Ukraińcy, którzy przyjechali do pracy na Śląsk, skarżą się na brak pomocy ze strony pośrednika pracy, brak jedzenia i fatalne warunki, w tym dzielenie pomieszczeń z osobami chorymi na COVID-19. Z pomocą przyszła gmina, która o tym, że na swoim terenie ma ognisko koronawirusa, dowiedziała się przypadkiem. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W domu w Chałkowie niedaleko Częstochowy osiemnastu Ukraińców miało odbyć kwarantannę. Przywiózł ich pośrednik, który cudzoziemcom organizuje pracę w Polsce. Wcześniej przebywali z wieloma innymi Ukraińcami kilkanaście kilometrów dalej, w miejscowości Wąsosz Górny. Jak mówią, pod jednym dachem z zakażoną osobą. - Teraz my wszystkie dodatnie. Tam jest wszystko. I kwarantanna, i niekwarantanna – mówi jedna z Ukrainek.
Pracownicy zza wschodniej granicy mówią, że nie dostali oficjalnego potwierdzenia, że są chorzy. Zostali bez jedzenia i opieki. Dookoła nikt o tym nie wiedział. - Szkoda ludzi. To jest bezduszne. Nasi rodacy wyjeżdżali za granicę, tak i tych należałoby traktować po ludzku – zwraca uwagę jedna z mieszkanek Chałkowa.
Ośrodek Pomocy Społecznej o Ukraińcach dowiedział się z "poczty pantoflowej"
Kiedy część Ukraińców źle się poczuła, powiadomili gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Lipiu, który wraz z Caritasem zorganizował pomoc. Dziesięć osób trafiło do szpitala, ale ich stan był na tyle dobry, że wróciły na kwarantannę. - Wszyscy jesteśmy przerażeni tą sytuacją. Zamiast mnie tutaj powinien stać pośrednik, który przywiózł te osoby do pracy i który powinien w zasadzie się nimi zająć - mówi Bożena Wieloch, wójt gminy Lipie.
Pośrednik nie odbiera telefonu. Gminie tłumaczył, że zajął się Ukraińcami. - Po moim telefonie pan dowiózł ponoć pięć bochenków chleba, karton makaronów, kaszę i sodę oczyszczoną, żeby sobie gardło płukały – mówi Ilona Kubicka z Ośrodka Pomocy Społecznej w Lipiu.
Gmina twierdzi, że sanepid w Kłobucku nie poinformował jej o ognisku koronawirusa. Sanepid tłumaczy, że nie wiedział, że chorzy zostali przewiezieni do innej gminy. - Nie miałyśmy namacalnych dowodów, że ci ludzie tam są, że tam żyją. Dowiedziałyśmy się z poczty pantoflowej – wyjaśnia Ilona Kubicka.
Straż graniczna przyjrzy się firmie, która sprowadziła Ukraińców
Fundacja Ocalenie, która pomaga cudzoziemcom, przyznaje, że pandemia obnażyła wady systemu pośrednictwa pracy w Polsce. - W tej chwili to jest w dużym stopniu szara strefa, która nie jest wystarczająco uregulowana od strony prawnej – uważa Karina Melnytska z fundacji.
Największym problemem jest kwarantanna obowiązkowa dla obywateli spoza Unii Europejskiej. Nie wszyscy dostają wtedy pomoc od pośredników. Wielu nie wie, gdzie jej szukać. Przepisy nie regulują wszystkich kwestii, dlatego firmy muszą radzić sobie same. - My stworzyliśmy własne procedury, został stworzony zespół do obsługi osób na kwarantannach – mówi dyrektor operacyjny EWL Group Rafał Mróz.
Nie wszędzie to wygląda w ten sposób. Starostwo powiatowe w Kłobucku zwróciło się do Straży Granicznej, żeby przyjrzała się firmie, która sprowadziła Ukraińców do Chałkowa. Sprawą pod kątem narażenia na niebezpieczeństwo zajmuje się też policja.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24