Nie podoba mi się wykorzystywanie tego, że społeczeństwo zostało pozbawione możliwości publicznego wyrażania swoich opinii. W związku z tym można przeprowadzić wszystkie ustawy, jakie się tylko chce - powiedział Stefan Chwin pisarz, historyk literatury i krytyk literacki w rozmowie z Piotrem Jaconiem.
Powieściopisarz, historyk literatury i krytyk literacki Stefan Chwin w rozmowie z Piotrem Jaconiem przyznał, że aktualnie pisze kronikę w czasie zarazy. - Bardzo uważnie obserwuję, co się dzieje. Sytuacja jest trochę inna niż zwykle - podkreślił. - Bardziej w tej chwili wolę obserwować świat i ludzi. Mniej dywagacji, a więcej obrazów - dodaje.
Przyznał, że najbardziej przeraża go to, że "mija się dwoje ludzi i na moment, kiedy się do siebie zbliżają, jakby się troszkę oddalali". - Mam nadzieję, że nie utrwali się taki odruch, że patrzymy na kogoś i gdzieś w nas krąży myśl, że to się może jednak zdarzyć - stwierdził.
Pisarz zwrócił uwagę, że "epidemie nie zostawiają w większych społecznościach żadnych śladów po sobie". - Wielkie epidemie z przeszłości mijały i ani nie pogarszały, ani nie polepszały ludzi. Ludzkość ma dar zapominania. Epidemie, które były kiedyś, były czasem apokaliptyczne. A potem zawsze mnie zastanawiało to, jak ta nasza ludzkość jest niedouczalna, że po takich kataklizmach, jak grypa hiszpanka, która straszliwe rzeczy wyczyniała, potem były wojny. Ta ludzkość jakby sobie nie uświadomiła tego zagrożenia - ocenił.
"Sugestia, że ktoś ponosi winę, to bardzo niebezpieczny sposób myślenia"
- Ludzie pojedynczy mogą z tego wyprowadzić bardzo poważne refleksje, które ich odmienią od wnętrza. Natomiast nie bardzo wierzę w to, że cała nasza populacja przeżyje jakąś głęboką zmianę, bo przeszłość mówi, że właściwie to nie następowało - przyznał.
Stefan Chwin podkreślił, że bardzo niebezpieczną linią myślenia jest podejmowanie próby rachunku sumienia. - Z jednej strony jestem wdzięczny Kościołowi, że nie uderza w tę trąbę, w którą uderzał zwykle, kiedy się mówiło, że to jest dopust Boży i w związku z tym jest to wezwanie do pokuty, ale w sugestii, że ktoś ponosi winę. Uważam, że to jest bardzo niebezpieczny sposób myślenia - powiedział.
Pisarz wyraził obawę, że w kraju mogą znaleźć się ludzie, którzy właśnie ten sposób myślenia będą wykorzystywać. - W pewnym radiu usłyszałem, że powinniśmy właśnie pokutować między innymi za tęczową zarazę. To są rzeczy zupełnie oburzające, bo to miało miejsce w dawnych wiekach, kiedy epidemie były rozpętywane w tym sensie, że poszukiwano odpowiedzialnych. Często to się kończyło napadami ludności miast na dzielnice żydowskie i te opowieści, że Żydzi zatruwają studnie i tym podobne rzeczy - wskazał Stefan Chwin. - Uważam, że ludzie, którzy będą uderzać w tę trąbę, są ludźmi podłymi - dodał.
Na pytanie o to, czy ludzie mogli się lepiej przygotować do epidemii, Stefan Chwin odparł, że "są czasem katastrofy takie, że musimy przyjmować do wiadomości, że są granice naszego zasięgu". Podkreśla, że z epidemii COVID-19 nie wynika nic dobrego. - Proszę mi nie opowiadać, że grypa hiszpanka była czymś dobrym dla ludzi albo dżuma, czy tyfus. To jest czyste biologiczne zło, które w nas uderza i nie ma tutaj żadnych innych uzasadnień - dodaje.
"Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno (…). Czy aby nie jest tak, że wróciliśmy do normalnego rytmu życia? Że to nie wirus jest zaburzeniem normy, ale właśnie odwrotnie - tamten hektyczny świat przed wirusem był nienormalny?" - napisała noblistka Olga Tokarczuk w felietonie opublikowanych w "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Stefan Chwin, odnosząc się do słów Tokarczuk stwierdził, że "nie bardzo mu się to układa w praktyczne konstatacje". - To jest uogólnienie, które można odnieść do wszystkiego, ale praktycznie, o co chodzi właściwie? Że za szybko? Jeśli byśmy byli bardziej spowolniali, to coś by się zmieniło? - zastanawiał się pisarz. - Ja nie wierzę w tego typu proroctwa i dywagacje - zaznaczył.
"Społeczeństwo zostało pozbawione możliwości publicznego wyrażania swoich opinii"
Pisarz nie zgodził się również ze stwierdzeniem Olgi Tokarczuk, że "w tym trudnym momencie okazało się, jak słaba w praktyce jest idea wspólnoty europejskiej. Unia właściwie oddała mecz walkowerem, przekazując decyzje w czasach kryzysu państwom narodowym". - Ja się nie przyłączę do tego chóru. To wykorzystanie okazji, żeby nam zniechęcić Unię Europejską, która jest niedoskonała. Ale uważam, że byłoby znacznie gorzej, gdyby jej nie było - stwierdził.
- Przecież to państwa narodowe to rozwalają. Gdyby państwa narodowe zdecydowały się na to, żeby stworzyć prawdziwą Unię Europejską, toby ona była mocna. Paradoks polega na tym, że oni atakują Unię Europejską, oskarżając ją o to, że ona nie roztoczyła opieki globalnej nad nami, a z drugiej strony rozwalają ją od środka - zwrócił uwagę historyk literatury.
Na argument, że jedynie państwo narodowe może sobie poradzić z pandemią COVID-19, odpowiada, że to nonsens. - Sama nazwa pandemia mówi, że to jest zjawisko ponadnarodowe i opowiada się o tym, że to naród sobie poradzi, bo granice zamkną. Równie dobrze możemy sobie wyobrazić świat, że granice województw zostaną zamknięte i wtedy powiemy, że jedynym sposobem na wszystkie kłopoty są województwa - zwrócił uwagę.
Stefan Chwin wyraził niezadowolenie z "wykorzystywania sytuacji w ten sposób, że społeczeństwo zostało pozbawione możliwości publicznego wyrażania swoich opinii poprzez obecność na ulicach". - W związku z tym można przeprowadzić wszystkie ustawy, jakie się tylko chce, bo już nie będzie marszu czarnych parasolek - stwierdził.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24