Szkoła to nie tylko dzieci. Szkoła to tak samo personel pedagogiczny, który często jest w wieku przedemerytalnym. W związku z tym, jeżeli dzieci będą mogły nie nosić zasłon ust i nosa w szkole, to praktycznie przy każdym głośnym kichnięciu czy kaszlnięciu ze strony uczniów, nauczyciel najprawdopodobniej będzie szybko dostawał stanu przedzawałowego - mówił w TVN24 doktor habilitowany Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w środę o 715 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 oraz o śmierci kolejnych dziewięciu osób. Łącznie w Polsce od początku epidemii potwierdzono infekcję u 53 676 osób, spośród których 1830 zmarło.
W związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa, od 12 marca w szkołach i w przedszkolach zostały zawieszone zajęcia stacjonarne. Od 25 marca wprowadzono obowiązkowe kształcenie na odległość. W takim trybie szkoły pracowały do końca zajęć dydaktycznych, do 26 czerwca. Do rozpoczęcia nowego roku szkolnego zostały trzy tygodnie, ale nadal nie jest jasne, jak ten rok szkolny będzie wyglądał w związku z trwającą epidemią. Resorty edukacji i zdrowia oraz Główny Inspektorat Sanitarny przygotowali wytyczne dla szkół w tym zakresie. W środę więcej informacji na ten temat mają przedstawić na konferencji minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski oraz GIS.
Punkt widzenia epidemiologiczno-wirusologiczny...
Doktor habilitowany Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego pytany we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, czy jego zdaniem dzieci powinny wrócić do nauki stacjonarnej, przyznał, że jest "głęboko rozdarty". - Jestem rozdarty z punktu widzenia epidemiologiczno-wirusologicznego i, nazwijmy to, rodzicielsko-edukacyjno-socjologicznego. Dlaczego? Dlatego, że z wirusologicznego punktu widzenia byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby dzieci pozostały w domach - mówił.
- Z jakiego powodu? Zakażenia SARS-CoV-2 u dzieci przebiegają bardzo łagodnie, nawet bezobjawowo. Natomiast pamiętajmy o jednej rzeczy, szkoła to nie tylko dzieci. Szkoła to tak samo personel pedagogiczny, który często jest w wieku przedemerytalnym. W związku z tym, jeżeli dzieci - według ostatnich wiadomości - będą mogły nie nosić zasłon ust i nosa w szkole, to proszę sobie wyobrazić, że praktycznie przy każdym głośnym kichnięciu czy kaszlnięciu ze strony uczniów, taki nauczyciel najprawdopodobniej będzie szybko dostawał stanu przedzawałowego - kontynuował.
Zaznaczył, że "oczywiście to jest troszeczkę przejaskrawiona kwestia, natomiast rzeczywiście tak może się dziać".
- Kolejna rzecz, zwłaszcza dotycząca najmłodszych uczniów, uczniów klas 1-3, to to, że zazwyczaj odprowadzają i odbierają je ze szkoły rodzice, ale i dziadkowie - zauważył wirusolog. Jak przekonywał, "wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zazwyczaj (przed szkołą - red.) stoi tłum, dystans społeczny średnio będzie zachowywany, z maseczkami też może być różnie, w związku z tym jest to kolejne potencjalne ognisko epidemii".
... i rodzicielsko-edukacyjno-socjologiczny
- Musimy patrzeć także pod innym kątem. Musimy patrzeć pod takim kątem, że niestety przekonaliśmy się, że ta edukacja zdalna nie jest tak efektywna, jak edukacja w szkole. Zresztą wciąż część miejsc w Polsce nie ma dobrego dostępu do internetu, nie ma komputerów, w związku z tym tak naprawdę to jest poniekąd iluzja - dodał gość TVN24.
Dzieciątkowski zwracał uwagę, że "kolejna bardzo istotna kwestia, to kwestia psychologiczno-socjologiczna, na którą mało kto w tej chwili patrzy". - Otóż okazuje się, że dla dzieci bardzo istotny i potrzebny jest kontakt społeczny z rówieśnikami, ale i nie tylko. Dzieci nabierają wtedy odpowiednich postaw społecznych. Jeżeli będziemy je trzymać w betonowych klatkach naszych mieszkań i domów, za kilka lat może się okazać, że będziemy mieli - to takie dosadne sformułowanie - psychiczne i socjalne kaleki - przekonywał.
"Nie da się ustalić jednych zasad, które będą w taki sam sposób wdrażane we wszystkich szkołach" >>>
"Żaden z krajów Unii Europejskiej ani Stany Zjednoczone tej szczepionki nie kupią"
Prezydent Rosji Władimir Putin poinformował we wtorek, że zarejestrowana została, jako pierwsza na świecie, rosyjska szczepionka przeciwko koronawirusowi. Ministerstwo zdrowia tego kraju wyjaśniło, że chodzi o preparat instytutu Gamalei w Moskwie. Rosyjska szczepionka nosi nazwę Sputnik V. Preparat produkowany jest w Centrum Epidemiologii i Mikrobiologii im. Nikołaja Gamelei, podległym ministerstwu zdrowia oraz przez firmę Binnofarm. Według resortu zdrowia szczepionka podawana w dwóch dawkach skutkuje odpornością na koronawirusa w ciągu maksymalnie dwóch lat.
Komentując tę informację, doktor habilitowany Tomasz Dzieciątkowski przekonywał, że "tutaj są zapewnienia wyłącznie ze strony prezydenta Rosji, że mają tę szczepionkę". - Natomiast na pewno ta szczepionka akurat nie przeszła wszystkich faz badań klinicznych, jakie powinna przejść - uznał.
Zauważył, że "również nigdzie do tej pory te potencjalne wyniki badań, jakie Rosjanie mieliby przeprowadzić, nie zostały opublikowane". - Żaden z krajów Unii Europejskiej ani Stany Zjednoczone tej szczepionki nie kupią, ponieważ rosyjskie produkty zazwyczaj nie spełniają norm, które są ustalone przez agencje światowe - ocenił wirusolog.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock