W Polsce potwierdzono pierwszy przypadek małpiej ospy. - Dużo osób się martwi, dużo osób do nas dzwoni. Miałam telefon od pewnej mamy, która się zaniepokoiła, że ma dziecko z ospą wietrzną i mówi: "a może to nie wietrzna, tylko małpia?" - opowiadała w "Faktach po Faktach" dr Grażyna Cholewińska-Szymańska. Przyznała, że objawy obu chorób są podobne. Wirusolog dr Tomasz Dzieciątowski uspokajał, twierdząc, że "pandemia jako taka nam nie grozi".
O pierwszym przypadku małpiej ospy w Polsce poinformował w piątek minister zdrowia Adam Niedzielski. - Mieliśmy około 10 podejrzeń małpiej ospy, próbki są badane. 10 czerwca to dzień, gdy mamy pierwszy przypadek - powiedział szef MZ podczas konferencji prasowej zorganizowanej na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. Małpia ospa to rzadka, odzwierzęca choroba wirusowa. Zwykle występuje w zachodniej i środkowej Afryce. Wśród symptomów wymienia się gorączkę, bóle głowy i wysypkę skórną, która zaczyna się na twarzy i rozprzestrzenia się na resztę ciała. Przypadki zakażenia wirusem małpiej ospy zarejestrowano ostatnio m.in. w Niemczech, Szwajcarii, Hiszpanii, Belgii, Włoszech, Portugalii, Wielkiej Brytanii, Austrii i w Szwecji.
O małpiej ospie i ryzykach związanych z pojawieniem się choroby w Polsce mówili goście piątkowych "Faktów po Faktach": dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, specjalistka chorób zakaźnych, ordynator w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie i dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
"Pomału sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli"
- Każde nowe zjawisko, które jest uwarunkowane etiologicznie przez wirusa, musi budzić pewien niepokój i na pewno powinno być przyczyną naszej zwiększonej uwagi - przekonywała dr Cholewińska-Szymańska. Według niej "jeżeli widzimy, że po kilku tygodniach od pierwszego przypadku zarejestrowanego w Wielkiej Brytanii mamy przypadki już globalnie występujące i w Australii, i w Stanach Zjednoczonych, i wielu krajach Europy, to znaczy, że pomału sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli".
- Nie mówimy na razie o wielkiej epidemii, ale trzeba się temu przyglądać, trzeba na to uważać i starać się te przypadki, które są podejrzane o zakażenie lub z ewidentnymi zjawiskami klinicznymi, hospitalizować i izolować - podkreśliła. Zaznaczyła jednocześnie, że dla ogólnej populacji "ryzyko zakażenia przy normalnym stylu życia jest niskie albo umiarkowane". - Natomiast ono wzrasta do wysokiego w pewnych populacjach. Mówi się, że większość przypadków rejestrowanych w Europie ma przebieg łagodny i nie musi być nawet hospitalizowana - uzupełniła.
Dodała, że przypadki, które trafiają do szpitala, mogą mieć cięższy przebieg lub powikłania w postaci np. zapalenia płuc czy zapalenia opon mózgowych. - Ale większość przypadków w Europie Zachodniej, o których wiemy, nie musi być hospitalizowana, leczona jest ambulatoryjnie lekami objawowymi - wskazała.
Ospa wietrzna czy małpia?
- Dużo osób się martwi, dużo osób do nas dzwoni. Miałam telefon od pewnej mamy, która się zaniepokoiła, że ma dziecko z ospą wietrzną i mówi: "a może to nie wietrzna, tylko małpia?" - powiedziała Cholewińska-Szymańska.
Zwróciła uwagę, że objawy obu chorób w początkowym okresie są podobne. - Jak w każdej infekcji wirusowej jest gorączka, ogólne rozbicie, bóle mięśniowe, a potem, po dwóch, trzech dobach, w jednej i drugiej chorobie, pojawiają się wykwity na skórze - tłumaczyła. Jak dodała, "w przypadku lekarzy chorób zakaźnych te zmiany skórne są do odróżnienia na oko". - Nie musimy mieć potwierdzenia badaniami genetycznymi, bo te zmiany są troszkę inne jednak - stwierdziła.
