Miał pomagać walczyć z rakiem, zamiast tego - jak wynika z zeznań wielu kobiet - krzywdził je i wykorzystywał seksualnie. Do tej pory 40 pacjentek zeznało, że padło ofiarą doktora Marka Ł.. Najmłodsza z zeznających w momencie zdarzenia nie miała 15 lat. Lekarz, mimo prokuratorskich zarzutów, jeszcze do niedawna nadal przyjmował pacjentki. Materiał "Superwizjera" TVN 24.
Marek Ł. to znany i ceniony gdański chirurg onkolog. Cieszył się nieskazitelną opinią w środowisku lekarskim na Pomorzu przez ponad 40 lat praktyki. Zajmował eksponowane stanowisko w jednym z pomorskich szpitali i był wiceprezesem stowarzyszenia medycznego w Gdańsku.
Ukryta kamera, relacje kobiet
Miesiąc temu do jego gabinetu weszła policja. Marek Ł. został zatrzymany. - Zgłosiła się kobieta, która złożyła zawiadomienie o molestowaniu seksualnym przez swojego lekarza. Ewidentnie z jej relacji wynikało, że doszło do przekroczenia granic w trakcie badania lekarskiego - mówi podkomisarz Aleksandra Siewert z komendy miejskiej policji w Gdańsku.
Gdy policjanci zabezpieczyli dokumentację medyczną w jednej z przychodni, w której przyjmował Marek Ł., okazało się, że ofiar może być więcej. Śledczy zebrali relacje kilkudziesięciu kobiet, które twierdzą, że je skrzywdził. Jedna zeznała w prokuraturze, że nie miała 15 lat, kiedy była molestowana.
Prokuratura dysponuje zeznaniami wielu pacjentek, które oskarżają lekarza o molestowanie. Postawiła mu 31 zarzutów.
Wkładał rękę w majtki, napierał ciałem
Kobiety, które zeznawały w prokuraturze, w rozmowie z reporterami "Superwizjera" wspominają, że lekarz się do nich "dobierał". - Zaczął mnie przytulać, całować - mówi jedna z nich. - Odepchnęłam go, zapytałam się o co mu chodzi. Jedną rękę wkładał w majtki, a drugą badał - opowiada. - Czułam, jak mnie mocno przytrzymuje rękoma, nie mogę się wyrwać z uścisku i zaczął wsadzać ręce tam, gdzie nie powinien wsadzać rąk - relacjonuje inna pacjentka, która miała 19 lat, kiedy trafiła do Marka Ł. Tuż po zatrzymaniu lekarza na internetowych forach pojawiło się wiele komentarzy jego byłych pacjentek. Jedna z nich spotkała się z reporterami "Superwizjera". Do tej pory nie zgłosiła na policję tego, co zrobił jej Marek Ł. i nikomu o tym nie opowiedziała. - Takie dźwięki wydobywał z siebie i bardzo napierał - mówi o badaniu u onkologa. - Pan doktor wzbudzał wielkie zaufanie. Bardzo mi pomógł, pomógł osobom mi bliskim, więc ufałam mu - dodaje. Według jej relacji, lekarz miał jej tłumaczyć, że może ją osłuchiwać bez stetoskopu, przykładając uszy do jej piersi. Miał też napierać na nią ciałem - Zaczął badać mi brzuch, potem za mną stanął. Ręce trochę za nisko mu zjechały - opowiada. - Boję się po prostu o swoją rodzinę, ale też mam córeczkę i myśląc, że ją coś takiego by spotkało, to nie chciałabym - dodaje. - Wiem, że powinnam to zgłosić, bo też bym pomogła dużej liczbie kobiet i sama sobie też w jakiś sposób, ale boje się - mówi kobieta. Ostatni raz z Markiem Ł. widziała się sześć lat temu.
Inne pacjentki też przyznają, że bały się lub wstydziły zeznawać z powodu renomy i pozycji onkologa w środowisku.
"To nagonka na mnie"
Po zatrzymaniu i 48 godzinach spędzonych w areszcie oraz wpłaceniu 20 tysięcy złotych poręczenia lekarz wyszedł na wolność. Nie zrezygnował z praktyki, wciąż przyjmuje pacjentki. Dziennikarzom udało się z nim spotkać pod pretekstem wizyty lekarskiej w prywatnym gabinecie w okolicach Gdańska. Uprzedził redaktorkę udającą zwykłą pacjentkę, że w jego sprawie toczy się postępowanie w prokuraturze, ale dodał, że według niego sprawa nie jest poważna. - Spokojnie, to było całe molestowanie - żartuje po badaniu.
Zapewnia, że oskarżenia to zwykła nagonka. Przekonuje, że powiedział prokuraturze, iż "badał pacjentki tak jak badał", a oni stwierdzili, że się przyznał. Prokuratura powołała biegłego onkologa aby wyjaśnić, czy zachowanie Marka Ł. mogło mieć jakieś uzasadnienie medyczne. - Określał, jakiego rodzaju badania są dopuszczalne, w jaki sposób powinny być przeprowadzane - opowiada o pracy eksperta Tatiana Paszkiewicz, prokurator okręgowa w Gdańsku. - Oczywiście opinia biegłych pozwoliła na postawienie zarzutów - dodaje.
Ochrona środowiska?
Okręgowa Izba Lekarska w Gdańsku nie zrobiła nic, by lekarza odsunąć choćby tymczasowo od wykonywania zawodu. - W Polsce to sąd orzeka o winie. My o całej sprawie (...) wiemy od dwóch tygodni - mówi dr Roman Budziński z Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku. Jednak według informacji prokuratury, ta powiadomiła Izbę o śledztwie w 2015 roku i w grudniu 2016 roku, a Izba odpowiedziała na zawiadomienie. Zdaniem pacjentek Marka Ł. kierowniczka przychodni, w której lekarz pracował, o podejrzeniach prokuratury dotyczących molestowania miała wiedzieć od ponad dwóch lat, a mimo to pozwalać, by przyjmował pacjentki. Miały mu też pomagać zajmowane przez niego stanowiska oraz środowisko lekarskie. Jednak władze każdej placówki, w której zatrudniony był onkolog twierdzą, że nie miały pojęcia o jego domniemanych praktykach.
Lekarz został zawieszony w prawie do wykonywania zawodu dopiero wtedy, kiedy informacja o nowym śledztwie trafiła na czołówki mediów.
Nie pierwsze śledztwo
Już sześć lat temu jedna z pacjentek Marka Ł. oskarżyła onkologa. - Pan policjant powiedział, że to jest słowo przeciwko słowu i nikomu nic nie udowodnię. Pani prokurator w ogóle była oburzona tym, że ja jestem taka zapłakana i że tak to przeżywam - opowiada. - Pytała, czy to na pewno nie było tak, że ja go sprowokowałam - dodaje. Do gabinetu wróciła z ukrytą kamerą i nagrała przebieg badania. - Mamy datę na nagraniu, mamy głos. Widać, że jest bez rękawiczek, widać co robi, że wsadza mi ręce w majtki. Słychać, co do niego mówię. Że zaprzeczam, że proszę, żeby tego nie robić - opowiada o nagraniu pacjentka. Wtedy śledztwo zostało jednak szybko umorzone. Prokurator nie zobaczył nic złego na nagranym filmie.
Autor: mart//rzw / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24