OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Do niedzieli do wieczora obecność SARS-CoV-2 stwierdzono w Polsce u 9287 osób, 360 zmarło. O sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się koronawirusa i metodach jego leczenia mówił w programie "Koronawirus. Raport" profesor Krzysztof Simon, ordynator jednego z oddziałów zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu oraz wojewódzki konsultant do spraw chorób zakaźnych.
KORONAWIRUS – NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL >>>
"Teraz mamy szczególny, wyjątkowo agresywny patogen"
Jak tłumaczył profesor, u większości osób zakażenie koronawirusem przechodzi bezobjawowo lub z lekkimi objawami. Niemniej, jak dodał, "są następne etapy rozwoju zapalania płuc, bo to kończy się właśnie zapaleniem płuc i to jest dominujący objaw kliniczny w całym tym nieszczęściu". - Wtedy musi być tlenoterapia, podajemy antybiotyk, podajemy leki przeciwwirusowe - wyjaśniał profesor Simon.
- Następnie przechodzimy do dalszych etapów choroby. To dotyczy głównie ludzi ze współchorobowością lub niestety osób starszych z niedoborem odporności, które trafiają na intensywną tlenoterapię, zastępczy oddech i tam walczymy o ich życie, ile się da - mówił profesor.
Według profesora, "zapalenia wirusowe płuc to nie jest jakaś nadzwyczajna rzecz". - Typy śródmiąższowych zapaleń płuc wikłają nam pacjentów po przeszczepach, pacjentów z AIDS, z ciężką marskością wątroby. Myśmy to wielokrotnie obserwowali. Teraz mamy szczególny, wyjątkowo agresywny patogen i u większego procenta ludzi występują takie ciężkie przebiegi. To nie jest jakiś nadzwyczajny obraz, tylko nie mamy swoistego leku dla takich pacjentów- powiedział.
Jak jednak dodał profesor, jego oddział zakaźny, jak i kilka innych ośrodków w Polsce, ma otrzymać w najbliższych dniach lek, "który ma bezpośrednio działać na wirusa". - Są to leki, które są w badaniach klinicznych na całym świecie. U nas będą stosowane u pacjentów z wyjątkowo zaawansowanym stanem chorobowym. Wydaje się, że troszeczkę za późno, ale nie można narzekać. Jest sponsor, zgoda ministerstwa i ten lek dostaniemy dla kilkunastu pacjentów – tłumaczył.
Profesor Simon o metodach walki z wirusem
Profesor Krzysztof Simon mówił także, jakie metody stosowane są obecnie przez lekarzy w walce z koronawirusem.
- Jakby medycyna polegała na tym, że przykładamy palec do automatu i wyskakuje, jak mamy się leczyć, to po co lekarze. To jest cała umiejętność i sztuka. Antybiotyk podajemy dlatego, że spodziewamy się, że może być nadkażenie bakteryjne (...). Podajemy też leki przeciwwirusowe, które sprawdziły się w SARS-ie 1 i MERS-ie, nie mając innych dostępnych - mówił.
- Weźmy pod uwagę do tego wszystkiego, według danych chińskich i amerykańskich, że co piąty, co czwarty pacjent ma zakażenie innymi wirusami, to warto pomyśleć o lekach przeciwwirusowych, które niekoniecznie muszą działać na SARS, ale na przykład działają na grypę. Takie rzeczy stosujemy, ale to wymaga wiedzy, doświadczenia i umiejętnego podejścia do danego pacjenta - powiedział.
"Czy respiratory uszkadzają płuca? Zdecydowanie bardziej płuca uszkadza wirus"
Gość programu "Koronawirus. Raport" sprostował także pojawiającą się w sieci informację, że respiratory w leczeniu COVID-19 mogą okazać się dla pacjentów bardziej szkodliwe, niż gdyby nie były używane.
- Pacjenci z ostrą niewydolnością oddechową wymagają respiratoterapii. Gdyby nie to, toby w ogóle nie przeżyli. Nie ma na razie lepszego sposobu leczenia, jak tylko utrzymywać tych ludzi przy życiu – mówił.
- Czy respiratory uszkadzają płuca? Zdecydowanie bardziej płuca uszkadza wirus, choroba i ten wysiew niszczących cytokin. W przebiegu tego zakażenia, ale także innych wirusów dochodzi do gwałtownej nadczynności układu immunologicznego. On powoduje uszkodzenia wielu narządów. Bez intensywnej terapii jest niemożliwe utrzymanie pacjenta przy życiu – dodał profesor Simon.
"Ta epidemia się rozwija"
Zapytany o to, czy prawdą jest, że śmiertelność COVID-10 jest porównywalna lub niższa od grypy sezonowej, profesor zaprzeczył. - Śmiertelność grypy jest różna. 300 tysięcy osób umiera na grypę na całym świecie każdego roku, w tych państwach, które prowadzą statystyki - wyjaśnił.
- W tej chwili na COVID-19 umarło 170 tysięcy, więc można się zastanawiać, o co w ogóle chodzi. Ale ta epidemia się rozwija (...). Natomiast śmiertelność w przeliczeniu na nasze warunki klimatyczne jest zdecydowanie wyższa [niż w przypadku grypy - przyp.red.] - dodał.
"Spodziewaliśmy się szczytu kilka, kilkanaście dni po Świętach Wielkanocnych"
Profesor Simon odniósł się także do rządowych propozycji łagodzenia obostrzeń związanych z przeciwdziałaniem rozprzestrzeniania się wirusa w kontekście rekordowo wysokiej liczby 545 nowych zakażeń jednego dnia, o których ministerstwo zdrowia poinformowało w niedzielę.
- Spodziewaliśmy się szczytu kilka, kilkanaście dni po Świętach Wielkanocnych. Wszyscy się tego spodziewali w związku z tym, że masę Polaków jednak nie przestrzegało zakazów – mówił profesor.
- Czy to jest szczyt zachorowań, tego nie wiem. Obawiam się, że to będzie jeszcze z tydzień narastało w jakiś sposób i potem powinno sukcesywnie spadać. To nie znaczy, że to się skończy w maju. Do czasu szczepionki, przechorowania, nabrania odporności przez całe społeczeństwo albo zmiany agresywności wirusa - ta choroba będzie się na mniejszym lub większym poziomie tliła i to jest poza dyskusją - ostrzegł.
Jak jednak dodał, "z drugiej strony nie można kraju kompletnie zamrozić, bo my tego nie wytrzymamy". Tłumaczył, że sam od początku był przeciwnikiem całkowitego ograniczania możliwości zażywania ruchu w lasach czy parkach. - Wysiłek fizyczny wzmaga tężyznę. Bieganie nikomu nie szkodzi. Ale należy utrzymać odległość, mieć maseczkę, myć ręce – powiedział.
Autorka/Autor: ft/kab
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24