|

Puste ulice, maseczki i mycie rąk. Tak wyglądał ostatni rok

2020 na długo zmienił świat, który znamy
2020 na długo zmienił świat, który znamy
Źródło: Ilustracja: Antonina Długosińska

To pewne – 2020 przejdzie do historii jako rok, który zmienił świat. W marcu, niemal z dnia na dzień, opustoszały ulice. Twarze zakryły maseczki. Praca i szkoła przeniosły się do domu. Masowo wykupywaliśmy rękawiczki, żele antybakteryjne i papier toaletowy. Choć latem na chwilę przyszło rozluźnienie, zapełniły się plaże i restauracje, to wraz z nadejściem jesieni nadeszła też druga fala COVID-19. A potem trzecia. I znów właściwie jesteśmy tam, gdzie rok temu.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Dziś musimy borykać się właśnie z tą trzecią, jak dotąd najgorszą falą. Chorych szybko przybywa. W piątek, 26 marca Ministerstwo Zdrowia informowało o 35 143 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. Resort przekazał też informację o śmierci 443 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. Rok temu, 26 marca 2020 roku, zakażeń przybyło jedynie 170. Tego dnia z powodu koronawirusa zmarły dwie osoby.

Ale zanim na początku marca ubiegłego roku w Zielonej Górze potwierdzono pierwszy w Polsce przypadek zachorowania na nowego koronawirusa, na COVID-19 chorowali mieszkańcy chińskiego Wuhanu, choć początkowo sami tego nie wiedzieli.

Mokry targ i Chiński Nowy Rok

Pierwsze kilka przypadków zakażenia koronawirusem w Wuhanie potwierdzono na początku grudnia. Zachorowania powiązano z "mokrym targiem", czyli miejscem, gdzie handluje się rybami, owocami morza, ale i dzikimi zwierzętami, w tym nietoperzami, które mogły przenieść wirusa na ludzi.

"Mokry targ" w Wuhanie. Sprzedaje się tu m.in dzikie zwierzęta, takie jak nietoperze
"Mokry targ" w Wuhanie. Sprzedaje się tu m.in dzikie zwierzęta, takie jak nietoperze
Źródło: Shutterstock

Już pod koniec 2019 roku chińscy lekarze musieli stawić czoła ogromnemu wyzwaniu – pacjentów chorujących na dziwne, odporne na konwencjonalne metody leczenia, wirusowe zapalenie płuc, przybywało w zastraszającym tempie. Badacze z uniwersytetów Waszyngtońskiego i Johnsa Hopkinsa szacują, że już w grudniu w Wuhanie przypadków zachorowania na koronawirusa było około tysiąca, czyli znacznie więcej niż podawały oficjalne statystyki. Chiński rząd dopiero 31 grudnia poinformował o nietypowej infekcji Światową Organizację Zdrowia (WHO). Jeszcze wtedy twierdził, że "chorobie można zapobiec oraz ją kontrolować".

Pech chciał, że początek pandemii zbiegł się z obchodami Chińskiego Nowego Roku. Miliony Chińczyków wsiadły w samoloty, pociągi i auta, by pojechać do rodzinnych miast i odwiedzić bliskich. Również ci z Wuhanu, nieświadomi skali zachorowań. Już pod koniec stycznia koronawirus rozprzestrzeniał się w Szanghaju, Chengdu czy Pekinie. Dwa miesiące wystarczyły, by COVID-19 rozszedł się na niemal cały świat.

2020 na długo zmienił świat, który znamy
2020 na długo zmienił świat, który znamy
Źródło: Ilustracja: Antonina Długosińska

Pierwsza fala

Do Polski koronawirus dotarł 4 marca. "Pacjentem zero" był Mieczysław Opałka, 66-letni mieszkaniec Cybinki koło Słubic, który kilka dni wcześniej wrócił autokarem z Niemiec. Mężczyzna następnego dnia znalazł się w szpitalu w Zielonej Górze.

Zakażeń szybko przybywało, a wraz z nimi – obostrzeń. Najpierw wprowadzono ograniczenia w liczbie uczestników imprez masowych, a kilka dni później zamknięto m.in. kina, galerie sztuki czy muzea. Ze sklepów masowo znikały środki czystości: żele antybakteryjne, mydła czy papier toaletowy. Wielu internautów publikowało w sieci zdjęcia pustych półek, porównując zakupowy "boom" do apokaliptycznych wizji rodem z filmów science fiction.

Widok pustych półek nie był w marcu ubiegłego roku czymś niezwykłym. Wielu internautów porównywało sytuację do tej z filmów sci-fi
Widok pustych półek nie był w marcu ubiegłego roku czymś niezwykłym. Wielu internautów porównywało sytuację do tej z filmów sci-fi
Źródło: Shutterstock

Nieco ponad dwa tygodnie od wykrycia pierwszego w Polsce zachorowania premier Mateusz Morawiecki wprowadził "stan epidemii". Wtedy chorych było już ponad 400, a pięć osób zmarło. Pod koniec marca obostrzeń przybyło – zamknięto m.in. salony fryzjerskie, a także ograniczono możliwość przemieszczania się. Wyjść można było tylko w "najpotrzebniejszych sprawach" – pojechać do pracy, pójść do sklepu, wyprowadzić psa...

Ulice miast, parki i lasy, a także miejsca zazwyczaj oblegane wiosną przez turystów, opustoszały.

Nie latały nawet samoloty. Nie miały gdzie – na początku kwietnia "zamknięto" granice Polski. Każdy przekraczający granicę państwa zobowiązany był do odbycia 14-dniowej kwarantanny.

W połowie kwietnia twarze Polaków zakryły maseczki. 16 kwietnia wprowadzono obowiązek zasłaniania ust i nosa w przestrzeni publicznej.

Nauka i praca - tam, gdzie mogły - musiały przenieść się do domu. Nauczyciele i uczniowie musieli zamienić sale lekcyjne na ekrany swoich komputerów. Pracownicy – porzucić biura i zamienić je na te domowe, urządzone często prowizorycznie w kuchni czy sypialni. Choć dla wielu taka zmiana była przykrym doświadczeniem, znaleźli się i tacy, którzy na "hołmofisie" skorzystali. Pismo "BMC Public Health" opublikowało w listopadzie 2020 roku wyniki badania, które wskazywały, że część pracowników odczuwała większe zadowolenie w trakcie pracy z domu, bo nie musieli "stawiać czoła stresującemu miejscu pracy". Inni ankietowani skarżyli się zaś na poczucie odizolowania czy wyczerpanie emocjonalne.

Praca zdalna. Jedni w domu kwitną, drudzy więdną
Praca zdalna. Jedni w domu kwitną, drudzy więdną
Źródło: Antonina Długosińska

Ale jakoś sobie w tej rzeczywistości radziliśmy. Klaskaliśmy na balkonach dla medyków w podziękowaniu za ich ciężką pracę. Śpiewaliśmy, dawaliśmy sąsiedzkie koncerty, uczyliśmy się nawzajem odpowiednio myć ręce. Pomagaliśmy sobie – dzięki mediom społecznościowym docieraliśmy do tych, którzy potrzebowali pomocy, chociażby w zrobieniu zakupów.

covid-nawesolo
Śpiewaliśmy, graliśmy, pomagaliśmy sobie nawzajem
Źródło: TVN24
polacy-klaskanie
Polacy tłumnie wyszli na balkony, aby podziękować medykom za ich ciężką pracę w walce z pandemią
Źródło: TVN24
politycy-klaskanie
Dla medyków klaskali też politycy, m.in. marszałek Senatu Tomasz Grodzki czy były minister zdrowia Łukasz Szumowski
Źródło: TVN24

"Normalność" wróciła. Na chwilę

W maju i czerwcu rząd zaczął luzować obostrzenia. Znów można było iść na spacer, do muzeum czy - na co czekało wielu - do fryzjera.

Wyczerpani izolacją i lockdownem Polacy chętnie wracali do barów, kawiarni czy restauracji. Latem prawdziwy szturm przeżywały bałtyckie plaże. Tłumy zjeżdżały się na wypoczynek do Sopotu czy Gdańska, a także niezliczonych nadmorskich kurortów. Choć nic nie wskazywało, aby wirus był w odwrocie, większość turystów lekceważyła noszenie maseczek czy dystansowanie społeczne. Mimo że 8 sierpnia padł (ówcześnie) dobowy rekord zakażeń SARS-CoV-2 (843 przypadki), większości wczasowiczów nie pokrzyżowało to wakacyjnych planów.

W wakacje tłumnie korzystaliśmy z plaż
W wakacje tłumnie korzystaliśmy z plaż. Często bez maseczek i dystansowania społecznego
Źródło: TVN24

Druga fala

"Normalność" nie trwała jednak długo. 8 sierpnia Polskę podzielono na trzy strefy: zieloną, żółtą i czerwoną, gdzie ostatnia oznaczała wprowadzenie największej liczby obostrzeń. Pod koniec października "czerwona" była już cała Polska.

Po upalnym lecie nadeszła jesień, a z nią – druga fala pandemii. Znów zamknięto szkoły, restauracje czy muzea. Choroba zaatakowała ze zdwojoną siłą, 25 listopada zmarły 674 osoby, w tamtym momencie najwięcej od początku epidemii. Na początku grudnia liczba potwierdzonych zakażeń koronawirusem przekroczyła w Polsce milion.

Choć powodów do radości nie było zbyt wiele, to na początku grudnia pojawiło się "światełko w tunelu". 8 grudnia w Wielkiej Brytanii na COVID-19 zaszczepiono pierwszą osobę. Pod koniec roku szczepionka dotarła i do Polski. 27 grudnia zaszczepiono pierwszą w Polsce osobę, Alicję Jakubowską, naczelną pielęgniarkę szpitala MSWiA w Warszawie. "Nie bolało!" – zapewniała zaraz po otrzymaniu pierwszej dawki.

Pierwsza osoba zaszczepiona w Polsce
Źródło: TVN24

Trzecia fala

Ledwie opadła druga fala zakażeń koronawirusem, szykować musieliśmy się już na trzecią. I choć dzieci w klasach I-III na chwilę wróciły do szkół, działały galerie handlowe, otwarto kina i inne instytucje kultury, daleko było do normalności. Tej, którą znaliśmy sprzed marca 2020 roku.

I choć dziś w Polsce zaszczepionych jest już ponad 5,5 miliona osób, to COVID-19 wcale nie odpuszcza. Premier Mateusz Morawiecki mówi wprost: najgorsze jeszcze przed nami.

W czwartek, 25 marca minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawił kolejne obostrzenia, które mają obowiązywać przez dwa tygodnie, od 27 marca do 9 kwietnia. Oznaczają one zamknięcie m.in. galerii handlowych (za wyjątkiem m.in. sklepów spożywczych, aptek i drogerii, salonów prasowych, księgarni), sklepów meblowych i budowlanych powyżej dwóch tysięcy metrów kwadratowych, przedszkoli i żłobków czy zakładów fryzjerskich. Od 17 marca zamknięte są także m.in. hotele, kina czy muzea.

Prawie dokładnie rok wcześniej, bo 24 marca, w większości te ograniczenia już funkcjonowały. Tego dnia zaostrzono przepisy i wprowadzono m.in. ograniczenia w przemieszczaniu się, całkowity zakaz zgromadzeń, udział w mszy lub innym obrzędzie religijnym do pięciu osób.

Czytaj także: