To, jak kształtuje się epidemia, czy rzeczywiście jesteśmy na szczycie fali, będzie wiadomo mniej więcej po dziesięciu dniach – powiedziała w TVN24 epidemiolog, profesor Maria Gańczak. Profesor Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego mówił, że wkrótce okaże się, "ile koronawirusa zostało rozprzestrzenionego w trakcie świąt". Z kolei na brak komunikacji pomiędzy ministerstwem a ochroną zdrowia zwracał uwagę prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, profesor Andrzej Matyja. Dodał, że medycy są "na granicy wytrzymałości".
Ministerstwo Zdrowia potwierdziło w środę 14 910 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Resort przekazał też informację o śmierci 638 zakażonych osób. Zajętych łóżek i respiratorów dla pacjentów z COVID-19 jest już ponad 78 procent. Tydzień temu w środę 31 marca ministerstwo informowało o 32,9 tys. zakażeń. Najwyższą dobową liczbę zakażeń odnotowano dotychczas 1 kwietnia – 35,3 tys.
Od początku epidemii w Polsce zakażenie koronawirusem potwierdzono już u 2 471 617 osób, z których 55 703 zmarły.
Kiedy poznamy, jak kształtuje się epidemia?
W jakim momencie epidemii jesteśmy? Na to pytanie odpowiadała w TVN24 profesor Maria Gańczak, epidemiolog i wiceprezydent Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.
Oceniła, że patrząc na dane dobowe w kontekście trzech ostatnich dni, "może się wydawać, że sytuacja ulega polepszeniu". - To może być anomalia, artefakt, bo ludzie nie zgłaszają się do placówek ochrony zdrowia w okresie świąt i przedświątecznym. W związku z tym wykonujemy mniej testów i również dane, które pozyskujemy, są nieadekwatne – tłumaczyła.
- To, jak kształtuje się epidemia, czy rzeczywiście jesteśmy na szczycie fali, czy osiągniemy przyrost dzienny na podobnym poziomie przed kolejne kilka czy kilkanaście dni, to wszystko będzie wiadomo mniej więcej po dziesięciu dniach, kiedy u osób, które mogły ulec zakażeniu w skutek większej mobilności w czasie świąt, większej liczby kontaktów, zaczną się objawy choroby i kiedy te osoby wykonają u siebie test w kierunku koronawirusa – opisała.
Profesor Gańczak powiedziała, że "za tydzień będziemy mogli powiedzieć, w którym miejscu fali jesteśmy". Zwróciła uwagę, że "niezmiennie, dzień po dniu, zwiększa się liczba hospitalizowanych". - To nam mówi o skali trzeciej fali. To się przekłada na liczbę zajętych respiratorów – wymieniła. Przypomniała, że "system ochrony zdrowia nie jest z gumy". - Nawet jeśli będą pozyskiwane łóżka, to te łóżka trzeba zaopatrzyć w sprzęt i ludzi – zaznaczyła.
Profesor Fal: wydaje się, że trzecia fala ma się ku końcowi
Sytuację komentował na antenie TVN24 także profesor Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. Zwracał uwagę, że "liczba ciężkich przypadków, osób hospitalizowanych szczególnie na oddziałach intensywnej terapii czy na łóżkach respiratorowych, jest najwyższa mniej więcej od 10 do 14 dni po szczycie zachorowań".
- Dlatego, że tyle trwa mniej więcej rozwój tej ciężkiej postaci choroby. Oczywiście znamy przypadki, kiedy przebiega to dużo szybciej, ale średnio tak to wygląda. Jeśli mniej więcej 10 dni temu mieliśmy absolutny szczyt zachorowań, to teraz mamy szczyt zajętych łóżek respiratorowych – mówił profesor Fal.
Gość TVN24 ocenił, że "liczba nowo chorujących to jest bardzo optymistyczna wielkość, powinna nas napawać optymizmem". - Pomimo tej świadomości, że w Polsce święta trwają o jeden dzień dłużej niż w większości krajów Europy – zaznaczył.
- Jeśli popatrzymy na porównanie z innymi krajami, to ten spadek (liczby zachorowań - red.) dotyczy tej części Europy, gdzie mieliśmy też wspólne wzrosty dwa tygodnie temu. I wydaje się, że ta trzecia fala, dzięki wprowadzanym restrykcjom, ma się ku końcowi – ocenił.
W opinii profesora Fala "istnieje jedno niebezpieczeństwo - jak bardzo byliśmy spójni z tymi restrykcjami podczas świąt". - Jak bardzo byliśmy odpowiedzialni lub nieodpowiedzialni? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie nie szybciej niż w weekend. Wtedy zobaczymy efekt świąt. Myślę, że niedziela, poniedziałek to będzie efekt pokazujący nam, ile koronawirusa zostało rozprzestrzenionego w trakcie świąt – oceniał.
- Do tego czasu sądzę, że będziemy obserwować albo równe, albo wręcz spadki zachorowań, wynikające z jednej strony z wprowadzonych ograniczeń, a z drugiej strony pamiętajmy, że liczba zaszczepionych i odpornych Polaków też wzrasta – komentował profesor Fal. - To też będzie miało coraz większe przełożenie na liczbę infekcji – dodał.
Prof. Matyja: w tej chwili pracujemy na granicy wytrzymałości
Minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował w środę na konferencji prasowej, że obowiązujące obostrzenia epidemiczne zostaną przedłużone do 18 kwietnia. Do tej kwestii odniósł się w TVN24 profesor Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Jak ocenił, "ta decyzja jest potrzebna i słuszna".
Pytany, czy szczyt zachorowań mamy już za sobą, gość TVN24 odparł, że "sytuacja jest dużo tragiczniejsza niż przedstawił pan minister". - Obserwujemy to na co dzień – mówił prof. Matyja.
Jak wyjaśnił, "w tej chwili pracujemy na granicy wytrzymałości, takiej czysto ludzkiej". - I nie słyszeliśmy ani jednego słowa, że jeszcze ten system funkcjonuje, że niesiemy pomoc naszym potrzebującym, że to dzięki ogromnemu zaangażowaniu lekarzy, pielęgniarek i całego personelu medycznego – komentował.
- Myślałem, że chociaż w dniu, jaki dzisiaj mamy, czyli Światowym Dniu Zdrowia i Dniu Pracownika Służby Zdrowia usłyszymy od pana ministra słowa podziękowania za to, co robimy. Odniosłem takie wrażenie, że lekarze, personel medyczny są elementem nieistotnym – dodał.
Na informację o wpisie resortu zdrowia na Twitterze, który rano opublikował życzenia ministra Niedzielskiego dla pracowników ochrony zdrowia, profesor Matyja stwierdził, że "to powinno być rozpoczęcie konferencji prasowej".
- My tego wsparcia wszyscy oczekujemy, ale to już jest kwestia komunikacji (ministra – red.) z naszym środowiskiem. Brakuje tego kontaktu, on praktycznie nie istnieje – dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock