Jedno z prywatnych centrów naturoterapii oferuje błyskawiczne testy na koronawirusa. - Zakłada się słuchawki. Zajmuje to parę sekund - wyjaśnia mężczyzna, który robi badanie. Wynik otrzymujemy po kilkunastu minutach. - Na oko widać, że to jest oszustwo - mówi doktor Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie profilaktyki zakażeń. Materiał programu "Uwaga! TVN".
Po informacji od widzów o tym, że na terenie województwa kujawsko-pomorskiego można zrobić szybki test na koronawirusa i to bez analiz laboratoryjnych, reporter "Uwaga! TVN" Jakub Dreczka umówił się na wizytę.
Błyskawiczne testy na koronawirusa
Okazało się, że testy wykonywane są w lokalnym ośrodku naturoterapii. Jego właściciel szczyci się tym, że jego metody pomogły wyjść z raka kilkudziesięciu osobom. Prowadzi też klinikę organizującą turnusy lecznicze.
Reportera, który początkowo nie ujawnił, że jest dziennikarzem, na miejscu przyjął pracownik ośrodka.
- Zakłada się słuchawki. Zajmuje to parę sekund - wyjaśnia mężczyzna, po czym przeprowadza krótki wywiad.
- Czy był pan za granicą?
- Nie.
- Czy kicha pan?
- Nie, ale mam lekki kaszel.
W trakcie odpytywania do pokoju wszedł właściciel firmy. Chciał zadać kilka pytań osobiście.
- Czy ma pan gorączkę?
- Miałem 37 z haczykiem, oświadczył reporter.
- My się tego nie obawiamy, ale nasza załoga się obawia. Ale obsłużymy pana, proszę się nie martwić. Koronawirusy są znane w świecie od 60 lat. I my całą tę grupę… To jest, proszę pana, fizyka kwantowa, bardzo dobry sprzęt. Jakby w panu był COVID, to musi wyskoczyć. Wtedy wynik będzie pozytywny - stwierdza.
- Czy chce pan być zbadany tylko na koronawirusa, czy zrobić też inne pomiary? - dopytuje.
- Tylko koronawirus. A wcześniej komuś wyszedł wynik pozytywny?
- Proszę pana, nikt do nas nie przyszedł z koronawirusem. Badamy krwinki. Wirus atakuje czerwone ciałka - zdradza.
Mężczyzna z góry wie, że wynik będzie negatywny.
- Jak patrzę na pana, pan ma sylwetkę w miarę ładną, jest pan młody, na oko daję, że jest pan zdrowy i nic panu nie będzie.
W końcu reporter zakłada słuchawki na uszy i po około 10 sekundach, słyszy, że to już koniec testu.
- Wynik dostanie pan u góry, ja tylko przeprowadzam badanie, a analizę to już nie ja - oznajmia pracownik ośrodka.
W końcu reporter dostaje diagnozę.
- Wynik jest zdecydowanie negatywny. Ani śladu choroby wirusowej koronawirusa. Pan ma lepszy wynik niż my. Daję głowę, że nic panu nie jest. I jeszcze powiem po cichu: pan nie zachoruje - zdradza właściciel ośrodka.
- Proszę się nie bać, że pana to ruszy. Bo pan jest mocny. Pan ma mocną odporność - podkreśla.
"Oszustwo szyte grubymi nićmi"
Poprosiliśmy o ocenę badania doktora Pawła Grzesiowskiego, eksperta w dziedzinie profilaktyki zakażeń.
- Na oko widać, że to jest oszustwo. Test, który trwa 10 sekund i polega na założeniu słuchawek… nie ma badania krwi, czy wydzieliny z nosa lub wymazu z gardła, więc jest to oszustwo szyte grubymi nićmi - przekonuje ekspert.
Zdaniem doktora Grzesiowskiego pisemny wynik, który otrzymał reporter, to namacalny dowód oszustwa.
- To jest poświadczenie nieprawdy, ponieważ na podstawie tego testu nie można stwierdzić prawdopodobnie żadnej choroby. Nie można odpowiedzieć na pytanie, czy ktoś ma koronawirusa. Ta osoba, po pierwsze podszywa się pod diagnostę laboratoryjnego, bo wykonuje jakoby test. Po drugie podszywa się pod lekarza, bo wystawia diagnozę. Trzecia sprawa, to jest pobieranie za to opłat. Jeżeli pobiera się opłatę za coś, co jest niewykonane, bo nie można tym testem wykluczyć żadnej choroby, to jest to zwyczajne oszustwo.
Sprawą zajmuje się już policja.
- W porozumieniu z prokuratorem wszczęte zostało postępowanie przygotowawcze w kierunku oszustwa. Takie testy wykonują wyłącznie państwowe inspekcje sanitarne – podkreśla mł. insp. Monika Chlebicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
"Zagrożenie zdrowia publicznego"
Właściciela centrum naturoterapii zapytaliśmy, czy dalej zamierza robić testy.
- Pewnie pańska wizyta trochę mi skrzydła podetnie. Pan sam nie umie pomóc i drugiemu pan nie da. Niech pan jednego uleczy, tak jak ja. Nie wprowadziłem pana w błąd, pan jest zdrowym człowiekiem. To jest lepszy sprzęt niż mają lekarze - stwierdza.
- Wprowadzanie w tej chwili ludzi w błąd, że są zdrowi, a byłby tam człowiek chory, spowoduje, że ta osoba pójdzie do swojego otoczenia i rodziny, i będzie zachowywać się jak zdrowy. Wydanie fałszywego wyniku, że jest ktoś zdrowy, jest nie tylko oszustwem, ale jest przede wszystkim zagrożeniem zdrowia publicznego, bo taka osoba w dobrej wierze będzie zakażać innych - mówi doktor Grzesiowski.
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN