Po likwidacji gimnazjów w tym roku o miejsce w liceach powalczą dwa roczniki. W związku z tym na jedno miejsce w liceum przypadać będzie nawet kilkudziesięciu kandydatów. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli w ośmiu województwach zabraknie miejsc dla uczniów. - Będziemy doświadczalnymi królikami - mówi jedna z uczennic III klasy gimnazjum. Materiał magazynu "Czarno na białym" w TVN24.
Dominika Żukowska, której córka jest w ostatniej klasie gimnazjum, zwraca uwagę, że jej dziecko "mierzy się ze wszystkimi problemami, jakie generuje reforma edukacji". - Większym stresem jest rekrutacja niż egzaminy - podkreśla.
W tym roku dyrektorzy szkół muszą przyjąć aż dwa roczniki uczniów, a do szkół średnich trafi 350 tysięcy absolwentów gimnazjów i 377 tysięcy absolwentów szkół podstawowych. W sumie to 727 tysięcy uczniów. W 2018 roku było ich 343 tysiące.
"Oba roczniki są pokrzywdzone"
Kandydujący do szkół średnich muszą trafić do różnych klas, bo ci po gimnazjum do liceum pójdą na trzy lata, a po podstawówce - na cztery.
- Oba roczniki są pokrzywdzone, bo gimnazjaliści i ósmoklasiści nie mają łatwo w tym roku. W związku z tym klas dla gimnazjów przygotowuje się mniej - uważa Julia Żelazowska, uczennica III klasy gimnazjum.
- Stres związany jest jeszcze z tym, że nie mamy pewnej sytuacji, jeśli chodzi o wyniki egzaminu - dodaje.
Uczennica III klasy gimnazjum, Eleni Pliatsika uważa, że "te trzy lata będziemy doświadczalnymi królikami".
Julia i Eleni to przyjaciółki z jednej ławki. Dla nich reforma edukacji to konkretny problem i konkretne liczby - na przykład te świadczące o liczbie osób, z jakimi muszą konkurować by dostać się do wymarzonej klasy.
Julia Żelazowska o miejsce w szkole rywalizuje z pięćdziesięcioma osobami. - To nie pociesza, ale motywuje do tego, żeby jeszcze przed radami podciągnąć oceny - pociesza się gimnazjalistka.
- Jak osoby w telewizji nas zapewniają, że wszyscy się pomieścimy, to chyba nie jest prawda. Mówią nam, że możemy iść do liceów pod Warszawą, a nikt tego nie chce - skarży się Eleni Pliatsika.
Według raportu Najwyższej Izby Kontroli w ośmiu województwach zabraknie miejsc dla uczniów. W zachodniopomorskim zabraknie 2310 miejsc, pomorskim - 4279, warmińsko-mazurskim - 32, kujawsko-pomorskim - 845, wielkopolskim - 5228, dolnośląskim - 210, mazowieckim - 1759 i świętokrzyskim – 210. W dużych miastach sytuacja jest jeszcze poważniejsza.
Mniej klas w szkołach
Warszawski samorząd pozwolił uczniom wybierać w rekrutacji dowolną liczbę szkół i klas.
Dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie, Bogdan Madej poinformował, że w jego placówce będą cztery klasy dla absolwentów gimnazjum i pięć dla szkoły podstawowej. Rok wcześniej na byłych gimnazjalistów czekało aż sześć klas. To znaczy, że w tym roku jest dla nich mniej o ponad 60 miejsc.
- Kandydatów jest o wiele więcej niż jest miejsc przygotowanych - powiedział dyrektor Bogdan Madej.
W Liceum Ogólnokształcącym im. Miguela de Cervantesa w Warszawie jest podobnie. - Będziemy otwierać po cztery oddziały dla szkoły podstawowej i gimnazjum - mówi Jolanta Tyburcy, wicedyrektor szkoły. We wcześniejszych latach nabory były do sześciu klas.
Przez to do wymarzonych szkół trudniej się będzie dostać.
"W liceach brakuje nam ponad siedmiu tysięcy miejsc"
Do warszawskiego liceum im. Aleksandra Fredy do poszczególnych klas na jedno miejsce kandyduje od 56 do 67 osób. Do klasy o profilu matematyczno-fizyczno-informatycznym w liceum im. Jana Zamoyskiego kandyduje 46 osób na jedno miejsce.
W maju minister Anna Zalewska, która wówczas pełniła funkcję minister edukacji narodowej zarzekała się, że "nie ma takich sytuacji, że jest kilkadziesiąt osób na jedno miejsce". - Znamy sytuację, jeśli chodzi o edukację. W każdej szkole przygotowana jest właściwie podwójna liczba klas - zapewniała.
- System nie jest w stanie zmusić ucznia do tego, aby wybrał technikum czy szkołę branżową pierwszego stopnia, dlatego że ma się zgadzać ogólna liczba przygotowanych miejsc - przyznaje wiceprezydent Warszawy, Renata Kaznowska. - Stało się dokładnie tak, jak sądziliśmy. Zostały nam miejsca w technikach i szkołach branżowych - dodaje.
