Według organizatorów nawet pół miliona ludzi - wśród niech wiele osób, które przyjechały z całej Polski - przeszło ulicami Warszawy 4 czerwca w proteście przeciwko władzy. O przemarszu oraz o sytuacji politycznej tydzień po tych wydarzeniach dyskutowali w niedzielę 11 czerwca goście "Kawy na ławę" w TVN24.
Marsz odbył się w Warszawie 4 czerwca jako wyraz - podkreślano - sprzeciwu wobec "drożyzny, złodziejstwa i kłamstwa". Demonstrujący opowiadali się za "wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską". Według organizatorów w marszu udział wzięło pół miliona osób, które przyjechały do stolicy z wielu stron Polski.
Wydarzenie to komentowali w niedzielnej "Kawie na ławę" w TVN24 goście Konrada Piaseckiego - posłanka PSL-Koalicji Polskiej Urszula Pasławska, poseł Koalicji Obywatelskiej Adam Szłapka, poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek, poseł PiS i wiceminister funduszy Marcin Horała, poseł Wolnościowców Artur Dziambor oraz Łukasz Rzepecki z Kancelarii Prezydenta.
Szłapka: nie zwolnimy tempa
Adam Szłapka z KO zapowiedział, że "marsz rozpoczął się 4 czerwca i skończy się 15 października", czyli wtedy, gdy - jak się przewiduje - przeprowadzone zostaną wybory parlamentarne. - My naprawę nie zwolnimy tempa - zapowiedział, przypominając o zapowiedzianym na 16 czerwca wiecu w Poznaniu.
- Ci ludzie się zobaczyli, policzyli, zobaczyli, że jest nas zdecydowanie więcej. Taka energia, jak 4 czerwca była w Warszawie, będzie narastała. Ona do 15 października naprawdę doprowadzi do tego, co się zdarzyło w 2007 roku, kiedy wydawało się, że PiS idzie po zwycięstwo - zauważył.
Śmiszek: sukces całej opozycji
Krzysztof Śmiszek z Lewicy ocenił, że marsz 4 czerwca "był niewątpliwie sukcesem i to nie tylko partyjnym, ale całej opozycji". - To już nie był marsz Donalda Tuska czy Platformy Obywatelskiej, tylko był to marsz setek tysięcy wkurzonych obywateli, którzy reprezentowali miliony, które zostały w domach i obserwowały z dużym zainteresowaniem to, co działo się w Warszawie - stwierdził.
- Nie obawiałbym się żadnego zjadania siebie nawzajem, bo nie jest sztuką zamieszać w kotle opozycyjnym, zabrać jednym dwa, drugim trzy i cieszyć się, że jest się hegemonem - mówił, nawiązując do relacji między partiami opozycyjnymi. - Sztuką jest przekonywać nieprzekonanych, tych, którzy się dzisiaj ciągle wahają i najważniejsza jest współpraca - dodał.
Pasławska: marsz 4 czerwca nie był ostatni
Urszula Pasławska z PSL oceniła, że "marsz 4 czerwca nie był ostatni". - Był bardzo ważnym elementem pokazującym, że bliskie nam są podstawowe wartości dotyczące praworządności, konstytucji, państwa prawa. I to jest bardzo dobre. Ale każdy z nas musi dzisiaj iść własną drogą - stwierdziła.
Dodała, że współpraca na opozycji "potrzebna jest również na sam finał". - Bo może się okazać, że mimo że dążymy do '89 roku, to będzie nas czekał '81 rok, dlatego że sędziowie w Sądzie w Najwyższym, w izbie, która orzeka o ważności wyborów, to są wszyscy neosędziowie - zwróciła uwagę.
Posłanka wymieniała, że ponad podziałami powinny być rozwiązywane sprawy edukacji: psychologów, zmian w podstawie programowej, darmowych posiłków i angielskiego od pierwszej klasy. - O tym dzisiaj powinniśmy rozmawiać, bo inaczej z tej kłótni dwóch największych partii, która trwa od osiemnastu lat, nigdy nie wyjdziemy - ostrzegała.
Dziambor: jest bardzo silna potrzeba zmiany
Artur Dziambor z koła Wolnościowców przypomniał, że telewizja rządowa nie transmitowała marszu. - Jeżeli mówimy o zrywach, to Prawo i Sprawiedliwość zdążyło tyle popsuć i wkurzyć tylu ludzi, że rzeczywiście jest bardzo silna potrzeba zmiany - ocenił. - Tylko ta silna potrzeba zmiany musi być podbudowana reprezentacją, która ma konkretne pomysły, konkretne poglądy i konkretne rozwiązania, a nie tylko "idźmy razem, bo jesteśmy fajni" - zaznaczył.
Dodał, że nie zgadza się z postulatem, aby już teraz zapewniać o współpracy na opozycji. - To deklaracja, w której słabsza partia poddaje się dyktatowi silniejszej partii - przekonywał.
- Takich marszy powinno być więcej, natomiast nie wiemy, jaka emocja będzie we wrześniu i październiku. Wakacje wszystko resetują, a we wrześniu i październiku możemy się spotkać z wydarzeniem, z konkretnym tematem, który znów podzieli Polaków - mówił.
Horała: Efekty marszu? Zjedzenie przystawek
Marcin Horała z PiS przyznał, że "to był bardzo duży marsz". - Jakie są efekty? Zjedzenie przystawek w postaci PSL-u, Hołowni i Lewicy, zwłaszcza koncepcji "trzeciej drogi"? Jaka trzecia droga"? Jest jedna droga. Tuska - przekonywał.
- Komu spadło w sondażach? Przecież nie PiS-owi. Spadło tymże partiom: Hołowni, PSL-owi i Lewicy. Na bieżąco zyskuje Platforma, to prawda, staje się hegemonem po stronie opozycji. W dłuższej perspektywie zyska również Konfederacja, bo stanie się jedyną opcją, która nie chce popierać PiS-u, ale nie chcą też popierać Platformy - przewidywał.
Jego zdaniem zyska też na tym jego partia, PiS. - Bo to uczciwie stawia sprawę: do wyboru jest Prawo i Sprawiedliwość albo powrót rządów Donalda Tuska - oświadczył. W tym wypadku, jak wymieniał, "ktoś, kto ma w miarę konserwatywne poglądy, chciałby poprzeć PSL, ale widzi, że de facto będzie musiał popierać Donalda Tuska zakładającego powszechną aborcję, LGBT i tak dalej".
Rzepecki: Tusk doprowadza do sytuacji, gdzie będzie tylko jedna opcja na opozycji
Łukasz Rzepecki z Kancelarii Prezydenta stwierdził, że "z jednej strony można się cieszyć, że jest demokracja, i demokracja ma się świetnie". - Ale z drugiej strony widzimy tę niechęć, agresję w kierunku pana prezydenta Andrzeja Dudy, w kierunku rządzących. Tak się nie powinno maszerować, tak się nie powinno swoich postulatów artykułować - stwierdził.
Jak dodał, Donald Tusk "doprowadza do sytuacji, gdzie będzie tylko i wyłącznie jedna opcja zjednoczonej opozycji". - I wszystkie ugrupowania, które są mniejszymi ugrupowaniami na scenie opozycyjnej, będą miały do wyboru: iść z Donaldem Tuskiem albo iść z Konfederacją czy z Prawem i Sprawiedliwością - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Ostrowski @Peter.Sharps