Mateusz Morawiecki przez cztery godziny zeznawał przed komisją do spraw wyborów korespondencyjnych. Podczas przesłuchania nie zabrakło niewybrednych żartów, sprzeczek i wyłączania mikrofonu. Były premier przekonywał, że to Platforma Obywatelska jest winna straty pieniędzy i przyznał, że jest dumny z podpisania decyzji, która "umożliwiała przeprowadzenie wyborów".
Były premier Mateusz Morawiecki zeznawał w czwartek przed sejmową komisją do spraw wyborów korespondencyjnych. Przesłuchanie będzie kontynuowane w środę o 13.
Morawiecki został zapytany przez szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO), czy bierze całą odpowiedzialność za wydanie decyzji, na podstawie której podejmowano czynności zmierzające do przygotowania i przeprowadzenia wyborów kopertowych skutkujące "wyrzuceniem w błoto" około 100 mln zł.
Gdy Morawiecki zaczął odpowiadać, został upomniany przez Jońskiego, by odpowiedział na to konkretne pytanie. - Co to za wyłączanie guzika, może pan wziąć udział w "Familiadzie", panie przewodniczący, co to w ogóle jest - zwrócił się Morawiecki do Jońskiego, gdy został mu wyłączny mikrofon.
Szef komisji odparł, że to nie jest konferencja prasowa. - Może dla pana to jest śmieszne, ale poszło 100 milionów złotych w błoto - powtórzył Joński.
- Wy jesteście winni temu, że poszło w błoto 70 milionów złotych, jest temu winna Platforma Obywatelska, pana kierownik, ówczesny szef PO, pani Małgorzata Kidawa-Błońska i wszyscy ci, którzy się do tego przyznali, w tym również pan Rafał Trzaskowski - powiedział Morawiecki.
- Podpisałem decyzję i jestem z tego bardzo dumny, ponieważ ona umożliwiała przeprowadzenie wyborów, przygotowanie czynności przygotowawczych do przeprowadzenia wyborów i biorę za to odpowiedzialność - oświadczył były premier.
"Wybory korespondencyjne były najwłaściwszym sposobem"
Zdaniem Morawieckiego, wybory w trybie korespondencyjnym były bezpieczniejsze, "podobnie jak zdaniem (byłego szefa ministerstwa zdrowia) ministra Łukasza Szumowskiego i medyków". - Wybory, które zorganizowaliśmy pod przymusem PO, były mniej bezpieczne - ocenił. Podkreślił, że nie miał żadnych wątpliwości, że wybory z głosowaniem przy urnach są mniej bezpieczne z punktu widzenia epidemicznego. - Wybory korespondencyjne były najwłaściwszym sposobem przeprowadzenia wyborów - przekonywał.
- Dla mnie informacje spływające ze świata, a przynajmniej z dwóch kontynentów co do trybów przeprowadzenia wyborów były najbardziej przekonujące. Te informacje spływały z USA, Kanady, Szwajcarii, Niemiec, Korei Południowej i to było bardzo przekonujące, że skoro w takich krajach odbywały się wybory korespondencyjne, to my też powinniśmy je przeprowadzić - wyjaśnił.
Były premier zeznał, że rozmawiał wówczas - czasami kilka razy dziennie - z ministrem Szumowskim, "który miał bardzo szerokie kontakty ze środowiskiem medycznym" i z prof. Andrzejem Horbanem, który był jego głównym doradcą do spraw COVID-19. - Podkreślali oni, że tryb wyborów korespondencyjnych jest bezpieczniejszy - zapewnił.
Pytany, czy zalecenia Szumowskiego były mu przekazywane formalnie czy nieformalnie, odpowiedział, że nie wymieniali się pismami, skoro widzieli się kilka razy dziennie. - Po prostu rozmawialiśmy o problematyce koronawirusa i również o tym, żeby zrobić wszystko, aby pozyskać jak najwięcej środków sanitarnych - dodał.
W rezerwie zaplanowano 500 mln zł na wybory
Były premier powiedział, że decyzję o przeprowadzeniu wyborów kopertowych przez Pocztę Polską i Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych podpisał 16 kwietnia 2020 r., po skorygowaniu niektórych sformułowań prawnych. Dopytywany przez posłankę Magdalenę Filiks (KO), na czym te zmiany polegały, wskazał, że chodziło o to, że zlecił Poczcie Polskiej i PWPW "podjęcie działań przygotowania do przeprowadzenia wyborów", a nie "działań zmierzających do przeprowadzenia wyborów".
Pytany, dlaczego kierowane przez Mariusza Kamińskiego MSWiA i oraz MAP, któremu przewodził Jacek Sasin, nie podpisały umów z PWPW i Pocztą, odpowiedział, że jego decyzje miały rygor natychmiastowej wykonalności.
Pytany, czy zdawał sobie sprawę, że te podmioty mogły mieć problemy finansowe z powodu niezapłaconych faktur, wskazał, że według jego wiedzy podmioty te dostały rekompensatę z rezerwy ogólnej budżetu państwa. Dodał, że rezerwa ta, podobnie jak rezerwa celowa, jest przeznaczana na cele, których nie da się przewidzieć.
