To rzecz nie do pojęcia, że być może wiceminister sprawiedliwości za przyzwoleniem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry takie rzeczy robił, akceptował, czy też do nich zachęcał - powiedział w TVN24 Krystian Markiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". Skomentował w ten sposób ustalenia Onetu, który poinformował, że wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak "aranżował i kontrolował akcję" mającą między innymi skompromitować Markiewicza.
NA ANTENIE TVN24 TRWA WYDANIE SPECJALNE
Sędzia Krystian Markiewicz będzie gościem "Faktów po Faktach" o godz. 19.25 w TVN24
Jedna z akcji miała skompromitować szefa "Iustitii" Krystiana Markiewicza. Według ustaleń Onetu, za rozsyłanie kompromitujących go materiałów odpowiedzialna była współpracująca z Piebiakiem kobieta o imieniu Emilia (redakcja Onetu zna jej nazwisko, jednak go nie publikuje).
Markiewicz: to dla mnie absolutnie zatrważające
- Jest mi przykro, tak czysto po ludzku, że mój dawny kolega, z którym dużo dobrych rzeczy zrobiliśmy, w ten sposób się zachowuje - przyznał w TVN24 Krystian Markiewicz.
- Z drugiej strony jest to dla mnie absolutnie zatrważające, że został zbudowany pewien system w państwie, w Ministerstwie Sprawiedliwości, który zmierza do tego, żeby niszczyć konkretnych ludzi i to ludzi takich, którzy chcą walczyć właśnie o tę praworządność, o sprawiedliwość - podkreślił.
Ocenił, że "to niesłychane, że w demokratycznym państwie prawa, w Polsce, coś takiego się dzieje".
- To rzecz nie do pojęcia, że być może wiceminister sprawiedliwości za przyzwoleniem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry takie rzeczy robił, takie rzeczy akceptował, czy też (do nich - red.) zachęcał - dodał przewodniczący "Iustitii".
Podkreślił, że to nie do pomyślenia, że "wyjmowane są dane osobowe na mój temat, być może z sądu okręgowego, żeby udostępniać je osobom trzecim, że później jakaś korespondencja hejterska nie tylko przychodzi do mnie do domu, do mojej rodziny, ale jest rozsyłana tak naprawdę po całej 'Iustitii', po kilkuset, czy kilku tysiącach sędziów w Polsce".
Markiewicz zaznaczył, że "nie wiemy, jaka jest skala tej sprawy". - Wiemy z tych wypowiedzi, że działalność dotyczyła co najmniej 20 sędziów, a jest pytanie, o ilu nie wiemy – dodał.
- To jest patologia. To przypomina działania, które były znane w najgorszych latach komunizmu w Polsce - ocenił sędzia.
"Za czynienie dobra nie wsadzamy"
W jednej z wymienionych przez Onet korespondencji "Emilii" z wiceministrem Piebiakiem, kobieta napisała (pisownia oryginalna): "Pogadam z dziennikarzami i porozsyłam pisma. Anonimowo, mailem. Ale i listami. Jedyny problem to nie mam adresów i maili. Zrobię wszystko tak jak umiem, jak zawsze. Za rezultat nie ręczę ale postaram się. Mam nadzieję, że mnie nie wsadzą".
Łukasz Piebiak miał jej odpowiedzieć: - "Za czynienie dobra nie wsadzamy".
- Myślę, że pan sędzia (Piebiak - red.) zapomniał, że jest jeszcze sędzią, ponieważ ewentualnie od tak zwanego "wsadzania" nie jest Ministerstwo Sprawiedliwości, ale są sądy, mimo że ministerstwo chciałoby, żeby było inaczej - ocenił Krystian Markiewicz.
- To, co robimy od wielu lat jako "Iustitia", to właśnie walka o praworządność, żeby każdy miał zagwarantowane prawo do sądu, a nie decydował taki czy inny polityk o tym, czy komuś zniszczyć życie, czy nie - podkreślił.
Onet: mamy dowody na zgodę wiceministra
Aby zdyskredytować przewodniczącego "Iustitii", kobieta opisywana jako "Emilia" miała przekazywać szkalujące go informacje dotyczące życia osobistego do oddziałów Stowarzyszenia i mediów. Jak wynika z publikacji Onetu, list miała też wysłać do samego Markiewicza na jego domowy adres, który dostała od Piebiaka.
Onet zapewnia, że jest w posiadaniu dowodów na to, że wiceminister taki plan "w pełni zaaprobował przed jego realizacją". Informacje o Markiewiczu - jak pisze portal - "opierały się na anonimowej historii zawierającej plotki, pogłoski i domysły na temat jego życia prywatnego, w tym intymnych kontaktów z kobietami oraz sposobów budowania swojej pozycji w środowisku sędziowskim".
