Kurdowie z Iraku i Turcji prowadzą już 27. dzień głodówki w ośrodku strzeżonym w Lesznowoli. Mówią, że nie chcą już dłużej być w więzieniu, a właśnie tak nazywają zamknięty ośrodek za wysokim murem z drutem kolczastym. Niektórzy z nich pozostają tam od dziesięciu miesięcy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Nieliczna manifestacja poparcia przed murami ośrodka w Lesznowoli pomogła im choć trochę poczuć się lepiej. - Dlaczego trzymają nas w więzieniu? Traktują nas tu jak zwierzęta, a jesteśmy ludźmi - mówi Kurd, który jest w grupie dziesięciu osób prowadzących strajk głodowy w ośrodku w Lesznowoli.
Wolontariusz pomagający migrantom informuje, że strajkujący nie przyjmują pokarmów i przez jakiś czas nie przyjmowali też płynów. - To udało nam się z nimi ugrać, żeby faktycznie zaczęli te płyny przyjmować, bo nieprzyjmowanie płynów w tej sytuacji to jest pewna śmierć - dodaje.
Straż Graniczna w wysłanej do reporterów wiadomości pokazuje nagranie, które ma przekonywać, że warunki w ośrodku są dobre. - Próbuje wyczyścić sobie ręce, że w naszym obozie są najlepsze warunki, ale sam fakt zamknięcia zostaje przemilczany - ocenia wolontariusz.
Migranci przetrzymywali w ośrodkach dla cudzoziemców
Ośrodek dla cudzoziemców w Lesznowoli na tle tego typu miejsc jest oceniany najlepiej, ale migranci tam protestują nie ze względu na warunki, a sam fakt przetrzymywania w zamknięciu. - Szanuję polskie prawo i rozumiem, że trafiłem do takiego miejsca i wytrzymałbym dwa, trzy miesiące, ale nie rozumiem dlaczego trzymają mnie tu od pięciu miesięcy - mówi jeden z Kurdów. - Niektórzy są tutaj osiem, dziesięć miesięcy. Ja przez ten czas nie widziałem mojego syna - dodaje.
W ośrodkach migranci czekają na decyzję Urzędu do spraw Cudzoziemców: albo o deportacji, albo przyznaniu azylu. Urząd do Spraw Cudzoziemców ma sześć miesięcy na decyzję w sprawie migranta. W praktyce procedury przedłużają się, bo na przykład migranci nie wiedzą o swoich prawach.
- Zdarzały się osoby, które były w ośrodku już miesiąc lub dwa i dopiero wtedy orientowały się, że nie złożyły wniosku i dopiero od momentu złożenia wniosku naliczał im się okres sześciu miesięcy - mówi Agnieszka Szmajdzińska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
Migranci nie mogą opuszczać strzeżonych ośrodków, nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym i dostępu do własnych telefonów. Często nie mają też odpowiedniej opieki medycznej i psychologicznej - wynika z oceny Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, które wkrótce opublikuje raport o ośrodkach.
- Coraz dłuższe przetrzymywanie osób w ośrodku detencyjnym nie jest dobre. Wpływa na ich stan psychiczny. Mamy strajki głodowe, próby samobójcze, o których, gdyby nie inni osadzeni, nikt by nie wiedział - przekazuje Joanna Iwińska z Fundacji A&A Rainbow Hearts Around The World.
Utrzymuje się kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Obecnie w ośmiu strzeżonych ośrodkach przebywa 712 osób - to o 1300 mniej niż pół roku temu. Straż Graniczna regularnie deportuje ludzi, ale ostatnie tygodnie pokazują, że pomimo budowy muru migranci dalej trafiają na granicę polsko-białoruską.
- Płotu mniej więcej jest połowa w tej chwili. Jest zamontowany w taki sposób, żeby stał. Jak przyjedzie polityk z kamerą, zrobi sobie zdjęcie na jego tle, to ten płot się nie zawali, natomiast jest kręcony na część śrub. Są podkopy i są cięcia tego płotu. Jeszcze nie powstał do końca, a już jest cięty - podkreśla podlaski adwokat Kamil Syller.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji regularnie odmawia rozmowy z dziennikarzami w temacie cudzoziemców z polsko-białoruskiej granicy - odmówiło także w poniedziałek, podobnie Straż Graniczna i Urząd do Spraw Cudzoziemców.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Oleg Marusik