Według organizatorów nawet pół miliona ludzi - a wśród niech wiele osób, które przyjechały z całej Polski - przeszło ulicami Warszawy 4 czerwca w proteście przeciwko obecnej władzy. - Możemy złożyć deklarację, że nam nie zabraknie ani siły, ani determinacji, ani konsekwencji, aby wygrać te wybory - oświadczył poseł KO Dariusz Joński. - To był tłum ludzi, także tych, którzy kiedyś głosowali na PiS, mówiących, że chcą zmiany. Jeżeli chcą zmiany, to ta zmiana jest możliwa na jesieni - zauważył szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej Katarzyna Lubnauer i Dariusz Joński podsumowali na poniedziałkowej konferencji w Łodzi marsz 4 czerwca, który w niedzielę tłumnie przeszedł ulicami Warszawy. Organizatorzy szacowali, że w marszu w stolicy wzięło udział pół miliona uczestników.
Joński: jest ogromna nadzieja na zmianę
Dariusz Joński zauważył, że na marszu "widzieliśmy optymizm i nadzieję". - A ta nadzieja jest niezwykle ważna, bo nie da się wygrywać wyborów bez nadziei. Wczoraj to się udało, ludzie uwierzyli, że jesteśmy w stanie wygrać z tym systemem reżimu Kaczyńskiego i zrobimy to z uśmiechem na ustach - mówił.
Zauważył, że "PiS nie ma innego pomysłu, jak tylko mówić, że było mało ludzi, że ulice były puste". - Kiedy doszedłem do placu Zamkowego, dostałem SMS-a, że ludzie nie wyszli jeszcze z placu na Rozdrożu, a to są trzy kilometry. Trzy kilometry ludzi z biało-czerwoną flagą w ręku szło po wolność, szło po zwycięstwo - powiedział.
- Możemy złożyć deklarację, że nam nie zabraknie ani siły, ani determinacji, ani konsekwencji, aby wygrać te wybory. Chcemy zwyciężyć, wczoraj ludzie pokazali że chcą zwyciężyć - podkreślił.
Joński przyznał, że "wesołe pochody i radość na ustach, w tak wielkiej liczbie" ostatni raz widział w 2004 roku, "gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej". - Wtedy też coś się zmieniło, też się coś wydarzyło, wczoraj też. To coś to ogromna nadzieja na zmianę i wygraną. Wygramy - zapewnił.
Lubnauer: rozmiar marszu daje wszystkim kolejny impuls do walki o zwycięstwo
Katarzyna Lubnauer przyznała, że frekwencja marszu zaskoczyła nawet jego organizatorów. - To był wyjątkowo spokojny, pogodny marsz. Nie było tam żadnych ekscesów, nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji. To był marsz, gdzie dobrze się bawiły całe rodziny - wymieniła. - To świadczy, że Polacy chcieli pokazać, że są razem - zaznaczyła.
- Rozmiar marszu daje wszystkim kolejny impuls do walki o zwycięstwo. Jesteśmy już przekonani, że jeżeli za nami jest pół miliona osób w Warszawie i kolejne miliony, które albo oglądały marsz w telewizji, albo były na mniejszych spotkaniach w innych miastach, świadczy to o jednym, że zwyciężymy - mówiła.
- Ten marsz jest symbolem drogi do zwycięstwa. Jesteśmy na początku końca władzy PiS - mówiła posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Budka: tej pozytywnej siły nikt nie zatrzyma
Przewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka odniósł się z kolei do komentarzy ze strony polityków partii rządzącej. - Ministrowie rządu PiS mówią, że uczestnicy nie potrafili zaśpiewać hymnu, to jest to plucie tym wszystkim, którzy pokazali, że mają Polskę w sercach. Jeśli podnosi się tego typu argumenty, to świadczy to o tym, że nie ma się żadnych argumentów merytorycznych. Mogą kłamać o liczbach, o uczestnikach, ale jestem przekonany, że tej pozytywnej siły nikt nie zatrzyma - powiedział dziennikarzom w Sejmie.
Jego zdaniem na marszu pokazano "pozytywny wymiar patriotyzmu". - Moim zdaniem to to ich najbardziej boli - ocenił poseł Budka.
Motyka: Władza nie interesuje się Polakami. Polacy to widzą, dali temu wyraz w Warszawie
Rzecznik PSL Miłosz Motyka komentował w Sejmie, że "energia wynikała z rozmów z Polakami". - My w Warszawie, i innych miejscowościach w Polsce, rozmawiamy z naszymi rodakami, którzy mówią, że po prostu mają dość i oczekują od nas tej aktywności, więc nam tej energii na pewno starczy - zapewnił.
- Poświęcimy czas, energię i wszelkie środki, żeby przywrócić Polskę na tory normalności. Zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Tak się też do wyborów układamy, żeby zmobilizować największą grupę Polaków do oddania głosu na partie demokratyczne, tych centrowych, tych centrowo-liberalnych i tych centrowo-prawicowych - wymieniał rzecznik Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Dodał, że "dzisiaj wszyscy widzą, do czego prowadzi władza PiS-u". - Do autorytaryzmu, do ochrony własnych interesów, do ochrony własnych środków. Ta władza nie interesuje się Polakami. Polacy to widzą, dali temu wyraz w Warszawie i liczymy, że dadzą temu wyraz w październiku [gdy mogą odbyć się wybory parlamentarne - przyp. red.] - podsumował.
Gawkowski: zmiana jest możliwa na jesieni
Szef klubu lewicy Krzysztof Gawkowski ocenił, że "Prawo i Sprawiedliwość się boi". - Jak widzę mobilizację w kraju, to w PiS-ie wiedzą, że to jest czerwona linia, która została przekroczona. Oni zaczynają odchodzić, my zaczynamy przychodzić. To już się nie skończy. Jestem naprawdę pozytywnie nastawiony do tego, co wczoraj widziałem - przyznał.
- To był tłum ludzi, także tych, którzy kiedyś głosowali na PiS, mówiących, że chcą zmiany. Jeżeli chcą zmiany, to ta zmiana jest możliwa na jesieni - zwrócił uwagę.
Horała: o tym, kto rządzi, nie decyduje demonstracja
Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała (PiS) przyznał, że "to była duża demonstracja". - Myślę, że nie warto wchodzić w dywagacje, czy 100, czy 150 tysięcy, było to dużo osób. Takie demonstracje odbywały się za rządów Prawa i Sprawiedliwości. W pierwszej kadencji było ich kilka, bardzo licznych. Zakończyło się to w 2019 roku, historycznym wynikiem PiS-u - stwierdził.
- W wolnym, demokratycznym kraju, w którym żyjemy, każdy ma prawo demonstrować, formułować swoje opinie, a o tym, kto rządzi nie decyduje demonstracja, a wolne wybory - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24