Grzywna. To najdotkliwsza kara, jaka grozi złodziejowi paliwa, jeśli zatankuje poniżej określonej kwoty i da się złapać. Policja takie czyny traktuje jako wykroczenia. Regularnie okradani, przez te same osoby, właściciele stacji benzynowych próbują doprowadzić do zmiany tego podejścia. Materiał "Blisko ludzi" TTV.
24-letni Białorusin tankował do pełna w Białymstoku i okolicach, po czym odjeżdżał bez płacenia. Wpadł na gorącym uczynku na jednej ze stacji paliw.
Za pierwszym razem przyjechał tam zamaskowany i w rękawiczkach, samochodem na kradzionych tablicach rejestracyjnych. Ukradł paliwo o wartości ponad 260 złotych. Po czterech dniach wrócił.
- Próbował powtórzyć ten manewr jeszcze raz. Tym samym samochodem przyjechał pod ten sam dystrybutor, znów zamaskowany. Gdy rozpoznał go pracownik stacji, chciał uciekać i musiałem go obezwładnić - opowiada Michał Jurkiewicz, współwłaściciel stacji.
Wykroczenie czy przestępstwo?
24-latka zatrzymała policja. Okazało się, że w podobny sposób, łącznie na ponad 1100 złotych, okradł już pięć stacji. Uznano jednak, że to tylko wykroczenia, bo kwota za każdym razem była niższa niż 430 złotych, a dopiero od tego poziomu czyn byłby kwalifikowany jako przestępstwo. Jeśli złodziej da się złapać, grozi mu zatem najwyżej grzywna.
Zdaniem Jurkiewicza takie podejście organów ścigania sprawia, że złodzieje nie czują zagrożenia i się rozzuchwalają. - Chodzi o to, żeby jak najmniejszym wysiłkiem dla policji sprawę "odhaczyć", żeby słupki (statystyk - red.) policji rosły - skarży się Michał Jurkiewicz. Wtóruje mu ojciec, także współwłaściciel stacji. - Czy to jest niedouczenie, czy ignorowanie prawa przez organy ścigania? - zastanawia się. Właściciele stacji starają się doprowadzić do tego, by policja potraktowała takie "seryjne" wykroczenia łącznie i uznała je za przestępstwo.
Zdaniem prawników jest na to szansa. Wtedy Białorusinowi groziłaby kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.
Autor: iwan//rzw / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV