W piątek przed Sądem Okręgowym w Katowicach zakończyła się kolejna rozprawa przeciwko Katarzynie W., oskarżonej o zabicie swojej półrocznej córki Magdy. Przesłuchiwani byli na niej kolejni świadkowie, m.in. 61-letni Stanisław S. - mężczyzna, który sam zgłosił się na policję, bo podsłuchał w pociągu rozmowę Katarzyny W. z mężem.
Obrońca Katarzyny W. złożył wnioski o przesłuchanie biegłych z zakresu informatyki, którzy sporządzali opinię po "badaniu" komputerów Katarzyny W. i jej męża. Chce uściślić, czy odwiedziny na tych stronach, które stanowią podstawę do zarzutu zabójstwa z premedytacją, miały miejsce przez wpisanie konkretnego adresu URL, wpisania fraz w wyszukiwarce czy kliknięcia w pewne podpowiedzi lub linki. W zdekodowaniu tych adresów, może pomóc tu tylko biegły informatyk. Prokurator oponuje: - Jest to dokładnie w opinii: część wejść na te strony były faktycznie z podpowiedzi, ale część fraz zostało literalnie wprowadzonych do komputera. To wszystko jest w opinii dokładnie określone - argumentuje. Sąd prosi o ten wniosek na piśmie. Zostanie on rozpatrzony na najbliższej rozprawie. Mecenas składa kolejny wniosek: - Proszę o zwrócenie się do sądu okręgowego w Katowicach o to, żeby ustalić, czy pani Beata Ch., oskarżona o zabicie syna Szymona, była przesłuchiwana w obecności psychologa lub psychiatry. Jeśli tak, proszę o przeprowadzenie dowodu, może to mieć znaczenie jeśli chodzi o wiarygodność świadka. O to samo proszę, jeśli chodzi o zeznania Małgorzaty S. współosadzonej z Katarzyną W. w areszcie w Katowicach - mówi. Mecenas składa kolejny wniosek na piśmie o powołanie nowego zespołu biegłych z zakresu medycyny sądowej oraz laryngologii i neonatologii. Prokurator też składa wniosek o zapoznaniee się ze stanem konta oskarżonej, zwrócenie się do redakcji, które z nią współpracowały, o kwoty, jakie jej płaciły. Chodzi o to, żeby zapoznać się ze stanem majątkowym oskarżonej, żeby mogła ponieść ewentualne koszty procesu. Mecenas nie ustosunkowuje się do tego wniosku. To nie jest dla niego kwestia istotna. Sędzia przerywa rozprawę do 1 sierpnia 2013 do godz. 9.30.
Sędzia wznawia rozprawę po przerwie. Ponownie staje Stanisław S.
Sędzia 1: Panie mecenasie proszę.
Obrońca: Kiedy pan sporządził te notatki, które tu dał?
Sędzia S.: W przeciągu ostatnich 3 dni. W tej chwili nie mam pewności, czy wszystko tam podałem.
Obrońca: A czy wtedy, jak pan jechał pociągiem, notował pan coś?
Stanisław S.: Nie, wtedy nie.
Sędzia 1: Dlaczego tak późno się pan stawił u nas?
Stanisław S.: Liczyłem, że się to wyjaśni wcześniej. Przez ponad 10 lat byłem bezrobotny, nie miałem pieniędzy na przyjazd, teraz w końcu pracuję.
Obrońca: To z czego się pan utrzymywał?
Stanisław S.: Mam depresję z powodu śmierci rodziny, mam drugi stopień niepełnosprawności. Nie mam renty.
Obrońca: Czy leczył się pan?
Stanisław S.: Nie chciałem na miejscu, gdzie mieszkam, bo ludzie różnie patrzą. Ja pracowałem w szkole zawodowej górniczej i różnie by tam ludzie patrzyli. Podjąłem leczenie w Małopolskiem.
Obrońca: Od kiedy zaczął się pan interesować sprawą Katarzyny W?
Stanisław S.: Nie interesowałem się wcale. Te słowa które usłyszałem, były kontrą dla tego, co ja miałem na barkach z matką.
Obrońca: W którym momencie zetknął się pan z tą sprawą?
Stanisław S.: Nie interesowałam się tą sprawą, tylko mnie te słowa dotknęły. Jak zaczęło się to w prasie, śledziłem ją.
Obrońca: Nie mam pytań już.
Sędzia 1: Dziękujemy panu za obecność.
(...)
Sędzia 1: Strony podtrzymują zgodę, na odczytania protokołów zeznań świadków Kazimierza S, Doroty M, Kesji K., Krzysztofa Sz. Sąd uznaje za ujawnione bez odczytania protokoły tych przesłuchań.
Obrońca pyta, kiedy mężczyzna przygotował notatki. Jak mówi, stało się to w ciągu ostatnich trzech dni. S.S: W przeciągu ostatnich 3 dni. W tej chwili nie mam pewności,czy wszystko tam podałem. Na pytanie sądu dlaczego tak późno się zgłosił, odpowiedział: - Przez ponad 10 lat byłem bezrobotny, nie miałem pieniądzy na przyjazd, teraz w końcu pracuję - mówi. Świadek przyznaje, że się leczył. - Nie chciałem na miejscu, gdzie mieszkam, bo ludzie różnie patrzą. Ja pracowałem w szkole zawodowej górniczej i różnie by tam ludzie patrzyli. Podjąłem leczenie w Małopolskim - opowiada. Mecenas składa wniosek o powołanie kolejnych świadków: policjanta, który brał udział w czynnościach po ujawnieniu informacji, że nie było porwania. To Marcin R. Prokurator przychyla się do wniosku. Kolejna sprawa odbędzie 1 sieprnia.
Sędzia 1: Staje świadek Stanisław S., świadek spoza listy, lat 61, mechanik samochodowy, niekarany, obcy w stosunku do oskarżonej. Pan zgłosił się z własnej inicjatywy.
Stanisław S.: Myślałem, że moja obecność będzie tu niepotrzebna, ale jednak doszedłem do wniosku, że muszę tu przyjść. Często jeździłem (pociągiem – red.) do mieszkania, które pozostało mi w spadku po mamie. Pamiętam dokładnie, że było to z niedzieli na poniedziałek, na pewno. W czasie tej podróży do przedziału w Gliwicach weszła Katarzyna W. z Bartłomiejem.
Sędzia 1: Czy może pan podać datę tego zdarzenia?
