Premier ma jedno wyjście, jeżeli nie chce publikować ustawy. Może złożyć dymisję rządu za sprawą swojej rezygnacji - mówił w TVN24 konstytucjonalista doktor habilitowany Ryszard Piotrowski. Odniósł się do tak zwanej ustawy covidowej, która mimo przyjęcia przez Sejm i podpisu prezydenta wciąż nie została opublikowana w Dzienniku Ustaw.
Pod koniec października Sejm przegłosował poprawki Senatu do ustawy dotyczącej przeciwdziałania sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19. Posłowie poparli poprawkę, zgodnie z którą dodatek w wysokości 100 procent wynagrodzenia przysługiwać ma wszystkim (a nie tylko tym skierowanym do pracy przez wojewodę) pracownikom ochrony zdrowia zaangażowanym w leczenie chorych na COVID-19 lub podejrzanych o zakażenie.
Następnego dnia Sejm uchwalił kolejną nowelizację tak zwanej ustawy covidowej. Jej projekt został złożony przez PiS w celu - jak wskazano w uzasadnieniu - "konwalidacji błędu", który miał miejsce podczas rozpatrywania senackich poprawek do poprzedniej noweli covidowej. Nowela ta czeka na rozpatrzenie w Senacie. 4 listopada prezydent podpisał ustawę przesłaną mu już z Sejmu po poprawkach Senatu, ale dotąd nie została ona opublikowana w Dzienniku Ustaw.
"Mamy tu do czynienia z pedagogiką bezprawia"
Wicepremier Jarosław Gowin w rozmowie z RMF FM mówił, że premier "według wielu prawniczych ekspertyz ma pełne prawo nie publikować ustawy podpisanej przez prezydenta". Pytany, czy taka interpretacja przepisów, nie daje "wszechwładzy" premierowi nad uchwalonym prawem, konstytucjonalista Ryszard Piotrowski odpowiedział, że "tak by było, gdyby ta interpretacja była poprawna, ale ona jest konstytucyjnie wadliwa".
- Przed Trybunałem Stanu można powoływać się na stan wyższej konieczności, ale przestępstwo także karne, nie tylko konstytucyjne, jest oczywistym przestępstwem - mówił.
Jego zdaniem "premier ma jedno wyjście, jeżeli nie chce publikować ustawy". - Może złożyć dymisję rządu za sprawą swojej rezygnacji. Prezydent może tej dymisji nie przyjąć i wtedy premier albo naruszy konstytucje i prawo karne, albo ustawę ogłosi - powiedział gość TVN24.
- Premier łamie artykuł 144. konstytucji, który mówi bardzo jasno, że prezydent podpisując ustawę, zarządza jej ogłoszenie, a to nie wymaga żadnego udziału premiera w procesie. Zasadniczo premier łamie także ważne postanowienie konstytucji, które mówi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, więc premier musiałby mieć podstawę w ustawie. Wreszcie łamie zasadę demokratycznego państwa prawa - tłumaczył doktor Piotrowski.
Prezydent Rzeczypospolitej, korzystając ze swoich konstytucyjnych i ustawowych kompetencji, wydaje akty urzędowe. Akty urzędowe Prezydenta Rzeczypospolitej wymagają dla swojej ważności podpisu Prezesa Rady Ministrów, który przez podpisanie aktu ponosi odpowiedzialność przed Sejmem.
Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.
- Mamy tu do czynienia z pedagogiką bezprawia. Ta pedagogika bezprawia konstytucyjnego, ten stan, w którym się znajdujemy, polega na tym, że: "mogę i tyle, robię, co chcę wedle mojej woli". Polityka przeważa nad konstytucją - mówił konstytucjonalista.
Zdaniem gościa TVN24 "niezależnie od tego kto rządzi, jej wstrzymywanie [ustawy covidowej-red.] jest wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności za Polskę". - Łamanie konstytucji jest zawsze aktem wymierzonym w suwerenność narodu. (…) Bez konstytucji nie ma Polski i jej łamanie jest niszczeniem Polski – mówił.
"Nie podzielam poglądu, że nie należy publikować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego"
Według Ryszarda Piotrowskiego niepublikowanie aktów prawnych w Dzienniku Ustaw, w tym decyzji kierowanego przez Julię Przyłębską Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, to "bezprawie konstytucyjne w czystej postaci". - Nie podzielam poglądu, że nie należy publikować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego [w sprawie aborcji - przyp. red.]. Nie ma żadnych podstaw do tego, żeby ktokolwiek w rządzie mógł te orzeczenia recenzować. Sąd może takie orzeczenie ignorować, ale tego premier nie może stwierdzić - powiedział.
- Jeżeli byśmy przyjęli, że możemy nie ogłaszać orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z powodu udziału "sędziów dublerów", to oznacza, że bardzo liczne i ważne dla obywateli rozstrzygnięcia będą zniweczone. To także oznacza, że w każdej chwili, wedle swojego uznania, rząd może to orzeczenie ogłosić, co wprowadza w stan niepewności prawo, ale przede wszystkim ludzi - tłumaczył konstytucjonalista w TVN24.
Źródło: TVN24