Nie sprzedawałem tajemnic Portu Lotniczego w Gdańsku - przekonuje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Michał Tusk. Taki zarzut postawił synowi premiera Marcin Plichta, jego były pracodawca w linii lotniczej OLT i właściciel Amber Gold.
Marcin Plichta w wywiadzie dla "Wprost" stwierdził, że Michał Tusk przekazywał OLT informacje dotyczące Portu Lotniczego w Gdańsku, czym mógł działać na jego szkodę. Tygodnik pisze też, że syn premiera podczas pracy w trójmiejskim oddziale "GW" zajmował się PR-em na rzecz OLT.
Michał Tusk odpowiadając w wywiadzie dla poniedziałkowej "GW" na zarzuty Plichty, stwierdza, że w jednoczesnej pracy na lotnisku i dla OLT Express nie widzi konfliktu interesów.
"Człowiek lotniska blisko przewoźnika"
Pytany, dlaczego prezes lotniska załatwiał mu pracę (Plichta ujawnił, że był zdziwiony, gdy szef lotniska sugerował mu podczas śniadania w hotelu Hilton, aby zatrudnił syna premiera), Tusk odpowiada: - Jak już mówiłem, o pomoc w poszukiwaniach kadry powstające OLT Express prosiło m.in. Port Lotniczy w Gdańsku. Stąd pytanie prezesa lotniska, z którym omawiałem sprawę mojej pracy dla portu, czy nie podjąłbym się współpracy z OLT w dziedzinie obsługi prasowej. Natomiast zdziwienie Plichty może wynikać z faktu, że nie wiedział o moich rozmowach z dyrektorem OLT.
Syn premiera dodaje, że "chodziło o to, by człowiek lotniska był blisko przewoźnika, który chciał robić wiele poważnych rzeczy w Gdańsku, m.in. stworzyć węzeł przesiadkowy".
Pytany, czy to prawda, że przekazywał OLT informacje m.in. o cenach za obsługę pasażerską, jakie gdańskie lotnisko pobiera od konkurencji - Wizz Air, Tusk odpowiada: - Wysokość tych opłat nie jest tajemnicą, lecz informacją publiczną zamieszczoną na stronie internetowej lotniska. Opłaty są jawne i dla wszystkich takie same.
Syn premiera odnosi się też do innego przykładu konfliktu interesów podanego przez "Wprost". Miał on napisać do dyrektora OLT, aby proponowaną siatkę międzynarodową skorygował, biorąc pod uwagę najnowsze dane z bazy MIDT, do którego ma dostęp na lotnisku. - MIDT nie jest informacją publiczną, ale każdego dnia na lotnisku wysyłamy te dane do wszystkich przewoźników. Gdyby OLT Express nie miał do nich dostępu, to byłby dyskryminowany. W tej konkretnej sytuacji oni doskonale o tym wiedzieli - stwierdza Tusk.
"To może wyglądać nieprofesjonalnie"
Pytany, czy to prawda, że jeszcze podczas pracy w trójmiejskim oddziale "GW" zajmował się PR-em dla OLT, syn premiera stwierdza: - Od chwili, gdy podjąłem z nimi współpracę, nie pisałem już tekstów o lotnisku ani o liniach lotniczych. Natomiast gdy opublikowałem ostatni felieton w "Gazecie", nie byłem już pracownikiem redakcji. Był to felieton pożegnalny.
Przyznaje jednak, że nie miał zgody swojego przełożonego w "GW", był łączyć pracę w gazecie ze zleceniami z lotniska i OLT.
Syn premiera zaprzecza też zarzutom "Wprost", że jeszcze podczas pracy w "GW" przeprowadził wywiad z dyrektorem OLT, sam pisząc pytania i na nie odpowiadając, a później rozmowa ukazała się pod nazwiskiem innego autora. - Nie było tak, że ułożyłem wszystkie pytania. Dałem innemu dziennikarzowi swoje propozycje pytań, a on zredagował swoje i dołożył nowe wątki. Później przygotowałem propozycje odpowiedzi i wysłałem to do dyrektora Frankowskiego - stwierdza Tusk.
I dodaje: - Zdaję sobie sprawę z tego, że to może wyglądać nieprofesjonalnie, ale ostatecznym autorem był podpisany dziennikarz.
"Byłem wkurzony..."
"GW" wytyka synowi premiera, że przed tygodniem o ostatnim przelewie z OLT Express mówił: "Pierwszy raz w życiu byłem autentycznie wkurzony, że dostałem przelew. Stało się dla mnie oczywiste, że w sytuacji, w której OLT nie ma na nic pieniędzy, ktoś to wykorzysta przeciwko mnie. Poza tym źle się czuję z tym, że pewnie jako jeden z niewielu kontrahentów dostałem swoje pieniądze", tymczasem wedle dokumentów "Wprost" miał pisać e-maile do dyrektora, aby OLT szybko zapłacił za fakturę.
- Byłem wkurzony na ten przelew, tu się nic nie zmieniło - odpowiada dziś Tusk. Dopytywany, stwierdził, że nie pamięta dokładnej kwoty, o którą jednak rzeczywiście się dopominał. - Wiedziałem, że chodzi o pięć tysięcy z hakiem. Natomiast z fakturą było tak, że wysłałem ją 3 lipca, a mój e-mail napisałem, gdy firma jeszcze działała i nic złego się nie działo. Wkurzony byłem później, gdy OLT Express ogłosił upadek, a ja nagle dostałem pieniądze - mówi syn premiera.
"Oszukał nas"
Redaktor naczelny "GW" Jan Grzechowiak w wydanym przez siebie oświadczeniu stanowczo zaprzecza, jakoby Michał Tusk sam napisał pytania i odpowiedzi do wywiadu z dyrektorem OLT.
Dodaje, że syn premiera jedynie współuczestniczył w układaniu pytań i został zobowiązany do przekazania ich dyrektorowi linii Jarosławowi Frankowskiemu. - Teraz dowiadujemy się, że nas oszukał i sam napisał odpowiedzi - pisze Grzechowiak.
Zaznacza jednocześnie, że trudno mu w to uwierzyć. - Albo więc dziennikarze "Wprost" zniekształcili jego wypowiedź, albo syn premiera, nasz niedawny kolega, kompletnie się pogubił - pisze naczelny trójmiejskiej "GW".
Autor: mac//kdj/k / Źródło: "Gazeta Wyborcza"