Stanisław S.: Można dojść do tego po aktach sprawy, którą założyłem szpitalowi w związku ze śmiercią mojej matki.
Sędzia 1: Jest pan pewny, że to była Katarzyna W.?
Stanisław S.: Tak, na pewno.
Sędzia 1: Jak ona wyglądała?
Stanisław S.: Mogę powiedzieć jakie mieli bagaże i jakie kurtki. Trudno mi powiedzieć więcej coś. Ze środków masowego przekazu ich znam, nie mam tu żadnych wątpliwości. W czasie jazdy w przedziale, mnie zaciekawiło, zaskoczyło zachowanie tych młodych ludzi, byli spokojni i stonowani. Katarzyna pytała retorycznie męża: kto by marnował życie, kto by marnował czas na wychowanie dziecka, jak inni się bawią i jeżdżą za granicę. Bartłomiej przytulał się do jej brzucha. Ja dopiero potem sobie te wszystkie fakty połączyłem, on już wtedy przeżywał dramat.
Sędzia 1: Jest pan pewny, że to byli oni?
Stanisław S.: Bez dwóch zdań.
Sędzia 1: Jakieś pytania panie prokuratorze?
Prokurator: Czy jest pan pewny, że oni wsiedli do pociągu w Gliwicach, prosto do pana przedziału?
Stanisław S: Tak.
Prokurator: Mówił pan, że oni mieli bagaże. Jak wyglądały?
Stanisław S.: Bartłomiej miał reklamówkę, Katarzyna miała torebkę.
Prokurator: Czy ciążą była widoczna?
Stanisław S.: Nie, nie było widać.
Sędzia 1: Panie mecenasie?
Obrońca: Czy ma pan jakieś notatki z tego czasu?
Stanisław S.: Tak.
Świadek składa do akt notatnik.
Sędzia zarządza 15 minut przerwy.
Sędzia zarządza 15 minut przerwy.
Przed sądem staje Stanisław S., starszy pan, sam się zgłosił do sądu. - Myślałem, że moja obecność będzie tu niepotrzebna, ale jednak doszedłem do wniosku, że muszę tu przyjść. Często jeździłem do mieszkania, które pozostało mi w spadku po mamie. Pamiętam dokładnie, że było to z niedzieli na poniedziałek, na pewno. W czasie tej podróży do przedziału w Gliwicach weszła Katarzyna W. z Bartłomiejem - rozpoczyna opowiadać mężczyzna. Zapewnia, że widział Katarzynę W. - Mogę powiedzieć, jakie mieli bagaże i jakie kurtki. Trudno mi powiedzieć więcej coś. Ze środków masowego przekazu ich znam, nie mam tu żadnych wątpliwości - podkreśla. I kontynuuje: - W czasie jazdy w przedziale, mnie zaciekawiło, zaskoczyło zachowanie tych młodych ludzi, byli spokojni i stonowani. Katarzyna pytała retorycznie męża: kto by marnował życie, kto by marnował czas na wychowanie dziecka, jak inni się bawią i jeżdżą za granicę. Bartłomiej przytulał się do jej brzucha. Ja dopiero potem sobie te wszystkie fakty połączyłem, on już wtedy przeżywał dramat. - Jest pan pewny, że to byli oni? - dopytuje sąd. - Bez dwóch zdań - odpowiada świadek. Prokurator pyta, czy jest pan pewny, że oni wsiedli do pociągu w Gliwicach, prosto do jego przedziału. - Tak - odpowiada mężczyznę. - Bartłomiej miał reklamówkę, Katarzyna miała torebkę - dodaje. Jak mówi, ciąża nie była wtedy widoczna.
Sędzia 1: Staje świadek Małgorzata K. , lat 51, policjantka, Sosnowiec, w stosunku do oskarżonej – obca. Wie pani w jakiej sprawie jest świadkiem?
Małgorzata K.: Tak, wiem. Tego dnia wykonywałam kilka czynności, m.in. eksperyment procesowy.
Sędzia 1: Chodzi mi głównie o oględziny mieszkania państwa W. Jest z tego notatka służbowa. Czy pani i pani koleżanka oglądałyście to mieszkanie? Bo z pań notatek wynika, że nigdzie nie było żadnych rzeczy dziecka, oprócz karuzelki nad łóżkiem. Czy jest pani pewna tego?
Małgorzata K.: Tak, nie było w mieszkaniu żadnych rzeczy, oprócz łóżeczka, zdziwiło nas, że nie ma nawet pieluszek. Miałyśmy tam zabezpieczyć rzeczy dziecka na potrzeby analizy DNA.
Sędzia 1 prezentuje zdjęcia z dokumentacji, jakie zrobił zespół policji dzień wcześniej (jest tam dużo zabawek, ubranek, rzeczy dziecka)
Małgorzata K.: Nie pamiętam w tej chwili, czy te wszystkie rzeczy z dokumentacji zdjęciowej były, czy nie było ich w mieszkaniu państwa Waśniewskich. Zwróciło naszą uwagę na pewno to, że w kuchni nie było żadnych buteleczek czy innych akcesoriów dziecięcych. Rzeczy do badań genetycznych, pani Waśniewska wydała nam z kosza na pranie.
Sędzia 1: Czy pytały panie panią Waśniewską, co się stało z tymi rzeczami dziecka?
Małgorzata K.: Nie pamiętam.
Sędzia 1: Przejdźmy do protokołu eksperymentu z udziałem Katarzyna W. dotyczącego czasu przejścia pomiędzy jej mieszkaniem, a miejscem, gdzie miało mieć miejsce zdarzenie, przez nią opisywane. Jaki to był czas, okres tego przejścia, jaki wyliczyliście?
Małgorzata K.: Nie przypominam sobie, ale był znacznie krótszy niż to, co mówiła Katarzyna W.
Sędzia 1: Czy to była zasadnicza różnica?
Małgorzata K.: Tak, często się zatrzymywałyśmy w trakcie eksperymentu, Katarzyna W. nam opisywała różne rzeczy, wskazywała miejsca, to było rejestrowana na kamerę, więc czas musiał być dłuższy.
Sędzia 1: Czy Katarzyna W. mówiła na temat napastnika?
Małgorzata K.: Ona wszystko opisywała bardzo dokładnie, wszystkich ludzi, wszystko co działo się dookoła. To było dziwne, bo jak się spaceruje to się nie patrzy na wszystkich. Jeśli chodzi o sprawcę mówiła tylko, że był wysoki, miał kurtkę z pasem. Mówiła, że się za nim oglądała, a on za nią szedł.
