Prawo i Sprawiedliwość przygotowało telewizyjny spot, stanowiący odpowiedź na niedawne reklamy pod hasłem "Oszukali!". "Kampania Prawa i Sprawiedliwości przeciw obłudzie" - głosi hasło w finale reklamy.
Platforma przed tygodniem zleciła rozpowszechnianie reklamy, w której zestawiono wysokość pensji wymienionych z imienia i nazwiska lekarzy i nauczycieli z zarobkami nominowanych przez PiS szefów państwowych firm. Ugrupowanie miało kłopoty umiejscowieniem jej w programach telewizyjnych, bowiem nie wszystkie stacje chciały ją emitować.
Wkrótce "Gazeta Polska" odnalazła jednego z występujących w reklamie lekarzy, który w filmie mówił, że zarabia niespełna 2 tysiące złotych. Dziennikarze wytknęli, że medyk w rzeczywistości oprócz pracy w szpitalu przyjmuje w prywatnych gabinetach i jego dochody są dwukrotnie wyższe. Zacytowano jednak jego argument, że aby je osiągnąć musi pracować ponad trzysta godzin w miesiącu.
Teraz do reklamowego kontrataku przystępuje Prawo i Sprawiedliwość. Przygotowany przez to ugrupowanie film wykorzystuje fragmenty spotu politycznych konkurentów - ujęcia pokazujące niskie kwoty zarobków lekarza i nauczycielki - i zestawia je z 23-tysięcznymi miesięcznymi dochodami lidera PO Donalda Tuska. Gdy pada ta kwota, dwukrotnie słychać jego słowa "by żyło się lepiej". Wtedy rozlega się głos lektora "Kampania Prawa i Sprawiedliwości przeciw obłudzie".
- Odpowiedzieliśmy na reklamówkę Platformy Obywatelskiej, żeby wiedziała, że każdy taki atak poniżej pasa spotka się z odpowiedzia. Udowadniamy, że spot PO jest manipulacją - mówi tvn24.pl medialny specjalista w PiS, europoseł Adam Bielan. Jak dodaje, spośród kilku wariantów filmu, jakie powstały, wybrany został najbardziej łagodny. Według Bielana, przy dzisiejszym stanie techniki - tak jak mówi to lektor w filmie - łatwo jest manipulować sławami, obrazem i faktami. Autorzy spotu PiS posłużyli się danymi o dochodach Donalda Tuska zawartymi w jego oświadczeniu majątkowym. Wzięli jednak dokument sprzed roku, który obejmuje dochody z czasów gdy Tusk był wicemarszałkiem sejmu, a na dodatek uzyskał prawie 20 tysięcy złotych jako honoraria za swą książkę. Gdyby wykorzystali świeższe oświadczenie, złożone w kwietniu 2007, dochody polityka okazałyby się niemal o połowę niższe - i bardzo podobne do innych posłów.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP