Pracujemy często ponad jeden etat, czyli ponad 160 godzin miesięcznie. Niektórzy nawet 240 czy 300 godzin. Jesteśmy przemęczeni - mówił w TVN24 ratownik medyczny Michał Fedorowicz. Opowiadał, jak wygląda jego dzień pracy.
Ratownik medyczny Michał Fedorowicz opowiadał w TVN24 o swojej pracy w czasie epidemii.
"Zdarzył mi się dyżur, kiedy nie musiałem czekać przed szpitalem"
- Mamy dyżur 24-godzinny. Zaczynamy o 7 rano i kończymy o 7 rano następnego dnia. W tym czasie staramy się pomóc jak największej liczbie pacjentów, ale ta liczba jest zależna od liczby wyjazdów - mówił.
A z tym - dodał - "bywa różnie". - Czasem jest tak, że dostajemy wyjazd i z jednym pacjentem spędzamy 6, 10 czy 12 godzin, w zależności od tego, jaki jest czas oczekiwania na izbie przyjęć. A czasami udaje się rozwiązać problem wezwania w ciągu półtorej godziny - opowiadał Fedorowicz.
Pytany, czy zdarzyło mu się czekać w kolejce przed szpitalem, by zostawić tam pacjenta, którego wiózł karetką, odparł: - Odpowiem inaczej. Zdarzył mi się dyżur, kiedy nie musiałem czekać. Bo akurat nie zawoziłem żadnego pacjenta do szpitala.
"Wszyscy jesteśmy coraz bardziej przemęczeni"
Ratownik przyznał, że "siły jest coraz mniej". - Wszyscy jesteśmy coraz bardziej przemęczeni, ratownicy, lekarze, pielęgniarki, diagności - wyliczał.
- Jesteśmy przemęczeni, bo pracujemy ponad swoje siły. Ratownicy pracują często ponad jeden etat, czyli ponad 160 godzin miesięcznie. Niektórzy pracują 240 czy 300 godzin - dodał Fedorowicz.
Źródło: TVN24