrzeć straty.
Uzależnienie jak każde inne
- Pamiętam - i chyba widać to na filmie - że nie byłem na początku jakoś strasznie przerażony. Po kilku godzinach, jak już dotarliśmy do domu, dotarło do nas, co się stało. Czy byliśmy o kilka centymetrów od śmierci, albo ciężkiego kalectwa? Chyba można tak powiedzieć - zastanawia się Paweł. Czy na tyle blisko, żeby wycofać się z rajdów? Nie.
Szczepański: - Rajdy to narkotyk. Nie tak łatwo jest się wyleczyć, zrezygnować z tej adrenaliny. To uzależnienie jak każde inne. Jak za pierwszym razem ci się spodoba, to będziesz jeździł. Jak się wystraszysz, to odpuścisz.
"Kubica nie puści kierownicy"
Osuch od czasu wypadku nie wystartował tylko dlatego, że stracił samochód. - Dojechaliśmy nim wtedy co prawda do domów. Takim bez szyb, krzywym, poobijanym. Do rajdów już się jednak nie nadawał. Trzeba było sprzedać - tłumaczy. Szczepański jeździ z innym kierowcą, ale ma nadzieję, że usiądzie jeszcze obok Osucha. Razem "mają przecież fart".
- Lepszego miejsca ta belka nie mogła wybrać. 10 cm w prawo i byśmy teraz nie rozmawiali. W tym sporcie, oprócz sprzętu, trzeba mieć kupę szczęścia - zaznacza pilot. - To właśnie tego zabrakło Robertowi Kubicy. Przecież on jest świetnym kierowcą, jechał dużo bardziej zaawansowanym autem. Mniej więcej naszą prędkością. A my nie mieliśmy nawet siniaków. Po prostu wyszliśmy z samochodu i wkurzaliśmy się, że już nie jedziemy.
Siniaki, złamania, zmiażdżenia i tak się zresztą nie liczą. Ważne jest tylko to, czy będziesz w stanie dalej jeździć. - Tak będzie z Robertem. On ma wielką lekkość do rajdów, nie męczy się, to jego sport. Jeżeli tylko będzie w stanie utrzymać kierownicę, to nie da sobie jej wyrwać. Mamy nadzieję, że się uda - mówią Osuch ze Szczepańskim.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl