Lekarze, pielęgniarki i personel medyczny są coraz bardziej przepracowani i wycieńczeni. Kanapka na obiad to i tak nieźle. Pracują ostatkiem sił, ale i tak słyszą od polityków, że są za mało zaangażowani. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Dr n. med. Stanisław Górski lekarzem jest od 15 lat, od czterech w powiatowym oddziale ratunkowym w szpitalu w Małopolsce. Zapytany, czego boi najbardziej, mówi, że "nie samego koronawirusa, ale tego, że przez nawał pacjentów zainfekowanych lub podejrzanych o zakażenie nie da się normalnie pracować".
Pracował dla Lekarzy Bez Granic. Był między innymi na misjach w czasie wojny w Afganistanie. Wtedy też się bał. – Problem w tym, że obecnie nie czuję wsparcia ze strony obecnego pracodawcy, czyli państwa – mówi doktor Górski.
Jak sam mówi, pracować na szpitalnym oddziale ratunkowym nie musi. – Mam inną opcję zarobkowania, na przykład telemedycynę, ale ja mimo wszystko lubię tę pracę i chcę pomagać pacjentom też w trudnych miejscach – podkreśla. Ale właśnie na tym polega ich praca. Codziennie narażając życie w walce z koronawirusem, robią wszystko, by ratować pacjentów.
"Bywają dni, gdy przez 48 godzin śpimy tylko cztery-pięć godzin"
W szpitalu spędzają po kilkanaście godzin. Zdarza się, że siedem dni w tygodniu. Często brakuje im czasu na podstawowe potrzeby. – Bywają dni, gdy przez 48 godzin śpimy tylko cztery-pięć godzin, bo taka jest potrzeba, żeby tak długo zostać w szpitalu – mówi lek. med. Jacek Górka z Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii Szpitala Klinicznego w Krakowie.
Pracy nie ubywa. Tak zwanych łóżek covidowych zajętych jest ponad 6,5 tysiąca, w ciągu doby przybyło ich 500. Pod respiratorami jest 508 osób. - To nie są pacjenci chodzący. Trzeba nakarmić, trzeba mu podać leki, podłączyć sprzęt, wymienić filtry, bo oni są na tlenie, zrobić czynności higieniczne – zwraca uwagę Iwona Borchulska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Cała opieka medyczna - lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni - jest na granicy wytrzymałości. Każdego dnia w kombinezonach powinni spędzać maksymalnie cztery godziny bez przerwy. - My słyszymy o sytuacjach, że na oddziale zakaźnym jest jedna pielęgniarka od 7 do 19 i pracuje w tym kombinezonie 12 godzin. No przecież to zaczyna być niewolnictwo – ocenia Iwona Borchulska.
"Wszystkie ręce na pokład"
Na co dzień walczą nie tylko z wirusem i to nie jego boją się najbardziej. – Ja się boję, że pozostawię swoich pacjentów bez opieki i nie będzie kto miał nad nimi ją sprawować, bo zabraknie personelu – mówi Aleksander Biesiada z Młodych Lekarzy Rodzinnych.
Sytuacja jest poważna, znowu zanotowano największą dzienną liczbę zakażeń. Koronawirusa potwierdzono u ponad 8 tysięcy osób. Liczba zakażonych to już prawie 150 tysięcy. Prawie 300 tysięcy objętych jest kwarantanną.
- Tydzień temu miałem do czynienia z sytuacją, kiedy musiałem wysłać pacjenta z koronawirusem 320 kilometrów od mojego szpitala. To było jedyne miejsce, gdzie można było tego pacjenta przyjąć – mówi dr med. Stanisław Górski. Żalu do wicepremiera Jacka Sasina nie ma, bo dziś czas trzeba poświęcić przede wszystkim na czyny, a nie słowa. – Wszystkie ręce na pokład – podkreśla.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24