Setki tysięcy osób z całej Polski przeszło przez centrum Warszawy w marszu 4 czerwca. W tym dniu reporterzy TVN24 rozmawiali z nimi o ich motywacjach, ale i marzeniach. "Przyszłam, żebym nie dusiła się w swoim kraju, który kocham", "Walczymy tutaj o wolność dla nas, dla młodych" - usłyszeli.
"Przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską" - pod takim hasłem marszu 4 czerwca setki tysięcy ludzi przeszło wczoraj ulicami Warszawy. Obecni byli politycy opozycji, liczni przedstawiciele organizacji społecznych, a także obywatele. Wszyscy zebrani w jednym celu - by wyrazić swój sprzeciw wobec władzy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Donald Tusk podsumował marsz. "Już nic nie będzie takie samo" "Pierwszy raz Jarosław Kaczyński ma z kim przegrać"
"Jest duża siła"
Z uczestnikami marszu rozmawiali reporterzy TVN24. - Przyszłam tutaj na na marsz, żeby i zademonstrować swoje poczucie wolności i zademonstrować to, żebym nie dusiła się w swoim kraju, który kocham. Ja, prawdziwa Polka - podkreśliła jedna z uczestniczek.
- To, co mnie sprowokowało, żeby przyjść na marsz, to wydarzenia ostatnich tygodni. Przekroczone zostały czerwone linie, jeżeli chodzi o praworządność, o ordynarne łamanie zasad, jakimi powinniśmy się w naszym społeczeństwie kierować. Jestem tutaj, żeby wyrazić sprzeciw i żeby walczyć za demokrację - tłumaczył stojący przy kancelarii premiera mężczyzna.
"Trzeba coś zmienić w końcu i pokazać niedowiarkom, że jest duża siła", "Mamy dosyć tego, że brakuje szacunku władzy do innych obywateli" - dodawali inni.
"Walczymy tutaj o wolność dla nas, dla młodych"
Trzymająca białą i czerwoną różę kobieta tłumaczyła: - Chcemy, żeby Polska była naszym krajem, żeby nas nikt nie oszukiwał, żeby nie mydlił oczu, żeby nasze dzieci, wnuki rosły i żyły w spokojnym kraju rządzonym prawdziwym prawem, którego konstytucję dźwigam w plecaku.
Młoda kobieta w rozmowie z reporterem TVN24 podkreśliła, że "walczymy tutaj o wolność dla nas, dla młodych". - Obecnie partia rządząca, no niestety, nie dba o nas w ogóle, tak że przyszliśmy tutaj, żeby walczyć o wolność, tolerancję i równość praw - wymieniała.
Inny z uczestników przyznał, że ze względu na wiek ma "trochę nerwy rozszarpane". - I ostatnio się tak wkurzyłem, że postanowiłem wynająć prywatnie autobus 35-osobowy i zawiozłem grupę tutaj do Warszawy - powiedział. Dodał, że "lista" jego uwag względem rządzących jest za długa i "zabrakłoby czasu" na mówienie o niej.
"Manifestacja naszego poparcia dla wolności"
Obecny na marszu mężczyzna podkreślał, że uczestnicy są tu po to, by "zamanifestować poparcie dla wolności, dla demokracji, dla otwartych granic dla Unii Europejskiej dla wolnej Polski".
Kobieta, której towarzyszyły córki, mówiła, że jej zdaniem "to jest nasza misja społeczna, to nasz obowiązek, żeby nie siedzieć w domu w fotelach, ale pokazać, że już mamy dosyć".
Trzymający polską flagę mężczyzna punktował, że mamy do czynienia z "ogólną dewastacją kraju pod każdym względem". - Tu nie tylko chodzi o prawo. Chodzi o gospodarkę, to rozkradanie, niszczenie, te afery, które były, to tego nie sposób zliczyć w tej chwili - przyznał.
Przed kamerą TVN24 wypowiedział się także mężczyzna, który na demonstrację zabrał syna. - 34 lata temu ja z tatą byłem na wyborach - zwrócił się wzruszony do swojego dziecka. - I teraz dla Juliusza robię to samo - dodał.
Źródło: TVN24