Sędzia 1: Panie prokuratorze?
Prokurator: Co wzięłyście pani do badań genetycznych?
Małgorzata K.: Ubranka i chyba kawałek ugryzionego chleba. Nie było żadnych pieluszek, smoczka też chyba nie było w domu. Butelek też nie. Nie było żadnych śmieci w mieszkaniu, a w szczególności śmieci po dziecku.
Prokurator: Czy Katarzyna W. pamiętała bardzo dokładnie, gdzie pojawił się sprawca?
Małgorzata K.: Tak, bardzo dokładnie nam to opisała. Miało to być na ul. Żeromskiego, tu miał się pojawić i zacząć obserwować Katarzynę W. Mówiła, że on cały czas za nią szedł.
Prokurator: Jaka była mniej więcej różnica w czasie między eksperymentem a zeznaniami oskarżonej?
Małgorzata K.: Nie pamiętam, ale chyba ok. 40 minut różnicy.
Prokurator: Czy panie pytały oskarżoną o tę różnicę?
Małgorzata K.: Już nie miałyśmy okazji, bo prokuratura zabrała Katarzynę W.
Prokurator: Dziękuję.
Sędzia 2: Panie mecenasie.
Obrońca: Jak ona opisała tego mężczyznę?
Małgorzata K.: Że się obróciła i zobaczyła tego mężczyznę, który zaczął się jej dziwnie przyglądać i była wystraszona od tego momentu. Twierdziła, że dzwoniła nawet do swojego brata, żeby po nią wyszedł, bo ktoś ją obserwuje. W jej relacji były trzy momenty, gdy mówiła o jego obecności.
Obrońca: Jak opisywała sam moment ataku?
Małgorzata K.: Dla mnie dziwne było, że ona wskazywała dziwne szczegóły – balkony w bloku naprzeciwko. Potem tylko poczuła silne uderzenie w tył głowy.
Obrońca: Kiedy pani po raz pierwszy dowiedziała się, że coś stało się z dzieckiem?
Małgorzata K.: Z samego rana, dnia 25 stycznia, dzień wcześniej nie pracowałam.
Obrońca: Co pani przekazano?
Małgorzat K.: Że w nocy było porwanie dziecka i jakie czynności będziemy wykonywać.
Obrońca: Panie na ul. Floriańskiej przyszłyście o której godzinie?
Małgorzata K.: Nie pamiętam, ale rano. Mogło być ok. 9, 10, na pewno to jest w protokole zatrzymania rzeczy.
Obrońca: Czy domownicy zostali obudzeni przez was?
Małgorzata K.: Pani Waśniewska spała, a Bartłomiej pił kawę w kuchni. Bartłomiej obudził Kasię.
Obrońca: Dziękuję.
Sędzia 1: Dziękujemy pani za obecność.
Na pytanie, czy Katarzyna W. mówiła coś na temat napastnika, policjantka odpowiada: - Ona wszystko opisywała bardzo dokładnie, wszystkich ludzi, wszystko co działo się dookoła. To było dziwne, bo jak się spaceruje to się nie patrzy na wszystkich. Jeśli chodzi o sprawcę mówiła tylko że był wysoki, miał kurtkę z pasem. Mówiła, że się za nim oglądała, a on za nią szedł. Świadek odpowiada na pytanie prokuratury, jakie przedmioty wzięły do badań DNA. - Ubranka i chyba kawałek ugryzionego chleba. Nie było żadnych pieluszek, smoczka też chyba nie było w domu. Butelek też nie. Nie było żadnych śmieci w mieszkaniu, a w szczególności śmieci po dziecku - mówi.
Kolejny świadek to Małgorzata K., policjantka, - Nie było w mieszkaniu żadnych rzeczy, oprócz łóżeczka, zdziwiło nas, że nie ma nawet pieluszek. Miałyśmy tam zabezpieczyć rzeczy dziecka na potrzeby analizy DNA - opowiada policjanta. Sąd prezentuje zdjęcia z dokumentacji zdjęciowej, jaki zrobił zespół policji dzień wcześniej - jest tam dużo zabawek, ubranek, rzeczy dziecka. - Nie pamiętam w tej chwili, czy te wszystkie rzeczy z dokumentacji zdjęciowej były, czy nie było ich w mieszkaniu państwa Waśniewskich. Zwróciło naszą uwagę na pewno to, że w kuchni nie było żadnych buteleczek, czy innych akcesoriów dziecięcych. Rzeczy do badań genetycznych, pani Waśniewska wydała nam z kosza na pranie - dodaje świadek.
Sędzia 1 wznawia rozprawę.
Sędzia 1: Stawili się świadkowie – Stanisław S., Małgorzata K., Piotr B. Poprosimy na środek Piotra B., policjanta z Sosnowca, w stosunku do oskarżonej – obcy. Wie pan w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Piotr B.: Wiem. Wykonywałem oględziny mieszkania w dniu zgłoszenia. Sporządzałem też protokół oględzin.
Sędzia 1: Czy rozmawiał pan z Bartkiem W. na temat tej sprawy?
Piotr B.: Ja go przesłuchiwałem przed tymi oględzinami.
Sędzia 1: Z tej dokumentacji zdjęciowej i protokołu oględzin wynika, że cały pokój, w którym przebywało dziecko wcześniej, przed zaginięciem był wypełniony ubrankami, zabawkami. Dzień później już nie było nic. Czy pan Waśniewski planował wyniesienie wszystkich rzeczy dziecka?
Piotr B.: Nie rozmawiałem z nim o tym. Nie wiem, czy te rzeczy dziecka zostały usunięte, nie wiem czy Bartłomiej W. planował ich posprzątanie i usunięcie.
Sędzia 1: Jak się zachowywał Bartłomiej W. podczas tych czynności?
Piotr B.: Był spokojny. Odpowiadał na pytania, nie histeryzował, znajdował się w ponurym nastroju.
Sędzia 1: Z Katarzyną W. w tamtym okresie czasu pan nie rozmawiał?
Piotr B.: Nie. Nie uczestniczyłem w dalszych czynnościach w mieszkaniu państwa Waśniewskich.
Sędzia 1: Panie prokuratorze?
Prokurator: Czy pamięta pan dziś układ tego mieszkania?
Piotr B.: Nie pamiętam dziś tego.
Sędzia 1: Panie mecenasie?
