"Specyficzna frazeologia lotnicza stosowana w lotnictwie wojskowym jest dla kontrolerów cywilnych często niezrozumiała", a możliwość komunikowania się w języku polskim "może mieć diametralne znaczenie i wpływać na bezpieczeństwo" - wynika z dokumentu adresowanego do szefa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, do którego dotarł tvn24.pl. Ocena dotyczy projektu resortu infrastruktury, który miał pomóc w zastępowaniu odchodzących z pracy polskich kontrolerów ich kolegami zza granicy.
Według informacji tvn24.pl zapis w projekcie rozporządzenia ministra infrastruktury znoszący obowiązek znajomości polskiego przez kontrolerów jest związany z kryzysem w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Jego efektem jest spodziewane z końcem kwietnia odejście z PAŻP nawet 80 procent kontrolerów zbliżania z lotniska na warszawskim Okęciu, a także kontrolerów obszaru odpowiadających za bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej nad całą Polską. Jeśli czarny scenariusz się sprawdzi 1 maja zatrudnionych w PAŻP będzie o 30 procent kontrolerów mniej niż jeszcze w marcu.
Ratowanie sytuacji poprzez zatrudnianie kontrolerów z zagranicy zapowiadał m.in. wiceszef resortu Marcin Horała. - Jest możliwość usunięcia wymogu znajomości języka polskiego dla kontrolerów. Wtedy moglibyśmy zatrudnić kontrolerów z innych państw. To będzie dla nich atrakcyjna oferta - mówił Horała na antenie Radia ZET.
Wojsko ostrzega
Tymczasem, jak ustaliliśmy, polskie wojsko negatywnie ocenia to rozwiązanie. Reporter tvn24.pl dotarł do oficjalnej opinii w sprawie projektu rozporządzenia.
Pismo z 19 kwietnia adresowane do prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego Piotra Samsona oraz do wiadomości Inspektora Sił Powietrznych gen. Jacka Pszczoły zostało podpisane przez pułkownika Piotra Tuszę - Szefa Szefostwa Służby Ruchu Lotniczego Sił Zbrojnych.
Płk Tusza podkreśla w dokumencie, że "w celu zapewnienia najwyższego poziomu bezpieczeństwa w polskiej przestrzeni powietrznej zasadnym jest pozostawienie dotychczasowego wymogu posiadania uprawnienia uzupełniającego w zakresie języka polskiego przez kontrolerów ruchu lotniczego".
Pułkownik tłumaczy, że piloci wojskowi posiadają "uprawnienie do prowadzenia korespondencji w języku angielskim nadane na zasadach określonych w wewnętrznych uregulowaniach lotnictwa wojskowego", ale nie są "zobowiązani do okresowego potwierdzania poziomu znajomości języka angielskiego (tak jak ma to miejsce w przypadku załóg cywilnych)".
Co więcej - jak pisze płk Tusza - "zgodnie z przepisami wojskowym, korespondencja radiowa w przypadku niektórych z lotów próbnych" wykonywanych przez wojskowe samoloty "musi być prowadzona w języku polskim".
"Specyficzna frazeologia lotnicza stosowana w lotnictwie wojskowym jest dla kontrolerów cywilnych często niezrozumiała, a sytuacje anormalne i awaryjne zaistniałe na pokładach wojskowych statków powietrznych znacząco różnią się od tych powszechnie spotykanych w lotnictwie cywilnym" - wyjaśnia pułkownik.
I dalej pisze: "Tym samym, możliwość komunikowania się w języku polskim w obliczu komplikacji i nieoczekiwanego obrotu zdarzeń na pokładzie statku powietrznego może mieć diametralne znaczenie i wpływać na bezpieczeństwo tychże załóg".
Co, kiedy, którędy
O tym, jak od momentu inwazji Rosji na Ukrainę wygląda niebo nad Polską pisaliśmy w tvn24.pl na początku kwietnia. Od początku wojny mniej więcej połowa przestrzeni powietrznej nad Polską jest pokryta strefami przeznaczonymi dla wojskowych samolotów. Ich piloci są w kontakcie z kontrolerami OAT (Operational Air Traffic, czyli operacyjny ruch lotniczy) pracującymi w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Tam też pracują kontrolerzy nadzorujący ruch cywilny, którzy mają za zadanie pilnować, by nie doszło do kolizji cywilnych maszyn z wojskowymi.
