Pan Jerzy nie ma długów. Ma je natomiast firma, w której zostawił swoją łódź do remontu. Asesor komorniczy, zamiast zająć mienie dłużnika, zabrał między innymi jacht pana Jerzego. - Myślałem, że sprawa jest prosta - opowiada mężczyzna, który bezskutecznie próbuje odzyskać swoją własność.
Pan Jerzy przed sezonem żeglarskim oddał swój jacht do remontu jednej z giżyckich firm. Gdy na jej teren wszedł komornik, by zająć mienie za długi, zabrał dwie łodzie klientów, w tym tę należącą do pana Jerzego. Mężczyzna sprawę zgłosił na Kontakt24.
Asesor nie chciał słuchać argumentów
- Komornik powinien sam powiedzieć: przepraszam, pomyliłem się. I to wszystko - mówi pan Jerzy. - Myślałem, że ta sprawa jest prosta. Po prostu przychodzę z dowodem rejestracyjnym - dodaje. Opowiada, że komornika nie przekonała przedstawiona jako dowód lista ponad 70 osób - nie tylko z Polski, ale również z Australii i USA - które mogą potwierdzić, że łódź należy do niego. Nie pomogło też potwierdzenie ze strony dwóch firm, które wcześniej remontowały jacht.
Asesor miał być informowany przez przedstawicieli firmy, że łodzie nie są jej własnością, lecz klientów, prywatnych osób. Nie chciał słuchać tych argumentów. Zajął dwa jachty, w tym należący do pana Jerzego.
Komornik chroniony prawem
Kancelaria komornicza twierdzi, że z tym dłużnikiem "przygody" miała już wcześniej i nie mogła dać wiary zapewnieniom, iż łódka należy do kogo innego.
Jak przekonuje pracownik kancelarii, asesor postępował zgodnie z prawem, a błędów - jego zdaniem - należy szukać w ustawie. Informuje, że jachty będą zajęte, póki sąd nie rozstrzygnie, do kogo należą. - Jeżeli byśmy tego nie zrobili, to zgodnie z artykułem 767 (Kodeksu postępowania cywilnego - red.) jest coś takiego, jak instytucja zaskarżenia postępowania komornika za niewykonanie czynności, do których został zobligowany wnioskiem egzekucyjnym - dodaje.
Komornik wycenił jacht na 7 tys. złotych, ale pan Jerzy twierdzi, że to najwyżej połowa faktycznej wartości łodzi. Próbował w cztery oczy sam rozmawiać z asesorem. Ten miał nie okazać skruchy i odesłał go do sądu. Zgodnie z tym pouczenie, pan Jerzy w czerwcu złożył skargę. Musiał zapłacić 650 złotych kosztów sądowych. Pierwszą rozprawę wyznaczono na koniec listopada.
Autor: mart//rzw / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24