W gospodarstwie we wsi Janowice pod Lęborkiem krowy zdychają wszędzie - alarmują pracownicy stowarzyszenia "Straż dla zwierząt". Na trawie, przy urodzonych przed chwilą cielakach, we własnych odchodach. Opiekunowie są zadowoleni. A prawo łagodne.
W myśl artykułu 35. "ustawy o ochronie zwierząt" kto zabija zwierzę z naruszeniem określonych w ustawie przepisów albo znęca się nad nimi, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Temu, kto znęca się "ze szczególnym okrucieństwem", grożą dwa lata więzienia.
Sądy rzadko orzekają takie wyroki. Najczęściej kończy się na grzywnach. Szczęście dla zwierząt, jeśli sąd orzeknie ich "przepadek" i trafiają w ręce innego właściciela. Czasem jednak zwierzęta przepadają w inny sposób. Zdychają w męczarniach i odchodach, w których leżą, bo są wycieńczone - głodem i ludzką głupotą.
"Wszystko jest pod kontrolą"
Właśnie tak swoje ostatnie dni przeżywają krowy ze wsi Janowce w powiecie lęborskim. - Jałówki przecież czasami zdychają. Ale wszystko jest pod kontrolą - oburza się ich opiekunka. Nie wzrusza ją, kiedy na jej oczach krowa z trudem walczy o to, by choć przez chwilę ustać na nogach. Zachęca ją, poklepując po odleżynach i ranach. Krowa pada.
Taki widok w piątek około południa zastali w Janowicach policjanci i funkcjonariusze "Straży dla zwierząt". Strażnicy zostali powiadomieni, że w oborach jednego z tamtejszych gospodarstw rolnych męczy się około 400 zaniedbanych krów. Informacje te nie potwierdziły się. Dlaczego? Bo w oborach było nie 400, a około 600 krów i nie "męczyły się" a część zdychała na oczach strażników.
- Cztery krowy były w agonii, w tej chwili zdychają. Dwie leżały już martwe, przysypane gruzem. Jedna z krów miała guz, inne odleżyny, racice przerośnięte, zapalenie wymion - wymienia Mateusz Janda, komendant główny Straży dla zwierząt.
Gdzie jest pan lekarz?
Opiekunka krów nie chciała wpuścić strażników do środka. Dlatego poprosili o wsparcie policję. - Zastaliśmy wielki brud - mówi młodszy aspirant Daniel Pańczyszyn, oficer prasowy komendy policji w Lęborku. Brudu i zdychających zwierząt nie widziała tylko kobieta, która miała się nimi zajmować. - Proszę przyjść z lekarzem powiatowym - krzyczała do strażników.
Funkcjonariusze przyszliby, gdyby nie fakt, że - jak twierdzą strażnicy - lekarzowi się nie chciało. - Policja go powiadomiła. Ale odmówił. Przecież to leży w jego gestii, żeby doglądać zwierząt gospodarskich. To jego zaniedbanie - kiwa głową Janda. - Materiał trafi do prokuratury. Na razie mogliśmy zostawić właścicielom tylko zalecenia - dodaje.
Właścicielem krów jest Holender. Nikt w Janowicach nie potrafi przypomnieć sobie nawet jak wygląda.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt Animals