Obrońca: Czy uczestniczył pan w jakichś czynnościach związanych z wezwaniem na ul. Legionów?
Piotr B.: Byłem na służbie w tym dniu, uczestniczyłem w tych czynnościach na polecenie przełożonych. Zostało zgłoszone porwanie dziecka.
Obrońca: Czy ten telefon był tuż po zdarzeniu, czy później?
Piotr B.: Nie mam pojęcia, ale zapewne od razu po. Taka jest procedura.
Obrońca: Kto koordynował te wszystkie działania?
Piotr B.: Naczelnik, albo jego zastępca. Nie pamiętam, kto dokładnie tego dnia dowodził.
Obrońca: Dziękuję.
Sędzia 1: Dziękujemy panu za obecność dziś
Kolejny światek, który stawił się przed sądem to Piotr B. - policjant, który uczestniczył w czynnościach w sprawie Katarzyny W. - Wykonywałem oględziny mieszkania, w dniu zgłoszenia. Sporządzałem też protokół oględzin - opowiada.
- Z tej dokumentacji zdjęciowej i protokołu oględzin wynika, że cały pokój, w którym przebywało dziecko wcześniej, przed zaginięciem był wypełniony ubrankami, zabawkami. Dzień później już nie było nic - relacjonuje dalej.
Sędzia 1: Staje świadek Radosław D. lat 32, pedagog, zamieszkały w Aleksandrowie, w stosunku do oskarżonej – obce. Wie pan w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Radosław D.: Wiem. Jestem pracownikiem firmy Krzysztofa R., na przełomie stycznia i lutego ub.r wykonywaliśmy czynności w sprawie zaginięcia Magdaleny W. Przyjechaliśmy do Sosnowca, gdzie spotkaliśmy się z rodzicami Magdy, dowiedzieliśmy się od nich o przebiegu wydarzeń w Sosnowcu. Mówiła, że wyszła z dzieckiem na spacer do mamy, gdzie miała dziecko zostawić pod jej opieką. Niedaleko do tego miejsca, miała zostać zaatakowana przez nieznanego mężczyznę. Straciła przytomność. Miała zostać uderzona w tył głowy.
Sędzia 1: Podawała jakieś cechy tego napastnika?
Radosław D.: Podawała, jak był ubrany, ale to szczątkowe informacje były. Sama rozmowa dotyczyła tylko tego tematu. Podczas tej rozmowy dopytywaliśmy, czy podejrzewają kogoś, czy ktoś mógłby mieć motyw do porwania ich dziecka. Potem próbowaliśmy odtworzyć trasę przejścia pani W. z dzieckiem do momentu, gdy miała straciła przytomność.
Sędzia 1: Czy to się udało?
Radosław D.: Tak, ale już wtedy nie zgadzał się czas przejścia. Wg jej relacji miało zajmować to przejście ok. 15 minut, a w rzeczywistości był to czas godziny, a nawet ponad godziny.
Sędzia 1: Czy nie było to jednak w jakiejś granicy tolerancji?
Radosław D.: Czas ten znacznie odbiegał od tego, ile może trwać spokojny spacer z wózkiem na tej trasie. Wtedy Katarzyna W. zaczęła sobie przypominać, że się cofała, wracała do domu, bo wzięła za mało pieluch dla dziecka. Te informacje przekazałem Krzysztofowi R., jej zachowanie odbiegało od standardowych zachowań ludzi, którzy mieli problem i oczekują pomocy. To wzbudziło moje podejrzenia, od początku jej relacja budziła wątpliwości – całokształt jej zachowania wzbudzał te wątpliwości. Mimo, że osoba może być w dużym stresie, zmęczona. Wielokrotnie uczestniczyłem w czynnościach związanych z porwaniami, uprowadzeniami, ucieczkami, opiekunowie, rodzice dzieci zachowywali się zupełnie inaczej.
Sędzia 1: Na czym polegała ta odmienność?
Radosław D.: Nie chciała współpracować, konfabulowała, nie udostępniała wszystkich informacji, a wręcz ukrywała je, utajniała. Gdy wychodziły w trakcie jakieś niejasności, dopytywaliśmy, żeby sprecyzować czas, miejsce pewnych zdarzeń, wtedy zmieniała swoje relacje.
Sędzia 1: Czy pan uczestniczył w rozmowie w hotelu Trojak?
Radosław D.: Tak. Częściowo tak.
Sędzia 1: Kto wpadł na taki pomysł, jak to przebiegało?
Radosław D.: Od dawna podejrzewaliśmy K.W, że jej relacje nie są szczere. Próbowaliśmy wcześniej przeprowadzić badanie wariograficzne. Samo badanie nie było istotne, ale podejście i zgodzenie się na to badanie rodziców Magdy… przekazaliśmy im informację, że chcemy ich poddać takiemu badaniu kilka dni wcześniej, jak miało być przeprowadzone. Katarzyna W. nie chciała się na to zgodzić, na to badanie. Była przekonywana przez Bartłomieja, który nie miał żadnych oporów, żeby poddać się badaniu. W końcu wyraziła zgodę na poddanie się takiemu badaniu, natomiast świadomie, w dniu badania przyjęła duża dawkę leków antydepresyjnych mając świadomość, że mogą one wpłynąć na wynik badania. Szukała tych informacji w internecie, co zostało potwierdzone adresem iP jej komputera. Rozmawiała o tym z Bartkiem – próbowała także mnie i innych pracowników biura pytać, jak oszukać wariograf, czy jest to możliwe w ogóle.
W dniu, w którym miało dojść do badaniu wariografem, Katarzyna W. zamknęła się w łazience i odmówiła poddaniu się temu badaniu. W kolejnym dniu Bartłomiej i rodzice przekonali ją, żeby podała się temu badaniu. Ale w rozmowie poprzedzającej badanie odmówiła samego badania. Nie wiem, czy ona odmówiła, czy osoba przeprowadzająca badanie, stwierdziła, że nie może ono zostać wykonane.
Sędzia 1: Wróćmy do sprawy hotelu Trojak. Kto wpadł na ten pomysł?
Radosław D.: Nie pamiętam. Pamiętam, że rozmawiałem z rodzicami Bartka, gdzie przedstawiłem wszystkie nasze wątpliwości, że podejrzewamy Katarzynę W. o zamieszanie w sprawę. Mieliśmy nadzieję, że dziecko żyje, że zostało komuś przekazane. Katarzyna W. i Bartłomiej byli w hotelu, Krzysztof R., rodzice Bartłomieja, a także na początku ja byłem obecny. Powiedzieliśmy Katarzynie W. wprost, że kłamie, że wiemy, że kłamie i żeby powiedziała, co się stało tak naprawdę. Katarzyna W. powiedziała, że chce rozmawiać tylko z Krzysztofem. W momencie gdy z nim została, miała się przyznać do wypadku.
Sędzia 1: Czy wiedział pan, że to było nagrywane?
Radosław D.: Nie. Ja nie wiedziałem, że ta rozmowa jest rejestrowana. Mogłem się tego domyślać, ale byłem zajęty innymi czynnościami. Mogłem się tego domyślać, bo standardowo się nagrywa takie rozmowy z podejrzanymi.
Sędzia 1: Czy Katarzyna W. wiedziała, że to jest nagrywane?
Radosław D.: Nie wiem tego.
Sędzia 1: Czy te kamery były w widocznych miejscach?
Radosław D.: Nie widziałem leżących na wierzchu kamery, statywu, czy czegokolwiek. Byłem wtedy skupiony na gestach i tym, co robi Katarzyna W.
Sędzia 1: Czy panu jest coś wiadomo, że Katarzyna W. robiła jakieś ustalenia z Krzysztofem R., o tym, co ma mówić policji, organom ścigania?
Radosław D.: Nie mam takiej wiedzy, nie było mnie przy takich rozmowach Katarzyny W. z Krzysztofem R.
Sędzia 1: Czy była jeszcze mowa później o kolejnym badaniu wariograficznym?
Radosław D.: Nie pamiętam.
Sędzia 1: Czy wie pan, że oni pojechali do Łodzi i mieszkali w lokum udostępnionym przez Krzysztofa R.?
Radosław D.: Tak, wiem o tym, ale nie znam okoliczności, bo się wówczas tą sprawą nie zajmowałem. Tylko sporadycznie przyjeżdżałem do Łodzi. Nie mam wiedzy na temat rejestrowania obrazu czy dźwięku z tego mieszkania w Łodzi. Nie kojarzę też, czy była mowa o kolejnym badaniu wariograficznym tam. Nic więcej na temat tej sprawy sobie nie przypominam.
Sędzia 1: Proszę usiąść, odczytamy fragment zeznań z postępowania przygotowawczego.
(…)
Sędzia 1: Czy podtrzymuje pan swoje zeznania?
Radosław D.: Tak zeznawałem, to podtrzymuję.
Sędzia 1: W protokole zeznał pan, że wg pana obserwacji to nie był wypadek, że Katarzyna W. z premedytacją zabiła dziecko. Czy ma pan jakieś informacje, poza obserwacjami i analizą jej zachowania?
Radosław D.: Nie.
Sędzia 1: Panie prokuratorze.
Prokurator: Dziękuję.
Sędzia 1: Panie mecenasie.
Obrońca: Mówił pan o tym, jak reagowała, jak zachowywała się Katarzyna W. w tym hotelu Trojak. Jak ona reagowała w sytuacjach, gdy stanęła pod ścianą?
Radosław D.: Agresywnie. Po tym, jak przekazaliśmy jej informacje, że wiemy, że kłamie, że jest świadek, ona zachowywała się agresywnie, obrażała rodziców Bartka, zatykała uszy, zamykała się w łazience. Nie starała się bronić poprzedniej wersji wydarzeń.
Obrońca: Czy te reakcje w momencie, gdy obowiązywała wersja porwania była analogiczna?
Radosław D.: W moim odczuciu Katarzyna W. nigdy nie pokazywała swojej prywatnej twarzy. Ona grała rolę, jaką sobie wyimaginowała. Była chwiejna zarówno w rozmowie, intonacji, zachowaniu, gestykulacji.
Obrońca: Pan obserwując to spotkanie w Trojaku był skupiony na gestach Katarzyny W. W jakim sensie?
Radosław D.: Chodziło o tym, żeby ona powiedziała nam prawdę. Wiedzieliśmy o tym, że ona kłamała dotychczas. Mowa ciała jest tutaj bardzo ważna.
Obrońca: Czy coś w gestach dostrzegł pan niepokojącego?
Radosław D.: Podczas mojej obecności w pokoju Katarzyna W. nie powiedziała nic na temat tej sprawy.
Obrońca: Czy ona milczała cały czas?
Radosław D.: W większości czasu ona milczała, poza wybuchami agresji.
Obrońca: Na czym polegały te ataki agresji?
Radosław D.: Krzyk, ucieczka do łazienki, obrażanie rodziców Bartka. W momencie, jak wyszła z łazienki to chciała zostać tylko z Krzysztofem.
Obrońca: W pewnym momencie przyznała się Krzysztofowi R., że doszło do wypadku. Czy pamięta pan okoliczności, gdy ona mówiła, gdzie są zwłoki dziecka?
Radosław D.: Tak, ona sama wskazała nam to miejsce.
Obrońca: Czy w czasie podróży na miejsce ona coś mówiła, jak się zachowywała?
Radosław D.: Spokojnie. Nie rozmawiałem z nią w trakcie tej podróży. Wyszła z samochodu, jakieś 50 metrów od miejsca, gdzie miała być Magda, stanęła i nie chciała iść dalej. Mówiła. Że tam leży Magda. Później z nią już nie rozmawiałem, krótko po tym, jak tam dojechaliśmy, przyjechała policja, która ją przejęła.
Prokurator: Jedno pytanie: czy długo była w tej łazience jak uciekła i się zamknęła?
Radosław D.: Kilka minut.
Sędzia 1: Czy wie pan, dlaczego ona wskazała wam miejsce ukrycia zwłok, inne niż rzeczywiste?
Radosław D.: Nie.
Sędzia 1: Dziękujemy panu za obecność dziś.
Sędzia zarządził przerwę do godz.12
Prokurator Zbigniew Grześkowiak nie miał pytań do pierwszych trzech świadków. Podobnie było podczas wcześniejszych przesłuchań. Prokurator w rozmowie z reporterem TVN 24 tłumaczył, że wszystkie pytania, które miał do świadków zdawał podczas postępowania przygotowawczego w prokuraturze. Teraz jego pytania byłyby tylko przedłużaniem postępowania sądowego.
Mężczyzna przyznał, że nie wiedział, że rozmowa, podczas której Katarzyna W. przyznała się do kłamstwa, była rejestrowana. - Mogłem się tego domyślać, ale byłem zajęty innymi czynnościami. Mogłem się tego domyślać, bo standardowo się nagrywa takie rozmowy z podejrzanymi - mówi współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego.
