Edmund Klich oraz polska prokuratura z jednej strony i minister Jerzy Miller z Rosjanami z drugiej strony spierają się o charakter lotu prezydenckiego samolotu - czy był to lot cywilny czy wojskowy? Tymczasem z planu lotu, jaki załoga tupolewa przedstawiła 9 kwietnia, wynika, że był to lot wojskowy. TVN24 informowała o tym już w maju.
- Plan lotu jest to depesza, którą musi nadać każdy statek powietrzny, żeby mógł wykonać lot w przestrzeni kontrolowanej - mówił Dariusz Szpineta ze szkoły pilotażu "Ad Astra", który w maju analizował ten dokument na antenie TVN24. Bez niego nie można wykonać zaplanowanego lotu.
W przypadku tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem, plan lotu został wysłany w piątek 9 kwietnia o godzinie 11.47 (później był jeszcze modyfikowany). - Dotyczył lotu o symbolu papa lima foxtrot 101 [PLF 101-I-M - red.]. Według przepisów wykonywania lotu, według instrumentów był to wojskowy lot - podkreślał Szpineta. To właśnie litera "M" (od ang. military) znajdująca się na końcu numeru lotu oznacza wojskowy charakter lotu.
Odpowiedzialność pilotów
Według cywilnych procedur decyzję o lądowaniu podejmuje samodzielnie załoga samolotu. Rola wieży sprowadza się przede wszystkim do dostarczenia jej wszelkich informacji dotyczących warunków panujących na lotnisku.
Natomiast w przypadku wojskowych lotów kontrolerzy mają prawo wydawać polecenia załodze. Mogą np. zamknąć lotnisko w przypadku złych warunków atmosferycznych i nie zezwolić maszynie na lądowanie. W takim wypadku w śledztwie dotyczącym katastrofy pod Smoleńskiem można by brać pod uwagę ewentualną współodpowiedzialność rosyjskich kontrolerów z lotniska Siewiernyj.
Klich kontra Miller
Edmund Klich, polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), zarzuca Rosjanom, że nie przekazali polskiej komisji badającej przyczyny tragedii dokumentów dotyczących procedur na lotnisku Siewiernyj i wielu innych dokumentów. Członkowie rosyjskiej komisji uzasadniali to – jak wyjaśniał Klich - tym, że na lotnisku pod Smoleńskiem stosowano procedury obowiązujące w lotnictwie cywilnym.
Tymczasem jego zdaniem lot powinien być zakwalifikowany - przynajmniej w jego ostatniej fazie - jako lot wojskowy.
Przeciwnego zdania jest minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller. - Pomiędzy Rosją a polską komisją wyjaśniającą okoliczności katastrofy smoleńskiej nie ma sprzeczności w kwestii, jaki charakter miał ten przelot - oświadczył w piątek szef MSWiA Jerzy Miller. I dodał: - To był lot cywilny.
Zdaniem szefa MSWiA o charakterze lotu decyduje nie właściciel samolotu, lecz cel lotu. - A celem tego lotu było przewiezienie konkretnych osób, w związku z tym miał on charakter lotu pasażerskiego. Wobec tego nie ma między nami sprzeczności - powiedział Miller, który przewodniczy pracom polskiej komisji badającej katastrofę w Smoleńsku.
Zeznania kontrolerów
Wcześniej tvn24.pl dotarł do niepublikowanych wcześniej zeznań podpułkownika Pawła Plusina - kontrolera pracującego w Smoleńsku 10 kwietnia. Powiedział on m.in., że lotnisko Siewiernyj należy do rosyjskiego Ministerstwa Obrony. A ruchem lotniczym zawiadywali wtedy sami wojskowi. Co więcej w trakcie lądowania konsultowali swoje działania z dyżurnym operacyjnym transportu wojskowego w Moskwie (kryptonim "Logika"). Poza tym kontroler nie znał języka angielskiego obowiązującego w lotnictwie cywilnym.
Z kolei "Gazeta Wyborcza" napisała, że w wieży kontroli lotów, poza kontrolerem lotów Pawłem Plusinem i jego pomocnikiem przebywał także płk gwardii Nikołaj Krasnokutski, wcześniej dowodzący 103. Gwardyjskim Krasnosielskim Pułkiem Wojskowego Transportu Lotniczego na lotnisku w Smoleńsku, który był tam także 7 kwietnia. Według gazety wbrew procedurom to on przejął inicjatywę w wieży i dzwonił do przełożonych w Twerze i do dowództwa wojsk lotniczych w Moskwie, by dostać zgodę na wydanie zakazu lądowania (zamknięcie lotniska).
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24