Jako minister sportu rozpoczął wojnę z korupcją w piłce nożnej, jego polityczną karierę zakończyła inna afera korupcyjna z nim samym w roli głównej. Tomasz Lipiec został zatrzymany przez CBA tuż po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych. Prokurator oskarża go o przyjęcie łapówek w wysokości około 100 tysięcy złotych. On sam unika wystąpień publicznych, a jego byli koledzy z rządu wolą o nim nie pamiętać.
To był przykład kariery sportowca, olimpijczyka, który zdobywał medale, aby w końcu zdobyć szczyty władzy - urząd ministra. Kariery, która jednak urwała się nagle, gdy wkroczyło CBA, a bohater tej historii zniknął z życia publicznego. Także z życia tych, którzy wynieśli go na szczyty.
Pytany, czy kontakty z Lipcem zupełnie się urwały, Jarosław Kaczyński odpowiada: - Ich nie było i przedtem, ja pana Lipca poznałem, jak zostałem premierem.
Walczył z korupcją, zatrzymany za korupcję
Po jesiennych wyborach w 2005 roku Tomasz Lipiec został ministrem sportu w rządzie PiS. W blasku fleszy zaczął od walki z korupcją w PZPN, ustanawiając w Związku zarząd komisaryczny. Ale spektakularna walka o nieskorumpowany PZPN skończyła się szybko - groźbą wykluczenia polskiej reprezentacji w piłce nożnej z rozgrywek międzynarodowych.
W połowie 2007 roku z kolei pojawił się nowy problem dla ministra Lipca. CBA zatrzymało dyrektorów Centralnego Ośrodka Sportu pod zarzutem korupcji przy budowie Stadionu Narodowego. Ówczesny premier Jarosław Kaczyński wezwał Lipca na dywanik, a niedługo potem minister podał się do dymisji. W końcu, w październiku 2007 roku, Lipiec sam został zatrzymany przez CBA.
- Oskarżony jest przez prokuraturę o pięć czynów, w tym o przestępstwa korupcyjne związane z przyjęciem korzyści majątkowej –wyjaśnia Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Miał brać łapówki
Jako minister sportu, a wcześniej dyrektor warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Lipiec miał brać łapówki, łącznie około stu tysięcy złotych, i od nich uzależniać swoje działania jako urzędnik. Miał też przekraczać swoje uprawnienia i namawiać do fałszowania dokumentów.
Próby skontaktowania się z Tomaszem Lipcem kończą się niczym. Obrońca byłego ministra przysłał jedynie SMS, że - tu cytat - "pan Lipiec nie chce wypowiadać się publicznie". Jego klient jest na wolności, bo sąd zamienił tymczasowy areszt na kaucję w wysokości 80 tysięcy złotych. Sprawa w sądzie cały czas się toczy.
- Sąd prowadzi postępowanie dowodowe. Ono jest bardzo zaawansowane, do przesłuchania pozostało pięciu świadków. Oczywiście stronom przysługuje inicjatywa dowodowa, czyli mogą być nowe wnioski, natomiast na dzień dzisiejszy wydaje się, że wczesną jesienią powinien zapaść wyrok w tej sprawie – zapowiada rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie Wojciech Małek.
Tempo standardowe
Głośną sprawę sprzed czterech lat sam Tomasz Lipiec komentował, zeznając przed sejmową komisją śledczą do spraw nacisków. Swoją dymisję tłumaczył ambicjami następcy na urzędzie ministra sportu. - Niewątpliwie pani Elżbieta Jakubiak mimo braku kwalifikacji chciała objąć stanowisko ministra sportu i objęła – mówił wówczas. Jakubiak zaprzeczała.
O sprawie obecnie jest cicho – według prawnika Krzysztofa Bachmińskiego dlatego, że sąd zajmuje się nią w standardowym, czyli niezbyt szybkim tempie. - Zaczyna się to od prokuratury, gdzie prokuratura bada bardzo szeroko daną sprawę. To powoduje, że te akta pęcznieją. Później wpływa od kilkudziesięciu do kilkuset tomów. Znaczna część nie ma żadnego znaczenia, biorąc pod uwagę zarzuty i oskarżenia. Ale wymaga tego, żeby sąd to przeczytał - wyjaśnia.
Choć przykład procesu Tomasza Lipca pokazuje, jak łatwo w takich sprawach o opóźnienia. Proces byłego ministra ruszył później, niż powinien, bo jeden sąd przesłał akta sprawy innemu bez odpowiednich dokumentów. Przez kilka miesięcy akta krążyły między instytucjami.
Wyrok przed wyborami?
Ponadto z tą sprawą wiąże się inna afera - z byłą szefową stołecznej prokuratury okręgowej w roli głównej. Sejmowa komisja śledcza do spraw nacisków bada informacje o tym, czy prokuratura z powodów politycznych zwlekała z zatrzymaniem Tomasza Lipca. Czy szefowa prokuratury Elżbieta Janicka miała robić wszystko, aby były minister w rządzie PiS-u nie został aresztowany przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku?
- Pani Janicka poprzez różnego rodzaju sformułowania, zachowania, w tym słynny już zwrot do jednego z prokuratorów: "jeżeli Lipiec zostanie zatrzymany przed wyborami, to cię puknę", doprowadziła do tego, że Tomasz Lipiec został zatrzymany kilka dni po wyborach – mówi członek komisji śledczej ds. nacisków Krzysztof Brejza (PO)
Sprawa Tomasza Lipca wciąż jest na wokandzie. Byłemu ministrowi grozi do 10 lat więzienia. Przypadkowo czy nie -istnieje duże prawdopodobieństwo, że wyrok w tej sprawie zapadnie tuż przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24