Kolejny świadek to Radosław D., pracownik Krzysztofa Rutkowskiego. - (Katarzyna W.) podawała, jak był ubrany, ale to szczątkowe informacje były. Sama rozmowa dotyczyła tylko tego tematu. Podczas tej rozmowy dopytywaliśmy, czy podejrzewają kogoś, czy ktoś mógłby mieć motyw do porwania ich dziecka. Potem próbowaliśmy odtworzyć trasę przejścia pani W. z dzieckiem do momentu, gdy miała stracić przytomność. - Już wtedy nie zgadzał się czas przejścia. Według jej relacji miało zajmować to przejście ok. 15 minut, a w rzeczywistości był to czas godziny, a nawet ponad godziny. - Wielokrotnie uczestniczyłem w czynnościach związanych z porwaniami, uprowadzeniami, ucieczkami, opiekunowie, rodzice dzieci zachowywali się zupełnie inaczej - mówił dalej. Dopytywany, na czym polegała ta odmienność, odpowiedział: - Nie chciała współpracować, konfabulowała, nie udostępniała wszystkich informacji, a wręcz ukrywała je, utajniała. Gdy wychodziły w trakcie jakieś niejasności, dopytywaliśmy, żeby sprecyzować czas, miejsce pewnych zdarzeń, wtedy zmieniała swoje relacje.
Sędzia 1: Staje świadek pan Mateusz K., lat 18, z Sosnowca, uczeń. W stosunku do oskarżonej – obcy. Czy wie pan w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Mateusz K.: Tak wiem. Ja z kolegą wracałem z centrum Sosnowca i spotkaliśmy leżącą na chodniku panią. Dokładnie nie pamiętam, kiedy to było. Było to przy ul. Legionów, na chodniku, na alejce w parku. Zadzwoniliśmy po karetkę.
Sędzia 1: Czy to była ta pani, która jest to obecna?
Mateusz K.: Tak, to ona.
Sędzia 1: Czy pan może opisać to miejsce, gdzie ją znaleźliście?
Mateusz K.: Kawałek za mostem, pomiędzy żywopłotem, a takiej alejce w parku.
Sędzia 1: Jak ona leżała?
Mateusz K.: Twarzą do ziemi.
Sędzia 1: Czy miała jakieś obrażenia?
Mateusz K.: Nie, nic.
Sędzia 1: Leżała nieprzytomna? Kiedy się przebudziła?
Mateusz K.: Była nieprzytomna, odzyskała przytomność po kilku minutach. Pytaliśmy się jej, co się stało, ona powiedziała, że nie wie, ale dokładnie tego nie pamiętam. Zadzwoniliśmy po karetkę, przyjechała i się nią zajęli. My poszliśmy do domu.
Sędzia 1: Czy coś jeszcze zwróciło pana uwagę?
Mateusz K.: Tak, pusty wózek. Ja spytałem, gdzie pani dziecko? Ona przerażona zaczęła pytać: gdzie moje dziecko? Nie pamiętam, czy jeszcze coś mówiła na temat dziecka czy wózka. To tyle, co pamiętam.
Sędzia 1: Czekaliście na przyjazd karetki?
Mateusz K.: Tak. Przechodziła jeszcze jakaś starsza pani, i czekała z nami. Nikogo więcej tam nie było. Nic więcej sobie nie przypominam.
Sędzia 1 odczytuje fragmenty zeznań z postępowania przygotowawczego świadka.
Kolejny świadek to chłopak, który znalazł Katarzynę W. leżącą na ziemi, Mateusz K. - Ja z kolegą wracałem z Centrum Sosnowca i spotkaliśmy leżącą na chodniku panią. Dokładnie nie pamiętam, kiedy to było. Było to przy ul. Legionów, na chodniku, na alejce w parku. Zadzwoniliśmy po karetkę. - Czy to była ta pani, która jest to obecna - dopytuje sąd. - Tak, to ona - odpowiada świadek. Mężczyzna relacjonuje, że Katarzyna W. leżała "kawałek za mostem, pomiędzy żywopłotem, a takiej alejce w parku". - Była nieprzytomna, odzyskała przytomność po kilku minutach. Pytaliśmy się jej, co się stało, ona powiedziała, że nie wiem, ale dokładnie tego nie pamiętam. Zadzwoniliśmy po karetkę, przyjechała i się nią zajęli. My poszliśmy do domu - relacjonuje. Sąd dopytuje, czy coś jeszcze zwróciło jego uwagę. - Tak, pusty wózek. Ja spytałem, gdzie pani dziecko? Ona przerażona zaczęa pytać: "Gdzie moje dziecko"? Nie pamiętam, czy jeszcze coś mówiła na temat dziecka czy wózka - podkreśla.
Sędzia 1: Odczytamy teraz fragmenty pana zeznań z postepowania przygotowawczego.
Sędzia 1: Czy podtrzymuje pan te zeznania?
Mateusz M.: Tak, podtrzymuję.
Sędzia 1: Z pana zeznań wynika, że była tylko jedna rozmowa Bartłomieja z Katarzyną telefoniczna, już ta, podczas której dowiedział się o porwaniu. Przypomina pan sobie, czy to była jedyna rozmowa między nimi?
Mateusz M.: Było tak, jak wcześniej zeznawałem. Wtedy lepiej to pamiętałem.
Sędzia 1: Zeznał pan, że jak skończyli rozmawiać, Bartek powiedział, że Kasię napadnięto, a małą Magdę porwano. Czy tak to miało wyglądać, że Katarzyna W. mówiła, że została napadnięta, uderzona w głowę, a jej córkę porwano?
Mateusz M.: Tak jak zeznawałem poprzednio – tak pamiętałem, taka rozmowa i taka relacja miała miejsce.
Sędzia 1: Potem zeznał pan, że szukamy wysokiego mężczyzny w kurtce z paskiem. Tak pan zeznawał?
Mateusz M.: Tak, podtrzymuję także to, co zeznawałem w dniu 25 stycznia. Szukaliśmy mężczyzny wysokiego w ciemnych jeansach, beżowej kurtce z paskiem.
Sędzia 1: Panie prokuratorze?
Prokurator: Dziękuję.
Sędzia 1: Panie mecenasie.
Obrońca: Ile i jakie osoby były tam na miejscu, przy karetce?
