Pomysły w czasie załamania na rynku pracy są na wagę złota. Przedsiębiorcy, żeby ratować miejsca pracy, zajmują się produkcją rzeczy, których wcześniej nie robili - w związku z tym warzywniak trafił do internetu, a firma szyjąca bieliznę, produkuje maseczki. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Maja Żak przed epidemią COVID-19 prowadziła we Wrocławiu klasyczny sklep z warzywami. Teraz to też e-warzywniak. Marchewkę, rzodkiewkę czy ziemniaki można zamówić w sieci albo wysyłając sms. Dzięki e-warzywniakowi pani Maja nie straciła klientów. Teraz pracuje dla tych, którzy są objęci kwarantanną albo nie chcą wychodzić z domu.
- Jeżeli osoby starsze nie mają internetu, to postarałam się, żeby ta informacja też do nich dotarła. Osoby starsze do nas dzwonią, a ja spisuję zamówienie i dostarczamy - mówi Maja Żak.
"To dla nas szansa na uratowanie firmy i pracujących w niej ludzi"
Zyski mogły spaść, a handel jednak kwitnie - hala firmy Filter świeciłaby pustkami, gdyby nie szybkie przebranżowienie. Firma od 25 lat produkowała stroje szermiercze i artykuły rehabilitacyjne. - Mieliśmy coraz mniej zleceń, coraz mniej wysyłek. Stąd podjęcie przeze mnie decyzji, że przechodzimy na zupełnie inny proces produkcji - mówi właścicielka firmy Marzena Kłosek.
Teraz w firmie ze Stargardu powstają kombinezony, fartuchy i maseczki. Nie jest to lekkie zajęcie, ale najważniejsze, że jest praca. - Naprawdę dają z siebie wszystko. Czasami wychodzą spocone, zmęczone i nie mają siły, ale naprawdę cisną mocno - przyznaje pracownica firmy, Grażyna Wałdoch.
Również firma z Łodzi przestawiła proces produkcji, żeby nie utonąć w długach. Przez lata szyła bieliznę - teraz też maseczki. - To dla nas szansa nie tylko na uratowanie firmy, jak i pracujących w niej ludzi związanych z nami od lat - podkreśla menedżer do spraw wizerunku marki Marilyn, Anna Jaśkiewicz.
Przyznaje, że gdyby nie produkowali maseczek, musieliby zwalniać pracowników. Firma musiała zamknąć 60 butików. Został tylko sklep internetowy, ale to tylko ułamek zysków.
Niektórzy zatrudniają
Firma z Zielonej Góry sprzedająca buty ciągle szuka ludzi do pracy. Gdy wybuchła pandemia, gwałtownie wzrosła liczba zamówień. Firma ogłosiła, że przejmie pracowników tych zakładów, które zawiesiły działalność.
- Dział HR już 31 marca poinformował lokalny rynek, że jesteśmy w stanie dać natychmiastowe zatrudnienie nawet 150 osobom z lokalnych firm i odpowiedź przedsiębiorców i samych pracowników jest zaskakująca - mówi rzecznik prasowy eobuwie.pl Mieszko Sibilski.
Po kilku dniach dziesiątki osób, które nie miały pracy, znowu zarabiają pieniądze. Potrzeba matką wynalazków, a kryzys - jak się okazuje - pomysłów.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24