Nieszczęśliwie się zakochał, zginął na gilotynie. Po 82 latach jego list trafił do rodziny

List pana Józefa przekazano kilka dni temu
- Historia zatoczyła koło. Ten list powinien tu trafić 82 lata temu, a dotarł dopiero teraz - powiedziała Małgorzata Przybyła z Arolsen Archives
Źródło: TVN24
Józef Jankowiak miał 29 lat, gdy został zamordowany w więzieniu w Stadelheim w Niemczech. Dwie godziny przed śmiercią dostał kartkę papieru, by napisać do rodziny w Polsce pożegnalny list. Korespondencja została ocenzurowana i nigdy nie trafiła do bliskich. Do teraz. Za sprawą Arolsen Archives i Macieja Gaszka udało się dotrzeć do krewnych pana Józefa. Na tę wiadomość czekali 82 lata.
Kluczowe fakty:
  • Międzynarodowe Centrum Badań Nazistowskich Prześladowań w Bad Arolsen w Niemczech od kilkudziesięciu lat stara się uporządkować miliony dokumentów dotyczące ofiar II wojny światowej.
  • Pracownicy i wolontariusze archiwum starają się dotrzeć do bliskich, tych którzy trafili do obozów koncentracyjnych, by zwrócić im rzeczy osobiste byłych więźniów.
  • Bez wolontariuszy, którzy znają dany teren i wiedzą do kogo najlepiej się zwrócić, nie udałoby się dotrzeć do tylu rodzin. Jednym z takich wolontariuszy jest Maciej Gaszek, który ma na swoim koncie niejedno udane "śledztwo".
  • Wśród milionów dokumentów i pamiątek zachował się też list straconego w Stadelheim Józefa Jankowiaka. Po 82 latach, słowa, które napisał tuż przed śmiercią trafiły do jego krewnych.

- Historia zatoczyła koło. Ten list powinien tu trafić 82 lata temu, a dotarł dopiero teraz - powiedziała Małgorzata Przybyła z Arolsen Archives - instytucji, która pomaga przywrócić pamięć i godność ofiarom nazistów.

Jedną z takich ofiar był Józek Jankowiak, który pochodził z Pępowa (Wielkopolska). Od sierpnia 1940 r. był zatrudniony przymusowo w gospodarstwie rolnika w Alteiselfing w Dolnej Bawarii. W tym samym gospodarstwie pracowała 20-letnia Niemka. Wszystko wskazuje na to, że Józef zakochał się w niej.

Józef Jankowiak
Józef Jankowiak
Źródło: Zbiory rodzinne

Jak przekazała Przybyła, w trakcie codziennych prac mężczyzna "podejmował liczne próby zbliżenia się do Hedwig, ale nie przekroczył żadnej granicy. Były to jedynie niewinne próby pocałowania jej lub nakłonienia do bycia z nim". Według prawa obowiązującego w III Rzeszy Niemcom nie wolno było wchodzić w związki z Żydami czy Polakami. Józef Jankowiak został aresztowany 9 stycznia 1943 r. Wyrokiem Sądu Specjalnego w Monachium został skazany na śmierć za gwałt. - Akta sądowe, które posiadamy są przesączone ideologią nazistowską, więc każde słowo trzeba interpretować w odpowiedni sposób i mieć świadomość, że współcześnie niektórych słów użylibyśmy w zupełnie innym znaczeniu - tłumaczyła Przybyła.

Józef Jankowiak w mundurze (1938 r.) w czasie pełnienia służby wojskowej
Józef Jankowiak w mundurze (1938 r.) w czasie pełnienia służby wojskowej
Źródło: Zbiory rodzinne

Dwie godziny przed śmiercią, Józef Jankowiak dostał możliwość napisania listu do rodziny.

"Kochani rodzice, bracia i siostry, piszę do was już ostatni raz. Już więcej mojego pisma nie będzie, bo idę na śmierć. W godzinie śmierci jestem spokojny. Pan Jezus też zginął niewinnie, tak jak i ja ginę niewinnie. Niech tym wszystkim, co mnie zło czynili, niech Bóg wybaczy i niech im błogosławi" - to zaledwie fragment listu, który napisał skazaniec. Wiadomo, że poprosił również bliskich o modlitwę i odprawienie mszy w jego intencji.

Wyrok został wykonany poprzez ścięcie na gilotynie 22 lipca 1943 roku w monachijskim więzieniu. W momencie śmierci Jankowiak miał 29 lat.

To jeden z dziesięciu odnalezionych listów

Kartka z odręcznie napisanymi ostatnimi słowami, nigdy nie trafiła do adresatów. Jak w wielu takich przypadkach, list został ocenzurowany. - Wystarczyło jedno słowo, mówiące o tym, że ktoś ginie niewinnie. Bano się, że to co robili (naziści - red.) wyjdzie na jaw. Tych listów po prostu nie wysyłano. To była wtórna dehumanizacja tych osób. Najpierw odbierano im życie, a potem sprawiano, że to, co napisały miało już nie mieć żadnego znaczenia - mówiła Małgorzata Przybyła.

To, że list teraz trafił do rodziny to zasługa wielu osób. - W kwestii Józefa Jankowiaka nie mieliśmy żadnego zapytania, czyli można powiedzieć że zaginął wśród milionów dokumentów, które u nas są. Sprawą Jankowiaka zajęliśmy się w momencie, kiedy niemiecki dziennikarz powiedział nam o aktach, które zachowały się w Muzeum Państwowym w Monachium. Po przekazaniu nam kopii oryginalnych listów zauważyliśmy, że wśród nich jest dziesięć napisanych po polsku i dwa również od Polaków, ale napisane w języku niemieckim - wskazała Przybyła.

Ta koperta z listem miała nigdy nie trafić do rodziny
Ta koperta z listem miała nigdy nie trafić do rodziny
Źródło: Zbiory rodzinne

Wszystkie te listy wylądowały na biurku pani Małgorzaty, a ona dokładnie je przeanalizowała. Kiedy w jednej z korespondencji dostrzegła w adresie Pępowo, nie miała wątpliwości do kogo należy się w tej sprawie zwrócić. O pomoc poprosiła Macieja Gaszka, pasjonata historii, zwłaszcza tej z II wojny światowej. Maciej jest również wieloletnim wolontariuszem Arolsen Archives. Ma na swoim koncie niejedne poszukiwania rodzin. Wiele z nich zakończyło się sukcesem.

Tak było chociażby rodziną Stanisława Sobczyka, która przez kilkadziesiąt lat była przekonana, że ich bliski zginął z rąk Gestapo, a prawda okazał się inna. To również on oddał kolczyki i obrączkę Ireny Jagodzińskiej, która przetrwała dwa nazistowskie obozy, ale w jej dokumentacji pozostała skonfiskowana biżuteria.

list3
Maciej Gaszek jest pasjonatem historii, zwłaszcza tej z II wojny światowej, i wieloletnim wolontariuszem Arolsen Archives.
Źródło: TVN24

Gaszek znów przeprowadził skuteczne "śledztwo". Dzięki niemu udało się dotrzeć do siostrzenic pana Józefa: Haliny Turkan i Krystyny Szczepaniak. Pasjonat historii otwarcie mówi, że wizyta u bliskich człowieka zamordowanego w czasie wojny to trudne doświadczenie. - Jest to zawsze stresujące, ale zostałem bardzo sympatycznie przyjęty przez panią Krystynę Szczepaniak. Ona została uprzedzona, że przyjedzie ktoś, kto opowie historię jej wujka. Było wzruszenie. Pani Krystyna do tej pory wiedziała tylko, że wujek był na robotach, że zginął, że się nieszczęśliwie zakochał i żadnych więcej szczegółów. Dzisiaj bliscy poznali wszystkie szczegóły zawarte w liście powiedział Gaszek.

List pana Józefa przekazano kilka dni temu
List pana Józefa przekazano kilka dni temu
Źródło: Gminna Biblioteka w Pępowie

"To jest zapełnianie luki w historii rodziny"

W środę (1 października) w Gminnej Bibliotece Publicznej w Pępowie bliscy otrzymali po 82 latach kopię listu napisanego przez Józefa Jankowiaka przed straceniem. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele Arolsen Archives, w tym kierowniczka działu poszukiwań Małgorzata Przybyła, władze samorządowe oraz rodzina autora listu.