Portal opublikował dwa zrzuty ekranu z widocznymi wiadomościami wymienianymi - jak pisze - między Emilią i Piebiakiem. W rozmowie z Onetem Emilia przyznała, że "bardzo wstydzi się tego, co robiła i że swoimi działaniami mogła zaszkodzić co najmniej 20 sędziom".
"Ta informacja jest druzgocąca"
Publikację Onetu komentował w TVN24 również profesor Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu. Powiedział, że jego "pierwsze wrażenie to niedowierzanie". - Aż mi się nie chce wierzyć, żeby sędzia, urzędnik państwowy w randze podsekretarza stanu - wiceminister sprawiedliwości - wdawał się w tego typu obrzydliwe i niskie dyskusje - mówił.
Stwierdził, że "ta informacja - jeśli jest prawdziwa - jest druzgocąca". - Takie zachowanie jest absolutnie niezgodne ze standardami przyzwoitości, standardami etyki sędziowskiej - zaznaczył Gutowski.
- Ministerstwo Sprawiedliwości ma prowadzić działalność, która jest w pełni zgodna z prawem. Nie wolno ludzi oczerniać, atakować sądów, sędziów w taki sposób, aby doprowadzić do jakiegoś rezultatu personalnego - podkreślił profesor.
Sędzia Gąciarek: na to zgody być nie może
Według ustaleń Onetu "Emilia" z wiceministrem Piebiakiem mieli również wspólnie przygotowywać atak medialny w telewizji państwowej na sędziego Piotra Gąciarka z warszawskiego oddziału "Iustitii".
25 maja w2018 został wyemitowany program o sędzim Gąciarku oraz o poznanej przez niego w internecie Poli F. Jak napisał Onet, sędzia poznał ją w sieci pięć lat wcześniej, ale nigdy nie spotkali się osobiście. Sędzia twierdzi, że oprócz wysyłania kosztownych prezentów pożyczył kobiecie pieniądze. Gdy zakończyła znajomość, sędzia zażądał zwrotu pożyczki, do czego nie doszło.
Gąciarek zawiadomił wówczas prokuraturę. Sąd skazał kobietę za wyłudzenie. Telewizja państwowa przedstawiła ją w programie jako ofiarę sędziego Gąciarka, który miał wykorzystać swoją pozycję zawodową i znajomości do skazania Poli F.
- Pojawiły się doniesienia w internecie w zeszłym roku, bodajże w marcu, przedstawiające w kłamliwym świetle moją sytuacje osobistą, gdzie padłem ofiarą przestępstwa. Właśnie ta pani o tym pseudonimie (Emilia - red.) pisała. Natomiast w maju zeszłego roku - nie jest tajemnicą - przedstawiciele telewizji publicznej biegali za mną po korytarzach sądowych, próbując mi zadać jakieś dziwne pytania. (…) Wtedy już wiedziałem, że materiał szkalujący mnie będzie przygotowywany - powiedział w TVN24 sędzia Piotr Gąciarek.
Podkreślił jednak, że w sprawie "nie chodzi o indywidualne osoby" chociaż, jak dodał, "dotyka to nas sędziów".
- Chodzi o to, że nie może być tak, że (…) jeżeli sędziowie twardo zabierają głos w obronie (wymiaru sprawiedliwości - red.) -przecież to nie jest polityka, tylko bronimy konstytucji, niezależności sądów, wskazujemy na błędne działania władzy w tym obszarze - to w taki sposób się szkaluje ludzi. Na to zgody być nie może - podkreślił sędzia Gąciarek.
Jego zdaniem, "ktoś taki jak pan Piebiak chyba nie spełnia standardów do tego, żeby być wiceministrem". Przyznał, że spodziewałby się w tej sytuacji jego dymisji.
Sędzia Gąciarek powiedział, że "można się zastanawiać również nad oceną etyczną zachowania pana Piebiaka". Zauważył, że rzecznicy dyscyplinarni są bardzo aktywni i ścigają sędziów za udział na przykład w festiwalu Jerzego Owsiaka, czy aktywność w debacie publicznej. - Zobaczymy, czy panowie rzecznicy wobec pana Piebiaka, który formalnie jeszcze jest sędzią, chociaż dawno sali sądowej nie widział, podejmą (działania - red.). Na pewno powinien za to odpowiedzieć dyscyplinarnie - ocenił sędzia.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24, Onet