Sondaże pokazały, że to może być początek końca Prawa i Sprawiedliwości, dlatego prezes Kaczyński postanowił to, co postanowił - tak doktor Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego i były europoseł PiS, komentował decyzję szefa partii rządzącej o zwrocie ministerialnych nagród. Gość "Wstajesz i wiesz" w TVN24 podkreślił, że Jarosław Kaczyński "sprytnie" skierował dyskusję o nagrodach na sprawę zarobków samorządowców.
Prezes PiS zapowiedział w czwartek, że do Sejmu trafią projekty ustaw dotyczące między innymi obniżenia pensji poselskich o 20 procent. Dodatkowo oświadczył, że ministrowie konstytucyjni i sekretarze stanu z gabinetu Beaty Szydło przekażą swoje nagrody na cele charytatywne.
Według informacji kancelarii premiera za 2017 rok premie finansowe otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów (od 65 100 złotych rocznie do 82 100 złotych), 12 ministrów w KPRM (od 36 900 złotych rocznie do 59 400 złotych) oraz była premier Beata Szydło (65 100 złotych). Ostateczna decyzja o przyznaniu nagród należała do ówczesnej szefowej rządu.
"Przegrywał w szachy, postanowił rozwalić ten stolik i zagrać w warcaby"
Migalski podkreślił, że czwartkowa decyzja Kaczyńskiego została podjęta pod wpływem opinii publicznej i spadku poparcia dla PiS w sondażach.
- Te sondaże pokazały, że to może być przyczyna końca Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego Jarosław Kaczyński postanowił to, co postanowił i w związku z tym, że przegrywał w szachy, postanowił rozwalić ten stolik i zagrać w warcaby, w które być może lepiej mu pójdzie - podkreślił politolog.
Zdaniem Migalskiego sprawa nagród finansowych dla ministrów jest bulwersująca dla wyborców.
- Do nich dotarła informacja, że pani Beata [Szydło - przyp. red.] przyznała sama sobie [ponad - red.] 60 tysięcy złotych, czyli mniej więcej dwuletnie ich [wyborców - red.] uposażenie. To jest konkret, bo jeśli mówimy o 750 milionach, które poszły na [Polską - red.] Fundację Narodową, to ludzie nie są w stanie sobie wyobrazić co to jest 750 milionów. Natomiast 60 tysięcy każdy wyborca - nawet wyborca PiS-u - jest w stanie wyobrazić sobie, co zrobiłby za 60 tysięcy - podkreślił politolog.
"Opozycja mnoży wątpliwości"
Gość "Wstajesz i wiesz" zwrócił również uwagę na deklarację prezesa PiS o projekcie ustawy obniżającej pensje posłów i samorządowców.
- Ten ruch Jarosława Kaczyńskiego jest o tyle sprytny, że on stawia opozycję w trudnej sytuacji - podkreślił. W jego ocenie politycy opozycyjni, którzy bronią obecnej wysokość wynagrodzeń samorządowców, spotkają się z publiczną krytyką.
- Dzisiaj to Jarosław Kaczyński mówi, że będziemy surowi, oszczędni, będziemy jak mnisi. Natomiast opozycja mnoży wątpliwości. Mówi, że przecież samorządowcom nie wolno zabierać, to jest populizm. To pokazuje, że w sensie politycznym to bardzo sprytny ruch - wskazał.
"Wszystko pozostanie po staremu"
Zdaniem Migalskiego ustawa obniżająca pensje dla polityków jednak i tak nie wejdzie w życie. Według niego Jarosław Kaczyński zdaje sobie z tego sprawę.
- Na końcu pani [Julia - red.] Przyłębska z panem [Mariuszem - red.] Muszyńskim w Trybunale Konstytucyjnym orzekną niekonstytucyjność tej ustawy i wszystko pozostanie po staremu - przewidywał politolog we "Wstajesz i wiesz".
Autor: PTD//now / Źródło: TVN24, PAP