Mateusz M.: Nie pamiętam.
Obrońca: A czy pan lub któryś z kolegów rozmawiał z jakimś policjantem na miejscu?
Mateusz M.: Możliwe, że Tomek się pytał, ale też dobrze nie pamiętam.
Obrońca: Dziękuję.
Sędzia 1: Bardzo panu dziękujemy.
Obrońca pyta ile i jakie osoby były na miejscu przy karetce?
- Nie pamiętam - odpowiada świadek. - A czy pan, lub któryś z kolegów rozmawiał z jakimś policjantem na miejscu? - dopytuje Ludwiczek.
- Możliwe, że Tomek się pytał, ale też dobrze nie pamiętam - mówi Mateusz M.
Przed rozprawą mecenas Arkadiusz Ludwiczek zaproponował, aby prokurator Zbigniew Grześkowiak zapoznał się z przygotowanym przez obrońce wnioskiem o powołanie nowych biegłych. Prokurator od początku rozprawy zapoznaje się z tym dokumentem. Katarzyna W. zachowuje się podobnie jak na poprzednich rozprawach. Kontaktuje się ze swoim obrońcą, pisząc informacje na kartce.
Podczas zeznań składanych przez świadków Katarzyna W. cały czas coś notuje. Wygląda jakby zapisywała dokładnie każde słowo wypowiadane przez świadka.
Sędzia 1: Staje świadek Mateusz M. Lat 22, student, zamieszkały w Sosnowcu. W stosunku do oskarżonej – obcy. Wie pan w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Mateusz M.: Wiem. Jestem znajomym Bartłomieja W. byłem z nim w dniu, gdy doszło do rzekomego porwania Magdy W.
Sędzia 1: Od kiedy do kiedy był pan w tym dniu z Bartłomiejem W.?
Mateusz M.: Tego dnia przyjechałem do Bartka…
Sędzia 1: Jaki to był dzień?
Mateusz M.: Nie pamiętam. Przyjechałem do niego ok. 18, na ul. Floriańską, do miejsca zamieszkania Bartka i Katarzyny.
Sędzia 1: Pan się wcześniej kontaktował z Bartłomiejem tego dnia?
Mateusz M.: Tak, tego dnia umówiliśmy się na wieczór, mieliśmy spędzić taki wieczorek przy komputerach.
Sędzia 1: Co dalej się działo?
Mateusz M.: Niewiele już pamiętam, bo to było dosyć dawno. Pamiętam, że Bartek dzwonił do rodziców, potem do Kasi zapytać, czy już dotarła do swoich rodziców. Siedziałem obok niego wtedy, słyszałem tę rozmowę. Nie pamiętam, czy po tej rozmowie był zaniepokojony, to było dawno, nie chciałbym czegoś przekręcić.
Sędzia 1: Co działo się dalej?
Mateusz M.: Niewiele pamiętam, nie chciałbym przeinaczyć tych wcześniejszych zeznań.
Sędzia 1: Odczytamy teraz fragmenty pana zeznań z postępowania przygotowawczego.
Zeznaje Mateusz M., kolega Bartka, z którym spędzał dzień, w którym miała zostać porwana Magda. - Przyjechałem do niego ok.18, na ul. Floriańską, do miejsca zamieszkania Bartka i Katarzyny - opowiada. - Tego dnia umówiliśmy się na wieczór, mieliśmy spędzić taki wieczorek przy komputerach - kontynuuje. Mężczyzna mówi, że niewiele już pamięta z tamtego czasu. - Pamiętam, że Bartek dzwonił do rodziców, potem do Kasi zapytać, czy już dotarła do swoich rodziców. Siedziałem obok niego wtedy, słyszałem tę rozmowę. Nie pamiętam, czy po tej rozmowie był zaniepokojony, to było dawno, nie chciałbym czegoś przekręcić - mówi.
Sędzia 1 odczytuje fragmenty zeznań Daniela P.
Fragmenty zeznań policjanta z postępowania przygotowawczego: Katarzyna W. miała powiedzieć Beacie Ch., że zabiła dziecko, bo było dla niej dużą przeszkodą i dużym obciążeniem budżetu domowego. Bała się śladów ziemi na rajtuzach Magdy, które mogły ją zdekonspirować.
Sędzia 1: Czy pan podtrzymuje te zeznania?
Daniel P.: W całości je podtrzymuję.
Sędzia 1: Panie prokuratorze.
Prokurator: Dziękuję.
Sędzia 1: Panie mecenasie.
Obrońca: Czy wykonywał pan tylko tę jedną czynność służbową w tym postępowaniu dotyczącym Beaty Ch.? Czy inne także?
Daniel P.: Byłem tylko przy tej wizji lokalnej i przy jej doprowadzeniu. Z podejrzaną nie miałem żadnych innych czynności procesowych.
Obrońca: A czynności procesowe z innymi osobami, ale w sprawie Beaty Ch.?
Daniel P.: Nie jestem w stanie powiedzieć. Na pewno brałem udział w jakichś przesłuchaniach w Będzinie w tej sprawie.
Obrońca: Czy pan wie, czy pani Beata Ch., była badana przez biegłego psychiatrę i psychologa?
Daniel P.: Wiem, że Beata Ch. była badana psychiatrycznie. Przy przesłuchaniu, nie wiem czy uczestniczył psycholog.
Obrońca: Czy wersja przy kolejnych przesłuchaniach Beaty Ch. była stabilna, czy zmieniała się?
Daniel P.: Beata Ch. Odnośnie stawianych jej zarzutów, podawała inną wersję, a potem ją zmieniła.
Sędzia 1: Dziękujemy panu za obecność.
Pytania zadaje obrońca Katarzyny W. - Czy wykonywał pan tylko tę jedną czynność służbową w tym postępowaniu dotyczącym Beaty Ch.? Czy inne także? - pyta.
- Byłem tylko przy tej wizji lokalnej i przy jej doprowadzeniu. Z podejrzaną nie miałem żadnych innych czynności procesowych - odpowiada.
- Czy wersja, którą przy kolejnych przesłuchaniach Beaty Ch. była stabilna, czy zmieniała się? - dopytuje obrońca.
- Beata Ch. odnośnie stawianych jej zarzutów, podawała inną wersję, a potem ją zmieniła - odpowiada. S1: dziękujemy panu za obecność.
