- Wiem, że pewien bardzo ważny polityk kazał zbierać na mnie informacje. Nie mogę zdradzić jego nazwiska, bo wciąż pełni istotną funkcję w państwie - mówił w "Magazynie 24 godziny" Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier nie chciał odpowiedzieć, czy owym "ważnym politykiem" może być prezydent Lech Kaczyński.
- Mnie każdy może podsłuchiwać. Ja nie mam nic do ukrycia. Poza tym przez telefon nie mówię nic złego, więc takie podsłuchiwanie mnie to musiała być strasznie nudna praca - mówił były premier w "Magazynie 24 godziny".
Fakt, że pewien "ważny polityk" wydał Witoldowi Marczukowi - ówczesnemu szefowi ABW - polecenie "zbierania kwitów na Marcinkiewicza" udało się potwierdzić byłemu premierowi w dwóch niezależnych źródłach.
- Poinformował mnie o tym jeden z moich ministrów i minister z Kancelarii Prezydenta. Było to dla mnie przykre, ale przede wszystkim zagrażało to interesom państwa. To premier nadzoruje służby specjalne. A jeżeli on nie wie nic podsłuchu, to znaczy, że służby działają niezgodnie ze swoimi procedurami - uważa Marcinkiewicz.
Skąd minister w Kancelarii Prezydenta mógł posiadać informacje o podsłuchiwaniu premiera? Marcinkiewicz ucieka od odpowiedzi. Na pytanie, czy "w sprawę zbierania haków mógł być zamieszany prezydent Lech Kaczyński?" polityk odpowiedział: - Proszę o następny wątek.
Polityk w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim podkreślił też, że sprawa inwigilacji czołowych polityków za czasów rządów PiS-u powinna zostać jak najszybciej wyjaśniona przez komisję śledczą.
Źródło: tvn24