We wrześniu 2016 roku Anna Zalewska mówiła, że resort nie widzi powodu do tego, żeby martwić się o to, czy miejsc w szkołach starczy.
- Dzisiaj szacujemy, że w liceach brakuje nam ponad siedmiu tysięcy miejsc - zaznacza Kaznowska.
Siedem tysięcy brakujących miejsc w Warszawie to tylko te, które uczniowie wskazali jako placówki "pierwszego wyboru".
"Na tej młodzieży dzieje się wielka krzywda"
We wtorek odpowiedź na pytania o sytuację wziął na siebie nowy minister edukacji Dariusz Piontkowski. - Nie sądzę, żeby to były jakieś większe problemy, a gdyby się nawet pojawiały, na pewno wraz z całym ministerstwem, także przy poradach pani minister, będziemy to wszystko rozwiązywali - stwierdził, wskazując na wyraźnie zadowoloną Annę Zalewską.
W styczniu 2017 roku ówczesna szefowa MEN zapewniała, że "nie będzie absolutnie żadnego problemu". - Zdolna młodzież z tych dwóch roczników nie w pełni dostanie się do tych szkół, o których najbardziej marzyli - nie ma wątpliwości Mariusz Wiśniewski, wiceprezydent Poznania.
- Wszyscy swoje miejsca ostatecznie znajdą, ale nie w tej szkole, w której by chcieli. I to jest wielka krzywda, która na tej młodzieży się dzieje - dodaje.
- To jest coś, do czego minister Zalewska nie przygotowała szkół - komentuje dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Suchecka. - Nie pomogła w tym samorządom i cały czas twierdziła, że wszystko jest policzone i przygotowane. Dzisiaj już czarno na białym widać, że tak nie jest i, że wrzesień będzie bardzo problematyczny - przewiduje publicystka.
- Wielu młodych ludzi będzie szukało miejsca w szkołach średnich i to jest pierwsza rzecz, najważniejsza, którą po Annie Zalewskiej będziemy mieli - dodaje.
"Przebudowujemy stołówkę"
Dyrektorzy szkół i samorządy robią co mogą, by sytuację ratować, ale nie mają wielu opcji. Pierwszym rozwiązaniem są remonty.
- Przebudowujemy stołówkę, którą adaptujemy w zasadzie na salę lekcyjną - wyjaśnia Jolanta Tyburcy z liceum im. Cervantesa w Warszawie. Salami lekcyjnymi staną się czytelnia i galeria, w której do tej pory odbywały się apele.
W Poznaniu mają podobne problemy. - Musimy przeorganizować troszeczkę lokalowo szkołę - przyznaje dyrektor Marek Grefling z poznańskiego liceum im. Adama Mickiewicza. Administracja przeniosła się do sąsiedniego budynku. Jej pomieszczania zostaną przerobione na klasę.
Miasto obiecało udostępnić szkole jeszcze jeden lokal, mieszczący się niedaleko placówki. - Mam nadzieję, że dzięki pracom remontowym w sąsiednim, siostrzanym budynku uda nam się pozyskać trzy kolejne sale, tak żebyśmy mogli zachować jednozmianowość - podkreśla dyrektor poznańskiego liceum.
"Zajęcia będą wydłużone"
Szkoły ponoszą te wysiłki by uniknąć drugiego wariantu - lekcji na dwie zmiany. Wicedyrektor liceum im. Cervantesa w Warszawie nie wyobraża sobie takiego scenariusza. - Młodzież w tej chwili się rozwija, ma swoje zajęcia pozalekcyjne i swoją wytrzymałość jak każdy człowiek. To jest wbrew wszelkim prawom - zaznacza Jolanta Tyburcy.
Czy i w jakim wymiarze uda się tego uniknąć? Odpowiedź poznamy dopiero po zakończeniu rekrutacji. Ta trwa przez całe lato.
- Należy zakładać, że przynajmniej o jedną albo dwie godziny zajęcia będą wydłużone - uważa Bogdan Madej, dyrektor liceum im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie.
- Na pewno będziemy później kończyć szkołę. Mi się wydaje, że to jest pewne, bo jest tyle klas - dodaje Eleni Pliatsika, uczennica III klasy gimnazjum. - Każdy musi mieć te same przedmioty, a przecież chciałabym móc pójść też na inne zajęcia dodatkowe, jak taniec czy tenis. Nie będę mogła tego zaplanować, bo nie wiadomo, jaki plan lekcji będzie - przyznaje.
- To nie jest komfortowe ani dla nauczycieli, ani dla dyrektorów szkół, ani dla uczniów. Wiedzą, że siedzą na tykającej bombie tymczasowości - ocenia Dominika Żukowska, mama uczennicy III klasy gimnazjum. - Niektórzy publicyści mówią, że to będzie stracony rocznik. Mam nadzieję, że tak nie będzie. Że dzieci mimo wszystko są elastyczne i sobie poradzą, ale mimo wszystko szkoda ich - dodaje.
Tego, jak we wrześniu licealiści i nauczyciele będą radzić sobie z największym sprawdzianem zafundowanej przez Annę Zalewską reformy, ona sama już nie zobaczy. Będzie wtedy w Brukseli.
Autor: asty / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24