14 dni w krainie absurdów - relacja z kwarantanny 

Aplikacja Kwarantanna domowa - co to jest? Kto może korzystać? Jak działa?
Sąsiedzi na kwarantannie. Bać się i uciekać, czy dziękować i wysyłać kwiaty?
Źródło: TVN24
Największy problem? Świadomość, że nie możesz wyjść. Największe zdziwienie? Chaos informacyjny. Najważniejsza rada? Przemyślane zakupy. Anna Nowak z Łodzi przez 14 dni razem z córką była na kwarantannie. W rozmowie z Juliuszem Kaszyńskim opowiada, jak wygląda życie w czterech ścianach i w cztery oczy.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>

Juliusz Kaszyński: Od kiedy jest Pani w kwarantannie?

Anna Nowak: To trudne pytanie…

Jak to?

Pyta pan o termin oficjalny czy prawdę?

A to jest różnica?

Jest! O tym, że musimy zostać w domu, dowiedziałyśmy się z córką późnym wieczorem w piątek 13-go… Na Librusie (dziennik elektroniczny - red.) była wiadomość od wychowawczyni. Okazało się, że Magdy kolega z klasy jest zakażony. Z informacji wynikało, że przez najbliższe 14 dni wszyscy domownicy powinni poddać się kwarantannie. Polecono nam także, co mamy zrobić w przypadku pojawienia się objawów.

Miałyście co jeść?

Na szczęście właśnie wróciłam z zakupów☺ 

Pierwsza myśl?

Nie wpadłam w panikę i jakoś nie od razu dotarło do mnie, że nie będę mogła wychodzić z domu. Tym bardziej, że w drugim mailu, w sobotę, była informacja, żeby dziecko nie wychodziło z domu. O mnie już tam nic nie było! Dopiero jak przyszedł kolejny mail, też w sobotę, to tam pani dyrektor napisała, że sanepid zaleca pozostanie w domu całym rodzinom. Potwierdzenie tej informacji przyszło w niedzielę wraz z numerem alarmowym, pod który mieliśmy dzwonić w razie pytań. 

A sanepid kiedy się odezwał?

W poniedziałek, żeby potwierdzić adres mailowy. Zresztą we wtorek zadzwoniła inna pani w tej samej sprawie, bo nie wiedziała, że koleżanka już dzwoniła. A w środę mailem przyszła oficjalna decyzja sanepidu i wynika z niej, że jesteśmy na kwarantannie od 9-go…

Jak to, przecież od 14-go?

A no widzi pan. Urzędnicy uznali, że ostatni kontakt córki z chorym chłopcem był 8-go i kwarantanna powinna być od 9-go!

Czyli jak rozumiem, pani i córka przez pięć dni miałyście szansę przenieść wirusa?

Oczywiście! Ja przez te wszystkie dni chodziłam do pracy, a córka do 11-go do szkoły. Ten chłopiec, który się rozchorował, do szkoły już nie chodził, ale cała klasa przez dwa dni - tak. Na szczęście nie ma informacji, by ktoś się rozchorował. Teraz wyrywkowo robione są testy i na razie też wszystko jest ok.

Jak się panie czujecie?

Dobrze, choć psychicznie nie jest łatwo. Najgorsza jest świadomość, że nie można wyjść z domu. Trochę tak, jakby się było w więzieniu. Okazało się, że kiepsko sobie radzę z taką przymusową izolacją. Pierwsze dni były łatwe. Zrobiłam porządki w miejscach, do których rzadko zaglądam. Przeczytałam kilka książek. Dużo rozmawiałam przez telefon. Obejrzałyśmy kilka zaległych filmów, ale potem było coraz gorzej. W pewnym monecie pojawia się zmęczenie nic nierobieniem. 

"Po prostu nie wiedziałyśmy, co ze sobą zrobić", opowiada pani Anna, która jest w kwarantannie z córką
"Po prostu nie wiedziałyśmy, co ze sobą zrobić", opowiada pani Anna, która jest w kwarantannie z córką

Czyli to nie jest odpoczynek…

Nie. Odpoczęłabym, gdybym wyjechała, poszła na koncert, kawę, spacer. Bardzo chcę iść na spacer!

A dostała pani propozycję wsparcia psychologicznego?

Nie. Pewnie i tak bym nie skorzystała, ale jest to jakiś pomysł. Myślę, że szczególnie trudno jest tym, którzy nie mają ludzi wokół siebie. My miałyśmy siebie, a i tak kryzys był po 10 dniach, ale do kłótni nie doszło. To jest dla nas duży test. Po prostu nie wiedziałyśmy, co ze sobą zrobić. Oczywiście wspierają nas znajomi, dzwonią, pytają. Sąsiad, który pożyczył mi gotówkę pierwszego dnia, żebym mogła przyjacielowi przekazać pieniądze za zakupy, też się interesuje, ale myślę, że gdy ktoś jest sam, nie wytrzymuje i wychodzi.

Ale przecież ludzi w kwarantannie pilnuje policja?

Pierwszy raz przyjechali w środę…

Czyli gdybyście panie nie miały znajomych, zrobionych zakupów i poczucia odpowiedzialności, to…

To mogłybyśmy biegać po mieście!

Zakupy pani Annie robią znajomi. Produkty zostawiają pod drzwiami
Zakupy pani Annie robią znajomi. Produkty zostawiają pod drzwiami
Źródło: archiwum prywatne

Jak wyglądała ta pierwsza wizyta policji?

Sześciu policjantów było w radiowozie, jeden stał pod oknem i rozmawialiśmy przez telefon.

O co pytał?

Czy jesteśmy zdrowe i czy nie potrzebujemy leków, środków higienicznych albo jedzenia. Teraz przyjeżdżają codziennie - dwójka. Kilka dni temu, jak podwyższono kary za nieprzestrzeganie kwarantanny, to policjantka od razu mi to przekazała.

Co jest największym problemem?

Wyprowadzanie psów. Mamy je dwa i wychodzą trzy razy dziennie…

Jak to rozwiązałyście?

To wciąż jest problem, ale radzimy sobie. Magdy kolega mieszka obok i wychodzi z nimi. Staje na półpiętrze i wypuszczamy psy. W ten sam sposób wracają. Jestem mu niezwykle wdzięczna, bo takiej pomocy żadna służba nie świadczy. I jestem przekonana, że to jest kolejny powód, dla którego ludzie wychodzą z domów. Przecież psa trzeba wyprowadzić. Co prawda są już grupy pomocy na osiedlach i młodzi ludzie wychodzą z cudzymi psami, ale nie zawsze jest to możliwe. Zwierzaki są różne.

Ma pani jakąś radę dla tych, którzy zaczynają kwarantannę?

Dobrze planujcie zakupy, o jakie prosicie. Nie ma co ukrywać, że tan czas się "zajada" i szybko się różne dania nudzą. Zakupy muszą być więc przemyślane i różnorodne.

Czytaj także: