Dla nich ostatni miesiąc to była katastrofa. Mieszkańcy, których okna wychodziły na strefy kibica, kwiaciarze, restauratorzy i drobni handlarze, których interesy zostały przez strefy "przyćmione", przez co właściwie stanęły oraz ludzie kultury, którzy mieli do czynienia z pustymi salami kin i teatrów - wszyscy dziękują już opatrzności za to, że na Euro wybrzmiał ostatni gwizdek.
Cały czerwiec w Polsce był jak karnawał, a w czterech miastach-gospodarzach Euro, a więc w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu atmosfera nie przypominała niczego, dotąd znanego rodakom.
Jednak na marginesie przygniatającej większości obywateli kraju, który kibicował przez ponad trzy tygodnie ulubionym drużynom i piłkarzom, funkcjonowali cały czas ci, którzy mieli z tym problemy, bo uniemożliwiało im to pracę lub po prostu życie w takim kształcie, jak wcześniej.
Pod oknami mieszkańców w centrach miast dudniła od świtu do nocy strefa kibica. Kwiaciarze, drobni handlarze i restauratorzy na co dzień rozkładający swoje stoliki na chodnikach zabytkowych rynków teraz sąsiadowali tylko z barierami wyznaczającymi granice strefy kibica i nie mogli normalnie funkcjonować. - Straciliśmy naszych stałych klientów, straciliśmy kibiców i turystów. Z naszej perspektywy strefa kibica to była totalna porażka - mówi o tym, jak wyglądał czerwiec w jej sąsiedztwie, restauratorka z Wrocławia.
Część poszkodowanych mówi, że będzie się domagała od władz miejskich odszkodowań za poniesione straty.
Autor: adso/tr / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN