Ziemie, na których bloki mieszkalne ani domy nigdy nie powinny stanąć. Przy samej Wiśle, w i pod Warszawą. Tak też było na wrocławskim Kozanowie zalanym 13 lat temu oraz w ostatnią sobotę.
Z ministerialnych ust padają nowe pomysły, co zrobić, aby zapobiec powodzi w przyszłości: budowa i rozbudowa wałów, budowa zbiorników retencyjnych, zakaz budowania na tych terenach. To ostatnie można było wprowadzić dużo wcześniej.
Nie zrobiono tego i dlatego mieszkańcy okolic warszawskiego Wału Zawadowskiego po raz kolejny musieli zmierzyć się z wielką wodą. - W 58 roku to woda gdzieś do metra dochodziła - pamiętają miejscowi.
Oni, gdyby mogli, nie kupowaliby tutaj nowych domów, jak zrobili ci mniej doświadczeni. Tych deweloper nie uprzedził, choć zapewne wspomniał o miłej okolicy i że dom został wybudowany zgodnie z prawem. Faktycznie, prawa nie złamał.
Wcześniej miasto nie zadbało o plany zagospodarowania przestrzennego, a deweloperowi wystarczyła wuzetka, czyli dokumenty określające dopuszczalne warunki zabudowy i zagospodarowania terenu w przypadku braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
Skutki są takie same, jak w 1958 r. Zalane domy, a często dorobek całego życia. - Jednym z rozwiązań jest przymusowe ubezpieczenie, drugim jest decyzja administracyjna o zakazie budowania na tych terenach - mówi szef MSWiA Jerzy Miller.
Bez zakazu, z wielką wodą
Zakazu budowania nie było również na wrocławskim Kozanowie. Osiedle zalane zostało przez dopływ Odry 13 lat temu, a ostatnio przed kilkoma dniami. Władze Wrocławia mają problem ze stwierdzeniem, dlaczego i kto podjął decyzję o budowie mieszkań w miejscu w przeszłości doświadczonym przez powódź. - Nie potrafię powiedzieć. Kierowano się pewnie jakimiś rozsądnymi przesłankami - mówi prezydent stolicy Dolnego Śląska, Rafał Dutkiewicz, który rządzi miastem od 2002 r.
Jego poprzednik, Bogdan Zdrojewski dodaje: - Przepisy prawa budowlanego są jednoznaczne. Jeśli ktoś ma otrzymać pozwolenie na budowę, to musi je otrzymać.
Skutki są opłakane. Osiedle zostało zalane na obszarze ok. 80 hektarów. Woda miejscami sięgała 2 metrów, tysiące osób na własnej skórze odczuły błędy administracyjne.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24