Ludzie w kombinezonach, cichy szum maszyn i ekranów - w takiej scenerii trwa dramatyczna walka o życie pacjentów z chorobą COVID-19. Pokazujemy nagranie, na którym widać wnętrze OIOM-u szpitala zakaźnego w Krakowie i jedną z procedur - przekładanie pacjenta na brzuch. Choć brzmi to banalnie, ta czynność jest skomplikowana, ma też bardzo duże znaczenie w leczeniu. Materiał Piotra Świerczka, reportera "Czarno na Białym".
Szpital Uniwersytecki w Krakowie to największy szpital w Polsce, został przekształcony w Szpital Zakaźny. Naszym przewodnikiem po OIOM-ie jest anestezjolog dr n. med. Konstanty Szułdrzyński, kierownik Centrum Terapii Pozaustrojowych. – Rytm opiera się głównie na pracy przy pacjencie. To jest kilka wizyt u pacjentów w ciągu dnia – tłumaczy. – Zazwyczaj te wejścia trwają po trzy, cztery godziny. W związku z tym na początku robimy wizytę z lekarzem, którego my zmieniamy i na końcu zmiany robimy kolejną wizytę z kimś, kto przychodzi, żeby nas zwolnić – dodaje. Szułdrzyński wyjaśnia, że rytm w leczeniu pacjentów z chorobą COVID-19 wyznacza odwracanie ich na brzuch. – To procedura znana od wielu lat – przyznaje.
Pacjenci leżą na brzuchach, bo jak wyjaśnia anestezjolog, wpływa to dobrze na płuca. – Wiadomo, że płuca u osób z ciężkim zapaleniem płuc lepiej działają, jeśli ułoży się tych pacjentów na brzuchu – tłumaczy. Zasada ta dotyczy osób przytomnych, oddychających samodzielnie, ale również pacjentów wymagających respiratora. – Wszyscy ci pacjenci powinni tak długo, jak się da, leżeć na brzuchu – podkreśla Szułdrzyński. – Z największych badań wynika, że układanie na brzuchu pacjentów poprawia ich szanse na przeżycie o około 40 procent i to jest bardzo skuteczna procedura – przyznaje. Statystyki te dotyczą jednak chorych wyłącznie na ciężkie zapalenie płuc – trudno na razie ocenić wpływ tej techniki na zwiększenie szans na przeżycie osób z COVID-19.
Anestezjolog mówi, że układanie na brzuchu nie jest niebezpieczne. – Natomiast wymaga pewnej wprawy ze względu na to, że pacjent na intensywnej terapii jest podłączony do masy różnych urządzeń: do respiratora, który przez rurkę umieszczoną w tchawicy wtłacza tlen do płuc. Jest podłączony również do różnych urządzeń monitorujących czy na przykład do urządzeń do dializy. W związku z tym ma podłączonych na tyle dużo urządzeń, że obracając go, można któreś z nich odłączyć lub wyrwać – mówi Szułdrzyński. – Trzeba więc zachować ostrożność, ale nie jest to procedura specjalnie niebezpieczna – podkreśla.
Odwracanie na plecy zazwyczaj odbywa się na zmianach, gdy jedna jeszcze nie wyszła, a nowa już przyszła. – Mamy wtedy podwójną liczbę lekarzy i pielęgniarek, wtedy jest nam to łatwiej zrobić – mówi kierownik Centrum Terapii Pozaustrojowych. Doktor Szułdrzyński opowiada, że przy okazji zmiany pozycji pacjenta można zadbać o jego pielęgnację i stosować różne środki zapobiegające odleżynom. – To jest czas, który dodatkowo służy pielęgnacji chorego – wyjaśnia.
Anestezjolog wspomina o ponad 70-letnim pacjencie, który przybył do Szpitala Zakaźnego w Krakowie w ciężkim stanie – choroba była zaawansowana, a nadzieje, że uda się uniknąć użycia respiratora, niewielkie. Teraz mówi, że dobrze mu się oddycha, że nie odczuwa duszności. – Ten człowiek nas dość pozytywnie zaskoczył. Udało się uzyskać poprawę, a jego organizm sobie z tym poradził. Oczywiście to był też pacjent, który bardzo dobrze współpracował. Sam z siebie po kilka, kilkanaście razy na dobę się układał na brzuchu i wyraźnie mu to pomogło – twierdzi Szułdrzyński.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24