Doktor zauważyła, że okres wylęgania w przypadku małpiej ospy jest dłuższy niż w przypadku wirusa SARS-CoV-2. - Wynosi mniej więcej 5-14 dni, ale może sie przedłużać do 25, dlatego okres kwarantanny i izolacji wynosi trzy tygodnie - wyjaśniła. Dodała, że osoba zakażona, u której nie pojawiły się jeszcze objawy skórne, może zarażać.
"Pandemia jako taka nam nie grozi"
Dzieciątkowski uspokajał, że "wirus małpiej ospy ma daleko mniejszy potencjał epidemiczny" niż COVID-19. - Pandemia jako taka nam nie grozi. Myślę, że będą to odizolowane ogniska epidemiczne - stwierdził.
Zaznaczył, że o małpiej ospie wiemy znacznie więcej niż o koronawirusie dwa lata temu. - Pierwsze zakażenia u zwierząt były wykryte już w latach 50. XX wieku. Zakażenia u ludzi stwierdzano już w latach 70. Pojedyncze przypadki w Europie, zawleczone z Afryki, gdzie ten wirus występuje endemicznie, są stwierdzane co roku, w związku z tym nie jest to nic specjalnie nowego - zauważył.
Jak mówił, "tutaj mamy ułatwioną sytuację, bo jest to wirus w dużej mierze spokrewniony z wirusem ospy prawdziwej". - Konsekwencje nie są tak poważne, zaraźliwość jest daleko mniejsza, odsetek zgonów również jest daleko mniejszy, natomiast z racji podobnego behawioru mamy większą wiedzę na temat zachowania wirusa ospy jako takiej - wyjaśnił.
Dodał jednak, że wirus, z którym mamy obecnie do czynienia, będzie wymagał dalszych badań. - Do tej pory w Afryce Zachodniej podstawowym zakażeniem było zakażenie odzwierzęce. W Afryce Wschodniej kontakt był ułatwiony, tam wirus przenosił się między ludźmi, ale głównie przez bezpośredni kontakt. My tutaj (na Zachodzie - red.) do końca nie wiemy, mamy dużo podejrzeń, bo to jest również droga kropelkowa, droga kontaktów seksualnych, że ten wirus troszeczkę zmienił swoje zachowanie i stąd ułatwione zakażenia w krajach rozwiniętych - tłumaczył.
"Mamy do dyspozycji jeden lek"
Pytana o leczenie chorych na małpią ospę Cholewińska-Szymańska powiedziała, że "na razie wśród leków swoistych przeciwwirusowych mamy do dyspozycji jeden lek". - On jest w Polsce zarejestrowany, również Europejska Agencja Leków zarejestrowała go jako lek ze wskazaniem przy ospie małpiej. Problem polega na tym, że nie ma go na rynku - zauważyła.
Przekazała jednocześnie, że dostała w piątek komunikat z resortu zdrowia, że "istnieje pewna ścieżka administracyjna pozyskania tego produktu przez zamówienie na import docelowy". Dodała, że w związku z dużym popytem "polskie hurtownie farmaceutyczne tego leku nie mają".
Dzieciątkowski z kolei powiedział, że szczepionka, która będzie działała przeciwko wirusowi małpiej ospy, to będzie szczepionka przeciwko wirusowi ospy prawdziwej. - W związku z tym trzeba wyraźnie podkreślić, że żadna osoba urodzona po 1980 roku w Polsce nie jest zaszczepiona, dlatego że w 1980 roku WHO uznało świat za wolny od ospy prawdziwej - przypomniał. Dodał jednak, że nie ma i - jego zdaniem - nie będzie potrzeby szczepienia całej populacji.
"Możemy się na jesieni spodziewać nowej fali" COVID-19
Goście "Faktów po Faktach" mówili także o koronawirusie. - Nasze społeczeństwo bardzo chce zapomnieć o pandemii COVID-19. Ale trzeba podkreślić, że jeżeli będziemy chcieli zapomnieć o SARS-CoV-2, to on nie zapomni o nas - stwierdził Dzieciątkowski.
Cholewińska-Szymańska oceniła, że "informacja, którą minister zdrowia podał, że 91 procent polskiego społeczeństwa jest już uodpornione, albo w sposób naturalny, albo szczepionką, uspokoi czujność społeczną". - Nie dodał, że ta odporność bardzo gwałtownie wygasa po 5-6 miesiącach. W związku z tym możemy się na jesieni spodziewać nowej fali - ostrzegła.
Oboje nie wykluczyli, że czekają nas kolejne dawki szczepionki przeciw COVID-19.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24