Sędzia 1: Dzień dobry. Stawiła się oskarżona, jej obrońca z urzędu, stawili się świadkowie: Meteusz M., Mateusz K., Daniel P. Poproszę pana Daniela P. Na środek. Staje pan Daniel P. Lat 38, policjant, zamieszkały w Cieszynie. W stosunku do oskarżonej – obcy. Czy panu wiadomo, w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Daniel P.: Tak. Wykonywaliśmy czynności służbowe z panią Beatą Ch., oskarżoną o zabójstwo syna Szymona, w trakcie tej czynności – wizji lokalnej, jechaliśmy z Będzina do Cieszyna i tam będąc w komendzie powiatowej policji, pani Beata Ch. poprosiła mnie o rozmowę. Wcześniej jak jechaliśmy samochodem, mówiła, że chce porozmawiać, ale na osobności. W trakcie tej rozmowy, pani Beata Ch., powiedziała mi, że będąc na terenie aresztu w Katowicach, kilkakrotnie spotkała się z Katarzyną W. i tam na spacerniaku opowiedziała jej, jak doszło do śmierci jej córki. Było to w trakcie jakiejś imprezy w jej mieszkaniu w Sosnowcu, był tam obecny jej mąż Bartek i kilka innych osób, nie pamiętam dokładnie jakie. Pobieżnie pamiętam, do czego się sprowadzał ten jej przekaz – w trakcie tej imprezy , Katarzyna W. miała się dopuścić zabójstwa córki przez uduszenie, a potem zainscenizować jej upadek.
Sędzia 1: Czy pani Beata Ch. Opowiadała panu coś więcej o okolicznościach tej rozmowy, w czasie której miała jej opowiedzieć, co się stało?
Daniel P.: Z tego co pamiętam, to prawdopodobnie nie opowiadała mi, jak doszło do tej rozmowy i kto ją zainicjował ani czy byli inni świadkowie tej rozmowy. Ja też nie zadawałem ich kolejnych pytań, tylko ją wysłuchałem, co chciała mi powiedzieć. Jedynie zapytałem ją – jaki jest powód, dlaczego chce o tym rozmawiać, ale ona nie umiała powiedzieć. Nie chciała nic za to, mówiła, że poczuwa się do odpowiedzialności. Złożyłem z tego dokumentację służbową.
Sędzia 1: Drugie moje pytanie: Czy pani Beata Ch. mówiła, dlaczego akurat z nią miała rozmawiać na ten temat?
Daniel P.: Nie pamiętam, może to jest w protokole moich zeznań. Nie chcę teraz wymyślać. To wszystko, co teraz sobie przypominam.
Sędzia 1: Proszę usiąść, odczytamy pana zeznania z postępowania przygotowawczego.
Sędzia 1 odczytuje fragmenty zeznań Daniela P.
- Czy pani Beata Ch. opowiadała panu coś więcej o okolicznościach tej rozmowy, w czasie której miała jej opowiedzieć, co się stało? - pyta sędzia. - Z tego co pamiętam, to prawdopodobnie nie opowiadała mi, jak doszło do tej rozmowy i kto ją zainicjował, ani czy byli inni świadkowie tej rozmowy. Ja też nie zadawałem ich kolejnych pytań, tylko ją wysłuchałem, co chciała mi powiedzieć. Jedynie zapytałem ją – jaki jest powód, dlaczego chce o tym rozmawiać, ale ona nie umiała powiedzieć. Nie chciała nic za to, mówiła, że poczuwa się do odpowiedzialności. Złożyłem z tego dokumentację służbową - odpowiada Daniel P.
- Wykonywaliśmy czynności służbowe z panią Beatą Ch., oskarżoną o zabójstwo syna Szymona, w trakcie tej czynności - wizji lokalnej, jechaliśmy z Będzina do Cieszyna i tam będąc w komendzie powiatowej policji, pani Beata Ch. poprosiła mnie o rozmowę. Wcześniej, jak jechaliśmy samochodem, mówiła, że chce porozmawiać, ale na osobności. W trakcie tej rozmowy, pani Beata Ch., powiedziała mi, że będąc na terenie aresztu w Katowicach, kilkakrotnie spotkała się z Katarzyną W. i tam na spacerniaku opowiedziała jej, jak doszło do śmierci jej córki. Było to w trakcie jakiejś imprezy w jej mieszkaniu w Sosnowcu, był tam obecny jej mąż Bartek i i kilka innych osób, nie pamiętam dokładnie jakie. Pobieżnie pamiętam, do czego się sprowadzał ten jej przekaz – w trakcie tej imprezy, Katarzyna W. miała się dopuścić zabójstwa córki przez uduszenie, a potem zainscenizować jej upadek - opowiada mężczyzna.
Pierwszy świadek to policjant Daniel P., któremu Beata Ch. matka Szymona z Będzina opowiedziała, że K.W mówiła jej o okolicznościach śmierci małej Magdy.
- Wspaniale, że nie mamy dziecka. Mamy wreszcie czas dla siebie - miała powiedzieć Katarzyna W. do swojego męża Bartłomieja niemal półtora roku temu podczas podróży pociągiem. Twierdzić tak ma - jak nieoficjalnie podają media - nowy świadek, który wtedy podsłuchał rozmowę w przedziale. Dziś będzie zeznawał na kolejnej rozprawie Katarzyny W.
Podczas poprzedniej rozprawy, 8 lipca, sąd przesłuchiwał ojca dziecka. Bartłomiej był pytany m.in. o zachowanie żony przed i po śmierci córki oraz o relacje małżonków w różnych okresach.
Jako świadkowie zeznawali też przyrodni brat Bartłomieja W., a także jego dawny kolega, przypadkowo spotkany w dzień śmierci dziewczynki. Obaj nie rozszerzyli wcześniejszych wyjaśnień ze śledztwa.
Dwa dni po ostatniej rozprawie, sąd na posiedzeniu rozpatrywał m.in. wniosek obrońcy Katarzyny W. o powołanie nowych biegłych, którzy mieliby rzucić nowe światło na okoliczności śmierci dziecka. Sąd nie zdecydował się na to, argumentując że dotychczasowi biegli medycyny sądowej w sposób kategoryczny wskazali jako przyczynę śmierci gwałtowne uduszenie. Sąd przedłużył też oskarżonej areszt o trzy miesiące. Ocenił przy tym m.in., że w tym czasie realne jest zakończenie procesu.
Dusiła dziecko?
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Zdaniem prokuratury Katarzyna W. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.
Autor: rf,aj//gak//mat/zp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24