"Do południowej strefy alfa wskakują dwa F-35 i po pierwszych kilku minutach najpierw jeden, a potem drugi grubo naruszają naszą przestrzeń" - pisał kontroler w sprawozdaniu z dyżuru, do którego dotarł tvn24.pl. I dalej: "Zaczynają się urywać telefony, przekleństwa, kolejne samoloty już na poziomach mocno zbliżonych do wojskowych F-35 są kilka minut od nich, cytując krzyczącego do wojskowych przez słuchawkę KZ [kierownik zmiany - red.] 'czy wy tam ku*** chcecie pozabijać ludzi?'" - relacjonował kontroler.
Inny kontroler opisywał: - Para F-35 po tankowaniu w powietrzu nad Łaskiem ruszyła w stronę granicy, by ją patrolować. Przed takim przelotem kontroler OAT powinien zadzwonić do nas i poinformować - co, kiedy, którędy i na jakim poziomie leci. Często nie było tych telefonów albo były już w trakcie przelotu. Musieliśmy cholernie uważać, by czegoś nie "zespawać".
Szkolenie i praktyki
Zdaniem kontrolerów zniesienie wymogu znajomości polskiego nie jest rozwiązaniem nie tylko ze względu na trwającą wojnę.
Kontrolerzy, z którymi rozmawialiśmy, oceniali, że zniesienie obowiązku znajomości polskiego niewiele zmienia, bo to nie język jest problemem. - By nowy kontroler mógł zacząć pracę, musi najpierw nauczyć się naszych przepisów, odbyć szkolenie na symulatorze i odbyć praktyki. To potrwa około pół roku - usłyszeliśmy od jednego z naszych rozmówców.
Wtóruje mu inny: - Każdy kontroler ma uprawnienia na konkretne lotnisko. Nawet przeniesienie kontrolera z innego miasta do Warszawy nie jest proste i wymaga kilku miesięcy szkolenia, zanim będzie on mógł zacząć pracę.
- Zapis znoszący wymóg znajomości polskiego jest fatalny. Dla wszystkich, którzy znają się na rzeczy, jest to oczywiste - stwierdza w rozmowie z tvn24.pl rozmówca zbliżony do ULC. Inne źródło zbliżone do urzędu precyzuje: - To miał być tylko straszak na kontrolerów.
O komentarz do sprawy portal tvn24.pl poprosił rzecznika Ministerstwa Infrastruktury Szymona Huptysia. Do czasu publikacji tekstu odpowiedź jednak nie nadeszła.
Negocjacje trwają
Projekt rozporządzenia, który zakłada między innymi zniesienie obowiązku posługiwania się biegle językiem polskim przez kontrolerów ruchu lotniczego, pojawił się na stronach Rządowego Centrum Legislacji przed tygodniem i został poddany konsultacjom.
Pomysł zniesienia wymogu znajomości polskiego jest odpowiedzią na problemy kadrowe wśród warszawskich kontrolerów, które są wynikiem konfliktu między szefostwem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej a częścią kontrolerów sprzeciwiającym się m.in. zaniżaniu standardów bezpieczeństwa w agencji. Konflikt zaostrzył się pod koniec 2021 roku, gdy ówczesny szef PAŻP Janusz Janiszewski ogłosił nowy regulamin wynagrodzeń obniżający pensje części kontrolerów. Od listopada otrzymują oni tzw. porozumienia zmieniające z nowymi warunkami płacy. Ci, którzy je odrzucili, po okresie wypowiedzenia odchodzą z agencji.
W efekcie poza PAŻP na przełomie marca i kwietnia 2022 roku znalazło się 44 z 216 kontrolerów z dwóch kluczowych dla płynności ruchu lotniczego nad Polską grup - to kontrolerzy zbliżania warszawskiego Okęcia i kontrolerzy obszaru odpowiadający za ruch między lotniskami w całym kraju. Z końcem kwietnia z PAŻP ma odejść kolejnych 136, czyli w sumie 180 kontrolerów.
Od początku kwietnia toczą się negocjacje nowego kierownictwa Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej z przedstawicielami Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego. Kolejna runda rozmów zaplanowana jest na niedzielę.
Źródło: tvn24.pl