Działacz PSL Andrzej Grzywacz wszedł w konflikt z mieszkańcami byłego PGR w Świerszczewie. - Nie wpuszcza nas do domu, założył drut kolczasty - mówią. Grzywacz odpiera zarzuty i mówi, że "to brudna kampania wyborcza".
Lider szczecińskiego PSL blokuje dostęp do domu siedmioosobowej rodzinie z byłego PGR-u w Świerszczewie. Działacz PSL kupił tam działkę wraz z nieruchomością i... mieszkańcami. Ludzie są zrozpaczeni, bo nie mają dokąd się wyprowadzić. Twierdzą, że to im przysługuje prawo pierwokupu, a Agencja Nieruchomości Rolnych nie poinformowała ich, że chce dom sprzedać.
Jak mówią, Grzywacz działa w sposób bezwględny - zniszczył im dach, a dojście do domu zagrodził: - My żeśmy tędy przechodzili. Założyli drut kolczasty - pokazuje reporterom TVN24 Lucyna Wierzchowska.
- Jeżeli by się to potwierdziło i jeżeli te listy wyborcze nie są jeszcze zarejestrowane, to skreślimy takiego kandydata z listy - mówił Waldemar Pawlak w TVN24. Zaapelował jednak także o spokojne zbadanie sprawy, sugerując, że publikacja oczerniająca Grzywacza przed wyborami może być jedynie "przedwyborczą rakietą".
Koszmar trwa od czerwca
O sprawie pisał środowy "Super Express": "Terroryzuje siedmioosobową rodzinę, szczuje psami, grozi eksmisją. Z pięściami rzucił się na reporterów Super Expressu" - twierdzi gazeta.
Według relacji "SE" cała sprawa rodziny Wierzchowskich rozpoczęła się w czerwcu tego roku. Wtedy dowiedzieli się, że popegeerowski budynek, w którym mieszkają od ponad 40 lat, zmienił właściciela. Nabywcą okazał się właśnie Andrzej Grzywacz.
- Kupił nas w styczniu, ale nikt nas o tym nie poinformował. O wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero latem, kiedy przyszło wezwanie do sądu. Okazało się, że chcą nas eksmitować - opowiada "SE" Lucyna Wierzchowska.
Sąd nakazał rodzinie opuszczenie lokalu. Wierzchowscy odwołali się jednak od tej decyzji. Zgodnie z prawem, do czasu rozpatrzenia odwołania nie mogą być eksmitowani.
Bez wody, bez dachu i poszczuci psami Grzywacz postanowił więc - jak pisze "SE" - działać na własną rękę. "Jako boss szczecineckiego PSL i kumpel burmistrza Nowogardu, Kazimierza Ziemby (tego samego, który niedawno umorzył Ryszardowi Bondzie 220 tysięcy zł podatków - red.), czuł się bezkarny" - czytamy oskarżenia gazety.
Wierzchowscy relacjonują: najpierw odłączył wodę, potem zatkał komin, zamknął furtkę tak, że aby dostać się do domu, trzeba przechodzić przez płot, na koniec ściągnął robotników, którzy zerwali dachówki z dachu. - Deszcz na głowy nam się leje. Nie ma jak napalić w piecu, a noce coraz chłodniejsze. Wodę donosimy w wiadrach. Tak nie da się żyć! - mówi "SE" Wierzchowska. - Pies złapał mnie za nogę, kiedy poszłam zapłacić czynsz - płacze Agnieszka, córka pani Lucyny. Twierdzą, że Grzywacz przy domu trzyma agresywne psy.
Pobił dziennikarzy Reporterzy "Super Expressu" byli świadkami, jak psy Grzywacza rzucały się na przechodzące przez bramę kobiety. "Rozparty na krześle Grzywacz przyglądał się temu z ironicznym uśmieszkiem" - relacjonują na łamach dziennika. Kiedy kobiety zaprosiły reporterów do zajmowanego przez siebie mieszkania, Grzywacz miał wezwać na pomoc syna Roberta, po czym obaj rzucili się na dziennikarzy.
Napastnicy wyrwali aparat fotoreporterowi. Chwilę potem oberwał operator, który przez cały czas filmował napaść. Grzywaczowie senior i junior zniszczyli karty pamięci z zarejestrowanym zajściem - twierdzą dziennikarze "SE". "Całe szczęście, w ich łapy nie wpadł dyktafon, który nagrał odgłosy walki i podjudzania do ataku" - dodają. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Grzywacz zaatakował także ekipę TVN24.
Źródło: TVN24, "Super Express"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/Fot. SE/EastNews