PiS jest jak kolonia karna. Jarosław Kaczyński powinien być jak dyrygent. W ręku batuta, wsłuchany w skrzypce, w świetne brzmienie wiolonczeli. Ale batuta pomyliła się dyrygentowi z batem - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" były polityk PiS Jacek Kurski. Jego zdaniem, to kierownictwo PiS odpowiada za rozłam w partii. - My jesteśmy ofiarami - stwierdził.
Kurski zastrzegł, że trudno mu odnosić się do PiS krytycznie, bo "kochał tę partię i oddał jej najlepsze lata i pomysły". - Nie ukrywam jednak, że szczególnie w ostatnim czasie czułem się, jakbym był w kolonii karnej połączonej z przedszkolem, a nie partii politycznej. U nas będzie obowiązywał inny styl (w Solidarnej Polsce - red.) - stwierdził były polityk PiS.
Jego zdaniem, PiS w obecnej formule nie wygra żadnych wyborów. - W PiS nie ma refleksji nad porażkami, tłumi się krytykę i dyskusję nad popełnionymi błędami, nie wyciąga wniosków. Z wyborów na wybory jest tak samo, tyle że jeszcze bardziej. Właśnie odwołano wybory szefów okręgów. Prezes mianuje komisarzy. Kolonia karna - ocenił Kurski.
W PiS nie ma refleksji nad porażkami, tłumi się krytykę i dyskusję nad popełnionymi błędami, nie wyciąga wniosków. Z wyborów na wybory jest tak samo, tyle że jeszcze bardziej. Właśnie odwołano wybory szefów okręgów. Prezes mianuje komisarzy. Kolonia karna Jacek Kurski
I dodał:- Wygląda to, jakby najważniejsze było utrzymanie stuprocentowej kontroli nad partią. To skrajnie nieefektywne. Dlatego my chcieliśmy odejścia od syndromu, w którym przywództwo utożsamiane jest z zarządzaniem, bieżącym kierowaniem tysiącami spraw.
"Mówiliśmy, co jest źle, byliśmy lojalni"
W tej sytuacji - zdaniem Kurskiego - "działalność członków partii nastawiona jest na dotarcie do koterii wokół prezesa po to, żeby wyjednać sobie u niego decyzję korzystną dla jakiegoś rozstrzygnięcia w Koziej Wólce".
Pytany, kim są ludzie, którzy zostali przy Kaczyńskim, odpowiedział: - Inaczej niż my pojmują lojalność. Dla nich lojalność to salutować i zgadzać się na wszystko, co powie prezes. Dla mnie lojalność to imperatyw, by, kiedy trzeba, powiedzieć w oczy, co się myśli. To Ziobro i ja byliśmy lojalni. Staraliśmy się mówić, co jest źle. Wielokrotnie.
Według Kurskiego, mechanizm, który obowiązuje w PiS jest niszczący dla partii. - Jarosław Kaczyński powinien być jak dyrygent dobrej orkiestry. W ręku batuta, wsłuchany w skrzypce, w świetne brzmienie wiolonczeli. Szukający harmonii brzmienia, muzyków, których prowadzi. Ale batuta pomyliła się dyrygentowi z batem. Brzmi podobnie, ale to jednak nie to samo. W końcu doszło do nas - powiedział były polityk PiS.
Jednocześnie przekonując, że to kierownictwo PiS odpowiada za rozłam. - My niczego nie dzieliliśmy. My jesteśmy ofiarami - stwierdził Kurski.
"To przestaje być śmieszne"
Zarzucił władzom partii, że nie chciały słuchać uczciwej krytyki.
- Uczciwej, bo zakładała, że liderem tak długo, jak będzie tego chciał, zostaje Jarosław Kaczyński, oraz że partia pozostanie jednością. PiS przegrało po raz szósty wybory. Po każdych wyborach była zapowiadana dyskusja o odnowie. Ale dyskusji nie było i po kilku tygodniach paroksyzmów partia wydawała z siebie komunikat: "W zasadzie nie jest tak źle, utrzymaliśmy stan posiadania, następnym razem na pewno wygramy". Tym razem granica tolerancji dla błędów została przekroczona. Prawica nie może więcej przegrywać. PO zwija państwo i psuje kraj. To przestaje być śmieszne - zaznaczył Kurski.
Były polityk PiS przekonywał, że wraz z innymi wykluczonymi, próbował zmieniać partię od środka. - Rozmawialiśmy indywidualnie z prezesem, to jedyny sensowny sposób, by cokolwiek osiągnąć. Ale nic się nie udawało, bo Kaczyński potrafił się na coś zgodzić i nie dotrzymać umowy. Zdecydowaliśmy się więc wystąpić publicznie. Odpowiedzią były represje i wyrzucenie Ziobry, Cymańskiego i mnie z partii. Potem prawie 20 koleżanek i kolegów zdobyło się na gest solidarności, co jest w polskiej polityce niezwykle rzadkie i szlachetne - stwierdził Kurski.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24