Ola na dźwięk dzwonka do drzwi reagowała paniką. Magda chowała się za kapeluszem do czasu, aż jej kolega ściągnął go jej w miejscu publicznym. Przepłakała wtedy całą noc. Ola nie płakała, gdy jej mama goliła ją "na łyso". Już po wszystkim utonęła we łzach. Kilka lat później zdjęła perukę przed Pałacem Kultury, czym dała siłę tysiącom kobiet takich jak ona. Ola i Magda to alopecjanki, czyli osoby chore na łysienie plackowate. W tym tekście oddaję im głos.Artykuł dostępny w subskrypcji
- Choroba jest podstępna i niewdzięczna. Niewdzięczna, bo pacjent na starcie nie wie, czy próby, które podejmuje, będą skuteczne - mówi Iwona Poręba, trycholog. Alopecia areata, czyli łysienie plackowate, to droga w nieznane. - Diagnoza to szok. Ludzie nas oceniają na podstawie tego, co widzą. Włosy nie pełnią wyłącznie roli dekoracyjnej na naszej głowie, ale rolę społeczną. Kiedy tracimy włosy, tracimy poczucie własnej wartości i pewność siebie - dodaje.