- Gdyby polska i rosyjska komisja przy badaniu katastrofy smoleńskiej bazowały na tych samych faktach, raporty nie powinny się różnić. Jest inaczej, bo Rosjanie ukryli część informacji - powiedział w czwartek Maciej Lasek, członek komisji Millera, która w 2011 roku przygotowała raport z katastrofy.
Podkomisja, którą MON powołało do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej, zaprezentowała w czwartek nagranie z wypowiedzią Millera. - Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi, (...) i jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa zbudowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej - mówił Miller. Szef obecnej podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński ocenił, że te informacje są szokujące.
"Rosjanie część faktów ominęli"
Maciej Lasek, który jest szefem komisji badającej wypadki w lotnictwie cywilnym i był członkiem komisji Millera, pytany o to nagranie, zwrócił uwagę, że "przecież są rozbieżności między raportami i są teorie spiskowe". Według Laska nagranie pochodzi z pierwszych dni po tym, kiedy Miller został powołany na przewodniczącego komisji (stało się to 28 kwietnia 2010 r.). - Nie byłem na tym spotkaniu, ale słuchałem taśmy i wielokrotnie o tym na posiedzeniach komisji rozmawialiśmy, że przekaz ma być spójny - co znaczy, że jeżeli bazujemy na tych samych faktach, to raporty nie powinny się różnić - powiedział Lasek. - Okazało się jednak, że nie bazowaliśmy na tych samych faktach, ponieważ Rosjanie część tych faktów skrupulatnie ominęli w swoim raporcie, i dlatego się różnimy - podkreślił. Przypomniał, że MAK, w przeciwieństwie do komisji Millera, przemilczał złe przygotowanie lotniska w Smoleńsku i niewłaściwe działanie kontrolerów.
"Nie dowiedzieliśmy się niczego"
Zdaniem Laska z pierwszego spotkania podkomisji smoleńskiej z mediami "nie dowiedzieliśmy się tak naprawdę niczego nowego". Według niego zarzuty wycięcia z rejestratorów parametrów lotu danych z ostatnich sekund wynikają "z całkowitego niezrozumienia zasad działania i zapisu czarnych skrzynek oraz synchronizacji danych". - Podkomisja po raz kolejny pokazuje, że wybiera sobie z materiałów, co jej pasuje, i odrzuca to, co nie pasuje - powiedział Lasek. Katastrofę samolotu przetrwały dwa rosyjskie rejestratory parametrów lotu - katastroficzny MŁP-14-5 i eksploatacyjny KBN-1-1 oraz jeden polski - eksploatacyjny ATM QAR, a także magnetofon pokładowy MARS-BM. Wiceszef podkomisji smoleńskiej dr Kazimierz Nowaczyk powiedział w czwartek, że z polskiej "czarnej skrzynki" wycięte zostały ok. 3 sekundy, a z rosyjskiej ok. 5 sekund. Tymczasem Lasek zwrócił uwagę, że rosyjska skrzynka katastroficzna rejestrowała do zderzenia z ziemią i w tej kwestii takie same są wnioski komisji Millera i prokuratury. Lasek po raz kolejny wyjaśnił, że uzupełnienie zapisu polskiego rejestratora ATM QAR o dwie sekundy danych z nagrania urządzenia rosyjskiego nie miało na celu manipulacji. Chodziło bowiem o to, że dane z ostatnich 1,5 sekundy nie nagrały się wcale (zabrakło czasu na buforowanie i szyfrowanie) a w przypadku kolejnej pół sekundy nie było pewności, czy dane prawidłowo się zapisały w momencie odcięcia napięcia. - To jest wyjaśnione przez komisję Millera, przez firmę ATM, prokuratorzy o tym doskonale wiedzą - powiedział Lasek. Dodał, że ponowny odczyt ATM QAR, o którym poinformowała podkomisja smoleńska, wynikał z tego, że biegli prokuratury wykryli błędy w programie dekodującym dane z pamięci urządzenia. - ATM sięgnęło bezpośrednio do danych zapisanych na kasecie i nagle się okazało, że zapis jest całkowicie zgodny z zapisem rosyjskiego rejestratora katastroficznego. Zostały wykonane nowe odczyty. Biegli prokuratury się temu przyjrzeli, my też to widzieliśmy. Wyszło na to, że w zasadzie nie ma to absolutnie żadnego wpływu na trajektorię lotu i przebieg wydarzeń - wyjaśnił Lasek. Odnosząc się do prezentacji podkomisji, w której podkreślono, że "wiele szczątków samolotu przed upadkiem na ziemię było spalonych lub okopconych", Lasek powiedział, że jego zespół, który funkcjonował za rządów PO-PSL, by przypominać ustalenia komisji Millera, już tę sprawę wyjaśniał. - Nie było osmalonych i okopconych części. To kiedyś już pokazywaliśmy, że na normalnych zdjęciach - niemodyfikowanych przez nich, ani wziętych z internetu - nie widać tego - powiedział Lasek.
Autor: js/kk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24