- Środki w rezerwie celowej i rezerwie ogólnej wystarczająco zabezpieczały te wydatki. Ostatecznie koszty wyborów wyniosły około 320 milionów złotych, czyli środki z rezerw zabezpieczały je ponaddwukrotnie - powiedział Morawiecki.
Dodał, że w rezerwie zaplanowano ponad 500 mln zł.
"Były rozmowy z Porozumieniem, aby nie zdradzali linii obozu politycznego"
Były premier odniósł się do zeznań byłego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, który powiedział, że Morawiecki uczestniczył w spotkaniu w wilii przy ulicy Parkowej, na którym obecny był m.in. były polityk Porozumienia Michał Wypij i podczas którego omawiano sprawę wyborów kopertowych. - Nie przypominam sobie, abym brał udział w spotkaniu z panem Wypijem. Nie miałem też relacji z tego konkretnego spotkania - zeznał.
Morawiecki został zapytany, czy według jego wiedzy "były propozycje korupcyjne lub sytuacje zastraszania posłów partii Kukiz'15". Odpowiedział, że nie było żadnych propozycji korupcyjnych ani propozycji charakterze zastraszania oraz nie miał wiedzy na temat tego, czy ówczesny szef jego gabinetu spotykał się posłami Kukiz'15.
- Nie wiadomo mi nic o tym, żeby były jakieś pozaprawne naciski na Jarosława Gowina i Michała Wypija, natomiast były rozmowy z Porozumieniem Jarosława Gowina, aby nie zdradzali linii obozu politycznego, z jakiego weszli do Sejmu, tylko żeby lojalnie zachowywali się jak członkowie tego obozu politycznego. Sam pamiętam wiele rozmów z premierem Gowinem - zeznał.
Zapewnił, że wybory korespondencyjne nie mogły wpłynąć negatywnie na sytuację Poczty Polskiej. - Od początku zakładaliśmy, że wszelkie koszty poniesione przez podmioty, którym decyzja jest zlecana, muszą zostać zrekompensowane - poinformował Morawiecki.
Morawiecki o "zdradzie Gowina"
Morawiecki był pytany przez posłankę Anitę Kucharską-Dziedzic (Lewica) o zeznania byłego wicepremiera w rządzie PiS Jarosława Gowina, który opowiedział komisji o spotkaniu z końca marca 2020 roku. W spotkaniu tym - jak relacjonował Gowin - udział wziął Łukasz Szumowski, Mateusz Morawiecki oraz on sam.
Zeznania Gowina zacytowała posłanka Kucharska-Dziedzic. "Ustaliliśmy wtedy we trzech, że będziemy robić wszystko, żeby zapobiec tym wyborom. Po kilku dniach i po rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim pan premier Morawiecki poinformował mnie, że jak się wyraził: Jarosław nalegał na przeprowadzenie tych wyborów. I od tej pory Mateusz Morawiecki już konsekwentnie działał na rzecz przeprowadzenia wyborów kopertowych" - czytała posłanka Lewicy.
- Przykro mi to powiedzieć, bo pan premier Gowin był do tamtego czasu naszym bardzo dobrym kolegą w rządzie, ale w tamtym momencie zdradził nasz obóz polityczny i - co jest również w mediach - doszło do jego spotkania gdzieś pod Warszawą z jednym z liderów opozycji, z przedstawicielem Platformy Obywatelskiej. Wtedy zmienił zdanie i zaczął grać na scenariusz Platformy Obywatelskiej - powiedział Morawiecki.
Według niego, "Gowin realizował swój interes polityczny". - Wiem od jego kolegów z partii Porozumienie, że chciał wówczas zostać marszałkiem Sejmu, może premierem. Po prostu realizował swój cały plan polityczny. Tak że jego zeznania trzeba odczytywać w takim niestety świetle - ocenił były premier.
Dopytywany przez posłankę Lewicy, czy prawdą jest, że zmieniał zdanie w sprawie przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, Morawiecki zapewnił, że "na pewno nie było tutaj żadnej gwałtownej zmiany".
Na uwagę, czy w takim razie Jarosław Gowin kłamał w sprawie tego, że wówczas zmieniał swoją opinię co do tych wyborów Morawiecki odparł: - Jeśli twierdzi pan Gowin, że ja na początku byłem przeciwnikiem wyborów korespondencyjnych, a potem zwolennikiem to tak, kłamie.
Waldemar Buda wykluczony z komisji
Pod koniec obrad z komisji został wykluczony Waldemar Buda (PiS) po tym, jak powiedział do przewodniczącego Dariusz Jońskiego: - Ja jestem prawnikiem, a ty nieukiem basenowym.
Wcześniej Joński trzy raz zwracał uwagę posłowi Budzie i pouczał na podstawie art. 155 ustawy o sejmowej komisji śledczej. Buda odwołał się od decyzji Jońskiego, ale komisja odrzuciła jego wniosek.
Źródło: PAP