Siostrzenice Józefa, Halina Turkan i Krystyna Szczepaniak, nie kryły wzruszenia. Podkreślały, jak wielkim szokiem, ale i doniosłym przeżyciem było dla nich poznanie prawdy po 82 latach. - Zawsze czekaliśmy na jakieś wieści, no i po 82 latach otrzymaliśmy tę wiadomość, że odnalazł się jego list. Dowiedzieliśmy się, jak zginął. Chyba jednak Pan Bóg tak działa, że dał nam tę możliwość uzyskania tego listu, ostatnich słów. Żałujemy tylko, że nasi rodzice tego nie doczekali - powiedziała dziennikarzom Halina Turkan.

list1
- Zawsze czekaliśmy na jakieś wieści, no i po 82 latach otrzymaliśmy tę wiadomość, że odnalazł się jego list. Dowiedzieliśmy się, jak zginął - powiedziała dziennikarzom Halina Turkan.
Źródło: TVN24

- Ja wujka osobiście nie spotkałam, ale wspaniale, że są tacy ludzie, którzy mogą przywracać pamięć ludziom. To jest zapełniania luki w historii rodziny i bardzo się z tego cieszymy. Jesteśmy głęboko wdzięczni - dodała.

Siostrzenice pana Józefa były bardzo poruszone podczas uroczystości wręczenia kopi listu
Siostrzenice pana Józefa były bardzo poruszone podczas uroczystości wręczenia kopi listu
Źródło: Gminna Biblioteka w Pępowie

Z roku na rok powierzanie pamiątek krewnym staje się coraz trudniejsze

Arolsen Archives to Międzynarodowe Centrum Badań Nazistowskich Prześladowań w Niemczech. To instytucja, która od kilkudziesięciu lat sprawuje pieczę nad największym archiwum dokumentów dotyczących różnych grup ofiar reżimu nazistowskiego. W ich zbiorach znajdują się informacje dotyczące losów kilkunastu milionów ludzi. Archiwum, choć ma siedzibę w Niemczech, jest organizacją międzynarodową nadzorowaną przez komisję złożoną z przedstawicieli 11 państw, w tym Polski.

- Już przed zakończeniem drugiej wojny światowej alianci mówili o tym, że trzeba będzie stworzyć urząd, który zajmie się poszukiwaniami zaginionych osób, które mogły być przez nazistów kierowane na prace przymusowe lub które trafiały do obozów koncentracyjnych. Początkowo takimi działaniami zajmował się brytyjski Czerwony Krzyż. I to tam spływały po wojnie pierwsze zapytania - tłumaczyła Małgorzata Przybyła.

Nazistowskie obozy koncentracyjne i obozy zagłady
Nazistowskie obozy koncentracyjne i obozy zagłady
Źródło: PAP/Maria Samczuk, Adam Ziemienowicz

Z czasem to trudne zadanie powierzano kolejnym instytucjom, które pomagały rodzinom odpowiedzieć na podstawowe pytanie: co się stało z moim krewnym? We Frankfurcie nad Menem utworzono pierwsze biuro poszukiwawcze. Jego filie powstały również w każdej ze stref okupacyjnych. Biura starały się zwrócić rodzinom odnalezione rzeczy.

- Alianci zabezpieczyli listy osób deportowanych w czasie wojny oraz dokumentację z wyzwalanych obozów koncentracyjnych. Sporą rolę odegrali tu też sami więźniowie, którzy starali się zachować jak najwięcej dowodów. W dokumentacji znalazły się między innymi informacje o skonfiskowanych więźniom rzeczach osobistych - tłumaczyła kierowniczka działu poszukiwań w Arolsen Archives.

Od zakończenia wojny minęło już 80 lat. Z roku na rok powierzanie pamiątek krewnym staje się coraz trudniejsze.

- Coraz mniej mamy zgłoszeń od rodzin, które chcą się dowiedzieć, co stało się z ich krewnymi. Dlatego w 2016 roku stwierdziliśmy, że musimy trochę odwrócić bieg naszych działań. Nie tylko czekać na zgłoszenia i na nie odpowiadać, ale też próbować odnaleźć rodziny na własną rękę. Nie było łatwo. W wielu przypadkach do ustalenia krewnych brakuje nawet podstawowych informacji jak data i miejsce urodzenia, imiona rodziców. W wielu nazwiskach są też błędy, co dodatkowo utrudnia zadanie. Dlatego chętnie nawiązujemy współpracę z historykami, stowarzyszeniami, czy lokalnymi pasjonatami historii. Takim osobom z racji doświadczenia i znajomości konkretnego terenu często jest łatwiej znaleźć jakiś punkt zaczepienia - mówiła nam Przybyła.

Małgorzata Przybyła: - Mam nadzieję, że jeszcze wielu Polaków "odprowadzę" do ich domów
Małgorzata Przybyła: - Mam nadzieję, że jeszcze wielu Polaków "odprowadzę" do ich domów
Źródło: Gminna Biblioteka w Pępowie
OGLĄDAJ: TVN24 HD
pc

TVN24 HD
NA ŻYWO

pc
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: