Choć jeszcze w czwartek premier zapowiadał, że w sobotę poinformuje o zaostrzeniu zasad funkcjonowania placówek oświatowych, to dziś poinformował o braku takiej konieczności. - Zapowiedzi, przygotowanie i przebieg dzisiejszej konferencji dowodzą, że mamy wielki chaos - ocenił Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Ja wiem, co nas czeka: nic dobrego - dodała Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za edukację.
Sobotnia konferencja zgodnie z zapowiedziami premiera miała być poświęcona sytuacji w edukacji. - Ponad 98 procent szkół funkcjonuje w miarę normalny sposób. Ale również tam dostrzegam rosnącą absencję wśród uczniów - mówił w czwartek premier Mateusz Morawiecki. I dodawał: - To oznacza, że być może będzie trzeba znowu dokonać pewnego ograniczenia, ale o tym zakomunikujemy w stosownym czasie. Przedstawimy nasz stan wiedzy i nasze decyzje dotyczące tego aspektu sprawy, czyli szkolnictwa, w sobotę - oznajmił.
O seniorach, nie o szkołach
W sobotę szef rządu zakomunikował, że w szkołach zmian dotyczących nie będzie. I to dopiero po pytaniach od dziennikarzy, bo w czasie konferencji mówił głównie o seniorach. - Osoby młodsze są o wiele mniej narażone nie tylko na szpital, ale i na zgon - zwracał uwagę.
Premier Morawiecki w odpowiedzi na pytanie, czy placówki edukacyjne znów przejdą na edukację zdalną, odparł: - Dyskutujemy intensywnie. 98 procent szkół funkcjonuje w systemie stacjonarnym, niewielki odsetek w systemie zdalnym lub hybrydowym. Strategia zaproponowana przez ministerstwo edukacji w sierpniu zdaje egzamin - podkreślał. Dodał, że na dziś nie ma konieczności, by wszyscy uczyli się zdalnie, a podejście zaproponowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej "jest na razie adekwatne".
Ponad sto, czyli osiemset
Premier w czasie konferencji mówił, że powyżej 100 szkół funkcjonuje w trybie hybrydowym. W rzeczywistości jest ich zdecydowanie więcej. Z danych MEN z piątku 9 października wynika, że ponad 800 szkół funkcjonowało w trybie hybrydowym, a ponad 200 w zdalnym - najwięcej od początku roku szkolnego.
Morawiecki przypominał, że jednym z powodów, dla których nie zdecydował o przejściu na zdalną edukację, jest fakt, że długotrwała izolacja powoduje uszczerbki na zdrowiu. - Dziś nie widzimy takiej konieczności - powiedział.
Niech sanepid dalej decyduje
W piątek z wnioskiem o to, by pominąć sanepid w podejmowaniu decyzji o trybie pracy szkół, zwróciły się do premiera Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kady Kierowniczej Oświaty.
Morawiecki odniósł się na konferencji do takiego rozwiązania. - Kto się najlepiej zna na wpływie wirusa na ewentualne zakażanie się? Dyrekcja poszczególnych placówek czy epidemiolodzy i inspekcja sanitarna? - pytał.
Dyrektorzy placówek w rozmowach z portalem TVN24 skarżyli się na utrudniony kontakt z sanepidem.
- Ten kontakt jest bardzo trudny - powiedziała Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za edukację. - Mamy w mieście szkołę, która próbowała się skontaktować z sanepidem od niedzieli, a decyzję o tym, kto ma uczyć się zdalnie, udało się uzyskać dopiero w środę.
Jedno ze stołecznych liceów, któremu nie udało się skontaktować z sanepidem, podjęło decyzję o zawieszeniu lekcji na dwa dni w ramach tak zwanych godzin do dyspozycji dyrektora szkoły.
Broniarz: Nie ma planu, strategii, pomysłu
- Zapowiedzi, przygotowanie i przebieg tej konferencji dowodzą, jak wielki chaos mamy w rządzie i w edukacji - ocenił Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Nie ma żadnego planu, strategii, pomysłu, premier ucieka od odpowiedzialności - dodał.
Zdaniem Broniarza premier uważa, że system zaproponowany przez MEN się sprawdza, bo nie ma znaczących wzrostów liczby placówek przechodzących na edukację zdalną. - I oczywiście możemy się tym cieszyć, ale trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak jest? - powiedział szef ZNP. - Może dlatego, że trudno uzyskać taką decyzję w sanepidzie, a nawet się tam dodzwonić. Potrzebujemy racjonalnego planu mówiącego o tym, co będzie dalej, obejmującego całość edukacji, a takiego planu nie widać. Przypominam też, że właściwie nie mamy ministra edukacji, więc jak mamy czuć się bezpiecznie? - dodał. - Ministerstwo miało dwa miesiące wakacji, jest październik, a ja mam wrażenie, że oni jeszcze z tych wakacji nie wrócili - ocenił.
"Ja wiem, co nas czeka: nic dobrego"
- Jestem zdzwiona przebiegiem dzisiejszej konferencji i tym, że premier się cieszy, bo jego zdaniem większość szkół działa normalnie - skomentowała Kaznowska. - Zdaje się, że nie wie, co dzieje się szkołach. A ja wiem i widzę, że nauka stacjonarna w praktyce wygląda coraz gorzej. Mamy duży problem z zastępstwami. Mam jedną placówkę, gdzie 10 nauczycieli jest na kwarantannie, kolejnych 11 na zwolnieniach lekarskich, a cały zespół liczy tam 70 osób, więc prawdziwych zastępstw nie ma jak zorganizować i wiele lekcji przepada - dodała.
Kaznowska wskazała, że w Warszawie na zwolnieniach lekarskich przebywa w tej chwili około 2,7 tysiąca nauczycieli, niemal 10 procent kadry. - A te liczby w ogóle nie obejmują nauczycieli w kwarantannie - podkreśliła. I przypomniała, że w stolicy są szkoły, które od początku roku szkolnego już trzy razy działały w systemie mieszanym, bo wciąż pojawiały się w nich nowe przypadki zachorowań.
- Myślałam, że rząd pokusi się o jakieś rozwiązania, które nas wesprą. Bo jeśli mamy nadal na nie czekać, to ja wiem, co nas czeka: nic dobrego - dodała Kaznowska. Wiceprezydent Warszawy jest za wprowadzeniem możliwości "rozrzedzania szkół". - Chcielibyśmy mieć większą swobodę, na przykład, żeby najmłodsi uczyli się stacjonarnie, a starsi naprzemiennie. Ale nikt nas nie słucha - powiedziała, dodając, że w piątek w sprawie coraz trudniejszej sytuacji w szkołach prezydent Rafał Trzaskowski zwrócił się do resortu zdrowia.
Pleśniar: to się może skończyć tylko źle
Zaskoczony przebiegiem sobotniej konferencji był też Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. - Rząd nic tak naprawdę nie robi, tylko mówi nam, co my mamy robić - powiedział. - Nikt nie mówi, jak mamy sobie poradzić z lawiną zastępstw, wykruszającymi się nauczycielami. A to dopiero początek. Mam wrażenie, że w sanepidach dominuje postawa: "chorzy rodzice nas nie obchodzą, ich dzieci i kolegów z klasy przetrzymajmy w domu, a nauczycieli zapraszamy normalnie na lekcje i zobaczymy, co się stanie". A to się może skończyć tylko źle - dodał Pleśniar.
Źródło: tvn24.pl