Lekarze chcą, by Mateusz Morawiecki wytłumaczył swoje słowa o tym, że w polskim sektorze ochrony zdrowia "marnowane jest około 15 procent wydatków". Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy wystosował list do ministra finansów. Domaga się w nim, by Morawiecki przedstawił dowody na poparcie swojej tezy. "Jeżeli Pan sam nie potrafi tego zrobić, prosimy o powołanie ekspertów, którym Pan ufa, aby oni odpowiedzieli na te pytania" - napisali w liście lekarze.
Wicepremier Morawiecki, w jednym z wywiadów w połowie października podsumował swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych. Powiedział wtedy, że "pokazywano mu dane", z których wynika, że w USA 17 procent wydatków w służbie zdrowia uważa się za "patologię i marnotrawstwo - to, co przecieka przez palce". - W Danii jest to 12 procent. Załóżmy, że w Polsce jest to 15 procent - wyliczał szef resortu finansów. Dodał, że NFZ stara się dobrze wydawać pieniądze, a jednak jest szereg nieprawidłowości.
- W Waszyngtonie pokazywano mi zestawienia, z których wydaje się niemal pewne, że w naszym systemie już dzisiaj kilkanaście miliardów jest źle wydawane - powiedział w rozmowie w TVP1.
"Nie przedstawił Pan żadnych merytorycznych podstaw"
Słowa Morawieckiego oficjalnie skomentował związek zawodowy lekarzy.
"Stwierdził Pan niedawno autorytatywnie, że marnotrawstwo w polskiej publicznej ochronie zdrowia wynosi ok. 15 proc. wszystkich środków i konieczne jest najpierw "uszczelnienie" systemu, a dopiero później dodawanie do niej dodatkowych pieniędzy. Nie przedstawił Pan jednak żadnych merytorycznych podstaw na potwierdzenie swojej tezy o skali tego marnotrawstwa (...)" - napisali w liście do ministra finansów przedstawiciele OZZL.
Lekarze zwrócili uwagę, że o "nieszczelności systemu", jako uzasadnieniu dla niepodnoszenia nakładów na publiczną ochronę zdrowia słyszą od "kolejnych rządów, a zwłaszcza ministrów finansów, już od 28 lat". "Wzywamy zatem Pana, aby wskazał Pan nam na czym polega to 15-procentowe marnotrawstwo środków przeznaczonych na publiczną ochronę zdrowia i w jaki sposób mamy je zlikwidować".
Dodali w liście, że jeśli minister nie jest w stanie wyjaśnić swoich słów i przedstawić dowodów na ich poparcie, powinien powołać ekspertów, którzy się tym zajmą. "W przeciwnym razie będziemy musieli uznać, że obecny minister finansów, podobnie jak jego poprzednicy, szuka jedynie taniej wymówki dla swojego sprzeciwu wobec odpowiedniego finansowania publicznej ochrony zdrowia" - kończą list.
Protesty głodowe w kilku miastach
Lekarze rezydenci protestują od 2 października - prowadzą głodówkę w Warszawie, Szczecinie, Lesznie, Łodzi, Krakowie, Gdańsku, we Wrocławiu, a od 24 października także w Płocku.
Domagają się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB w 2021 r. oraz powołania zespołu, który zająłby się analizą i renegocjacją zapisów ustawy regulującej minimalne wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia. Chcą też podwyższenia swoich wynagrodzeń do 1,05 średniej krajowej.
Tymczasem resort zdrowia informuje, ze skończył prace nad ustawą gwarantującą stopniowy wzrost nakładów na zdrowie do6 proc. PKB do 2025 roku. Resort zwraca też uwagę, że zgodnie z przyjętą już ustawą, wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia będą stale wzrastać. Zaproponował też, by rezydenci odbywający szkolenie w deficytowych dziedzinach medycyny otrzymywali tzw. dodatek motywacyjny w wysokości 1200 zł brutto.
Premier: nie znajduję podstaw do tego protestu
Premier Beata Szydło poinformowała tymczasem we wtorek w programie "Jeden na jeden" w TVN24, że nie spotka się z protestującymi lekarzami, dopóki ci nie zakończą swojego protestu. - Nie znajduję w tej chwili podstaw do tego protestu - stwierdziła i przypomniała, że podczas jedynego dotychczasowego spotkania z rezydentami, protestujący przekazali jej trzy główne postulaty, a te - jak powiedziała - są obecnie "realizowane".
Szydło poinformowała też, że rząd na wtorkowym posiedzeniu zajmie się projektem, który przewiduje systematyczny wzrost nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 r.
Autor: mnd/adso / Źródło: tvn24.pl, PAP