Z powodu braku rąk do pracy zostały ściągnięte osoby z innych oddziałów. One tam pracowały i później wracały na swoje oddziały, przenosząc wirusa na pozostałe części szpitala - mówił w TVN24 lekarz Paweł Doczekalski, opisując sytuację w szpitalu w Radomiu. Przytoczył relację o warunkach, z jakimi musi się mierzyć personel dotkniętej koronawirusem placówki. Sprawę komentowała też doktor Agnieszka Serwan, której partner w niedzielę rano zakończył dyżur w tym szpitalu.
Od początku epidemii w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu potwierdzono 206 przypadków zakażenia koronawirusem. Dodatnie wyniki miało 116 osób z personelu i 90 pacjentów. W sobotę testy potwierdziły dwa nowe przypadki zakażenia.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Ludzie umierają, wirus szaleje. To rzeczywistość jak z filmu katastroficznego". Szpital nad przepaścią >>>
Lekarz Paweł Doczekalski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, opowiadał w TVN24 o sytuacji w placówce. Uściślił jednocześnie, że nie jest jej pracownikiem.
"Nie mam już siły płakać"
- Pracownicy szpitala w Radomiu mają zakaz kontaktu z mediami, nie mogą nic mówić - powiedział, po czym przeczytał - jak powiedział - wiadomość, jaką otrzymał w tej sprawie "od lekarzy, którzy tam pracują". Jej fragmentem podzielił się wcześniej na swoim profilu na Twitterze.
"Mazowiecki Szpital Wojewódzki w Radomiu. Powiem, jak jest. To mała radomska Syria. Każdy komentuje, obserwuje, ale nie ma żadnej reakcji. Średnia umieralność na oddziale to dwa zgony na dobę. To praca w warunkach totalnego skażenia biologicznego, bez należytego zabezpieczenia. Kończą nam się środki ochrony osobistej. Od wczoraj kolejne dwa zgony. Na neurologii zostało trzech lekarzy, większość pielęgniarek jest zakażona. Nie mam już siły płakać, jest to drugie Kosowo, któremu przygląda się świat. Błagam o pomoc, nie dla siebie, tylko dla tych, o których zapomniał kraj. Polsko, gdzie jesteś" - przeczytał.
- Taką informację dostałem drogą mailową. Powiem szczerze, teraz, kiedy czytam to jeszcze raz, głos mi się łamie - dodał Doczekalski.
Szpital zaprzecza
Na informacje przekazane przez Doczekalskiego odpowiedział sam szpital. Placówka zaprzeczyła, aby średnia umieralność wynosiła tam dwa zgony na dobę. Jak podano, Mazowiecki Szpital Specjalistyczny w Radomiu "od początku walki z epidemią odnotował w sumie 12 zgonów - 6 z przyczyn pierwotnych oraz 6 z przyczyn wtórnych".
Szpital wskazał, że to dane z okresu 29 marca-10 kwietnia.
"Nieprawdą jest również informacja o tym, że personel nie ma zapewnionych środków ochrony osobistej. Zarząd placówki zabezpiecza personel medyczny we wszystkie niezbędne środki ochrony osobistej" - zaznaczyła dyrekcja szpitala.
"Szpital powinien zostać zamknięty, odkażony"
Doczekalski mówił, że pierwszy przypadek chorego na COVID-19 lekarza w radomskim szpitalu został potwierdzony 18 marca. - Z powodu braku rąk do pracy zostały ściągnięte osoby z innych oddziałów. One tam pracowały i później wracały na swoje oddziały, przenosząc wirusa na pozostałe części szpitala - tłumaczył. - W tym momencie nie działają obydwie interny (oddziały chorób wewnętrznych - przyp. red.), rehabilitacja również. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna - powiedział.
Komentując swój wpis, lekarz powiedział, że "plusem jest to, że szpital otrzymał środki ochrony indywidualnej". - Chciałbym w imieniu lekarzy podziękować ludziom dobrej woli, bo to osoby, które nie powinny się tym zajmować, wspomagają szpitale, dostarczają środki ochrony i jedzenie - mówił.
- Na ten moment wydaje się, że jedyną możliwością jest wysłanie chorych na COVID-19 pacjentów do szpitali jednoimiennych (specjalnych szpitali zakaźnych - przyp. red.), lekarze, którzy mieli bezpośredni kontakt z zakażonymi powinni pójść na kwarantannę, a szpital powinien zostać zamknięty, odkażony i dopiero później będzie można kierować tam ludzi - ocenił przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
Kto jego zdaniem ponosi odpowiedzialność za sytuację, do jakiej doszło w radomskim szpitalu? - Dla personelu i pacjentów nie ma to absolutnie znaczenia, bo tutaj trzeba coś z tym zrobić - odpowiedział Doczekalski.
- Jakkolwiek groteskowo to zabrzmi, życzę spokojnych i zdrowych świat, bo moje na pewno szczęśliwe nie będą - podsumował lekarz w rozmowie z TVN24.
"Sytuacja i wybory, przed którymi stanęli lekarze, jest dramatyczna"
O sytuacji w radomskim szpitalu mówiła także w TVN24 doktor Agnieszka Serwan, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy regionu mazowieckiego. Jak mówiła, jej partner w niedzielę rano zakończył dyżur w ogarniętym falą masowych zachorowań szpitalu.
- W połowie marca pojawiły się pierwsze zakażenia. W mojej ocenie nie było wdrożone właściwe postępowanie, stąd mamy ponad 200 zakażeń, z czego ponad połowa to personel medyczny - powiedziała. Dodała, że lekarze, którzy powinni być na kwarantannie "zmuszani są do tego, aby dalej opiekować się pacjentami". - Nie ma lekarzy, którzy tych pacjentów mogliby przejąć - wyjaśniła. - Sytuacja i wybory, przed którymi stanęli lekarze, są dramatyczne: albo mogli zostawić pacjentów w ciężkim stanie bez opieki albo, pomimo obowiązku bycia na kwarantannie w domu, dalej się nimi opiekować - dodała.
Serwan powiedziała, że interwencji w sprawie szpitala było bardzo dużo. - W sanepidzie interweniowaliśmy we współpracy z Rzecznikiem Praw Lekarza. Niestety nie doczekaliśmy się właściwej reakcji - oceniła. Tłumacząc, jakiej reakcji oczekiwała, powiedziała, że "kierowanie tam nowego personelu nie ma sensu", a "pacjentów należy ewakuować" i przenieść do specjalnego szpitala zakaźnego.
- To nie jest sytuacja z wczoraj, to wszystko dzieje się od połowy marca - zauważyła. - Ta sytuacja dobitnie pokazuje, w jakiej sytuacji jest nasza ochrona zdrowia - dodała.
Serwan mówiła w rozmowie z TVN24, że szpitale jednoimienne, czyli specjalne szpitale zakaźne utworzone, aby zajmować się chorymi na COVID-19, oraz zakaźne otrzymują sprzęt ochronny na bieżąco.
- Natomiast szpitale, które nie są dedykowane, aby opiekować się pacjentami dodatnimi (chorymi na COVID-19 - red.) miały dotychczas ogromne braki - podkreśliła. - Trzeba pamiętać, że linia frontu walki z koronawirusem to każde miejsce, gdzie pracownik ochrony zdrowia spotyka się z pacjentem - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24